Za nimi z zapalem ruszyla Indra. Tak bardzo chciala odnalezc Rama, musial wszak byc gdzies tutaj, w tej dolinie.
Gdy zeszla na dol, okazalo sie, ze wszyscy znikneli.
– Ratunku, gdzie jestescie? Nie bawimy sie teraz w chowanego!
– Tutaj! – zawolal Jori. – Predko, zaraz cos zobaczysz!
Kierujac sie jego glosem, Indra zaglebila sie w gesta roslinnosc.
Potem nadeszla kolej Sol.
– Chyba i ty pojdziesz? – z pewnym lekiem spytala Kira.
– Oczywiscie – zapewnil.
– Troche dziwne wydaje mi sie to, co mowia o podobienstwie tych okolic do Krolestwa Swiatla.
– I mnie to zastanawia. Krzyknij, jak tylko bedziesz na dole, pojde zaraz za toba.
Sol usmiechnela sie leciutko.
– Ciesze sie, ze jestes z nami, Kiro, czuje sie przy tobie taka bezpieczna.
Straznik patrzyl na nia wyczekujaco, jak gdyby oczekiwal czegos wiecej, lecz Sol juz schodzila w dol zbocza.
Na samym koncu w doline zszedl Kiro. Popatrzyl jeszcze w gore na ich bezpieczna przystan, J1, ktory stal teraz, bezradny, do niczego nieprzydatny.
Potem odwrocil sie w strone pieknego lasu. Musza odnalezc J2 i wszystkich jego pasazerow.
Nagle w telefonie odezwal sie Chor. Mial do przekazania naprawde sensacyjne informacje.
Kiro zmarszczyl proste, czarne brwi Lemuryjczyka.
– Jestes pewien?
– Na sto procent. Wiem na ten temat wszystko.
– To tlumaczy swiatlo. Ale jak, na milosc boska, moglo sie tak stac?
– No wlasnie – zgodzil, sie Chor.
Kiro przygryzl warge.
– Zaczekasz na mnie na dole? Chcialbym dowiedziec sie czegos wiecej na ten temat.
– Zaczekam nieco glebiej w lesie, ale teraz moj telefon najwyrazniej sie wyladowuje. Musze jak najpredzej powiadomic innych… Halo, Kiro, slyszysz mnie?
Kiro odpowiedzial:
– Halo, Chor, znikasz. Halo! Nie, nic juz nie slysze, Chor? Slyszysz mnie? Obiecuje, ze przekaze nowine pozostalym. Natychmiast.
W mikrofonie rozlegaly sie szumy i trzaski. Polaczenie z Chorem zostalo definitywnie przerwane.
Kiro czym predzej pospieszyl na dol.
5
PRZEZYCIA OKA NOCY
Mlody Indianin zawolal do przyjaciol: „Wszystko tu wyglada spokojnie. Mozna nawet powiedziec, ze przypomina Krolestwo Swiatla. Schodzcie na dol!”
Potem rozejrzal sie dokola.
Jakas sciezka prowadzaca prosto? Skad sie tu wziela? Nie obiecuje to niczego dobrego, oznacza obecnosc zywych istot w dolinie. Oko Nocy mimowolnie siegnal po swoj pistolet. Noz, w kazdej chwili dostepny, wisial u pasa.
Czy uslyszal jakis odglos? Moze to spadl lisc albo ktos obok cicho postawil na ziemi stope?
Oko Nocy mial wspanialy sluch, potrafil wychwycic kazdy najdrobniejszy nawet szelest.
Zdecydowal, ze przejdzie jeszcze kawaleczek dalej. Odrobine, nie za daleko, bo przeciez musi zaczekac na reszte.
Chcial tylko posluchac…
Jedna reka na nozu, druga na pistolecie. Stal tak w zlocistozielonym niewysokim lesie, czujac, jak budza sie wszystkie jego zmysly, lecz podczas gdy one pracowaly, mysli szybowaly wlasnymi drogami.
Czul sie… Jak mial to nazwac? W pewnym sensie uswiecony. Ta wyprawa byla jego wielkim zyciowym zadaniem, zarowno ojciec, jak i inni medrcy plemienia starannie wbili mu to do glowy. „Jestesmy dumni z tego, ze to ty zostales wybrany, Oko Nocy” – mowil wodz. – „A jeszcze dumniejsi bedziemy, kiedy wykonasz swe zadanie jak przystoi Indianinowi, byc moze przyszlemu wodzowi plemienia. Szukaj pomocy, rady i wsparcia u duchow naszych przodkow, byli przy tobie wowczas, gdy stales sie mezczyzna, teraz takze cie nie opuszcza, jesli okazesz im nalezny szacunek”.
K i e d y wykonasz swoje zadanie. Tak wyrazil sie wodz. Nie j e s 1 i. Te slowa nie do konca wygnaly strach z jego duszy. Oni w pelni mu ufali, co wiec bedzie, jezeli sie nie sprawdzi? Czy plemie odwroci sie wowczas od niego? Czy tak samo postapia przodkowie?
Oko Nocy goraco pragnal, by byli przy nim, by z szacunkiem i uznaniem obserwowali, jak wywiazuje sie z powierzonego mu wielkiego zadania.
Badzcie przy mnie, dumni przodkowie, zacne duchy, patrzace na nas z Krainy Wiecznych Lowow. Tak bardzo chcialbym postapic slusznie. Badzcie przy mnie, abym mogl odnalezc piekne zrodlo i przyczynic sie do tego, by Madragowie i Obcy wypelnili swoja misje, przyniesli ulge i dodali sil naszej udreczonej Ziemi.
Nie zauwazyl nawet, kiedy znow ruszyl sciezka.
Jakze zdumiewajaco podobny jest ten las do gajow i zagajnikow w Krolestwie Swiatla! Tu jest zupelnie tak jak w lesie za ich osada, Oko Nocy gotow byl przysiac, ze poznaje te gruba zakrzywiona galaz na drzewie nieopodal.
Uszedl zaledwie kilka krokow, gdy znalazl sie na przepieknej polanie. Nie zdazyl nawet stwierdzic, czy juz tu kiedys byl, bo zaraz…
Choc wlasciwie nie powinien byl wierzyc wlasnym oczom, to jednak uznal widok, jaki sie przed nim roztoczyl, za calkiem naturalny.
Wokol totemu jego plemienia siedzieli przodkowie, zamgleni staroscia, lecz pelni dostojenstwa, od ktorego moglo zakrecic sie w glowie. Pewien byl, ze to oni, widzial ich wszak tamtej nocy, gdy dostapil wtajemniczenia. Gdy wszedl na polane, odwrocili sie do niego z majestatyczna powaga.
Glos zabral ten w pioropuszu z pior bialoglowego orla:
– To ty masz uratowac swiat, nasz synu!
Oko Nocy pochylil glowe.
– Przybywasz wyslany nie przez Indian, zostales bowiem wybrany, jestesmy z ciebie dumni, Ty-Ktory- Widzisz-Poprzez-Mrok.
– Uczynie, co tylko bede mogl – odparl Oko Nocy. – Jesli zechcecie wspomoc mnie swoja sila i madroscia.
– Pojdz wiec z nami, pokazemy ci droge.
Wstali i ruszyli miedzy drzewa i krzewy, ktorych jasnozielone listki obrzezone byly zlotem.
Oko Nocy podazyl za nimi.
ODKRYCIE CHORA
Nieprawda byloby stwierdzenie, ze Madrag zszedl na dol z gracja.
Jakos jednak, pojekujac, dotarl na dol. Rozejrzal sie dokola.
Gdzie sie podzial Oko Nocy? Przeciez dopiero tu byl.
Dziwne.
No, jest jakies przerzedzenie z lewej strony, prowadzace w glab lasu. Najlepiej isc tedy. Zapewne ta wlasnie droga poszedl Indianin.
Chor kolebiacym krokiem ruszyl naprzod. Wiedzial, ze nikt by go nie zostawil. Wszyscy uczestnicy ekspedycji byli jego przyjaciolmi. Oko Nocy zawsze okazywal mu wielka zyczliwosc, wypytywal o samopoczucie, Chor wiec wcale sie nie martwil. Przyjaciel na pewno byl tuz przed nim, widac przeszedl przez ten gaszcz, pelen kwiatow