PRZYGODA JORIEGO
Jori po zejsciu na dol czekal na Sasse, ktora lekliwie wciskala sie w skalna polke, i wtedy uslyszal jakis odglos.
Naprawde byl to dzwiek, nie omam. Dobiegal z krzakow i swiadczyl o tym, ze jakies zwierze najwyrazniej znalazlo sie w niebezpieczenstwie. Brzmial jak rozdzierajace serce pobekiwanie, niemal krzyk.
Jori, wielki przyjaciel zwierzat, zareagowal momentalnie. Predko popatrzyl w gore na Sasse, lecz dziewczynka nie spuscila sie jeszcze ponizej koron drzew, ktore przeslanialy widok. Doslyszal jej wystraszona prosbe: „Przytrzymaj mnie, Indro”. Uznal, ze Sassie raczej sie nie spieszy, wiec on zdazy zalatwic obie sprawy, zachowujac nawet pewien margines czasu. Rzucil sie wiec czym predzej miedzy drzewa.
Jori nie widzial w ogole zadnej sciezki – ani tej Oka Nocy wiodacej prosto, prowadzacej w lewo Chora czy tez skrecajacej w prawo sciezki Yorimoto. Nie pozostawalo mu nic innego, jak wbiec prosto w krzaki, i to wlasnie zrobil bez namyslu.
Okazalo sie, ze mala kozke napadly dwa drapiezniki. Nigdy takich jeszcze nie widzial, nie potrafil nawet stwierdzic, czy naleza do rodziny psow czy kotow, podobno jednak w Gorach Czarnych zylo mnostwo przeroznych zwierzat.
Ale… Kozka z czarna plamka na plecach i czarnym koniuszkiem ogona to przeciez jego zwierzatko! Nalezalo wlasciwie do wiesniaka z zagrody sasiadujacej z jego domem w Krolestwie Swiatla, lecz Jori uwazal ja za swoja, bo byl przy jej narodzinach. Co ona tu robi?
A… ten las to przeciez las w poblizu Sagi!
Jori nie zdazyl sie zastanowic nad tym zadziwiajacym faktem i nie wahal sie ani przez moment w zetknieciu z niebezpieczenstwem. Zerwal galaz z mlodego drzewka, ktorych grupka rosla w poblizu, i zamierzyl sie na potwory. Prychnely do niego, a wiec byly to jednak koty. Znacznie od niego mniejsze, predko sie poddaly, wycofaly sie i zniknely w zaroslach.
Takie zwierzeta w Krolestwie Swiatla? Nalezy to zglosic, jak najpredzej. Ale on przeciez znajdowal sie w… Nie, nie mial sil, zeby zastanawiac sie nad ta niezwykla nagla zmiana miejsca. Kozlatko bylo powaznie ranne w przednia noge, to o wiele wazniejsze. Noga wygladala na zlamana. Kozka na trzech nozkach pokustykala miedzy drzewa.
Och, nie, to niemozliwe, pomyslal przerazony Jori, bedzie latwa zdobycza dla tych dwoch drapieznikow albo dla innych bestii.
Pobiegl za kozka, usilujac zwabic ja do siebie, lecz bez powodzenia.
Sassa? Ach, co tam Sassa, ma innych opiekunow. Kozlatko zas nie mialo nikogo.
Przez krotki moment zastanawial sie, gdzie mogli podziac sie inni, ci, ktorzy przed nim zeszli na dol, zaraz jednak zwyciezyly gorace uczucia, jakie Jori zawsze zywil dla zwierzat. Co sil w nogach pognal w piekny zlocistozielony zagajnik.
HISTORIA SASSY
Ach, jakze sie bala! Zsuwala sie w dol, wiedzac, ze tam czeka na nia Jori wraz z towarzyszami. Wszystko jednak wydawalo sie niezwykle przerazajace, jedyne, o czym mogla myslec, to miasto Saga w Krolestwie Swiatla.
Chce do domu, do domu, do moich ukochanych dziadkow i do Huberta Ambrozji!
Na milosc boska, dlaczego zakradlam sie do Juggernauta? Dlaczego nie mowili, ze to takie niebezpieczne i takie okropne?
Doskonale wiedziala, ze ostrzegano ja co najmniej dwadziescia razy. Ona jednak nie chciala sluchac, sadzila, ze przesadzaja, uwazala, ze wszystko zniesie.
Hop, i byla na dole.
Cisza.
– Jori, gdzie jestes?
Czy wydawalo jej sie, ze slyszy jego glos? Stala nieruchomo, nasluchujac, i czula, jak serce wali jej w gardle.
Nie, chyba tylko jej sie wydawalo.
– Jori?
Na pomoc, alez glos jej drzy! Widac naprawde sie boi.
Ale czy to nie jego niebieska koszula blyska tam miedzy drzewami? Pojawila sie tylko na moment i zaraz zniknela.
Oczywiscie, ze to Jori.
Zachecona, ostroznie zrobila kilka krokow w prawo, bo tam wlasnie dostrzegla niebieskie przeblyski. Teraz nic juz nie widziala, byla jednak pewna, ze nie ulegla zludzeniu.
O, jest tez i sciezka! Jak dobrze, od razu poczula sie bezpieczniej.
Ruszyla dalej. Wzdluz przypominajacego sciezke przeswitu miedzy drzewami, ktory miala przed soba, rosly przepiekne zolte kwiaty. Wszystko tutaj bylo zielone, zolte i zlociste. Zalane lagodnym blaskiem slonca.
Tak samo jak w Krolestwie Swiatla.
Ale Joriego ani sladu.
Chce wracac do domu, do domu, do babci Ellen i dziadka Nataniela, i do mego ukochanego kota, ktory, gdy sie poloze, zwija mi sie w klebek na szyi, a ogonem siega do karku. Sasiedzi twierdza, ze to niehigieniczne, ale babcia i dziadek i tak mi na to pozwalaja.
Jak strasznie za nimi tesknie.
Wsrod lisci blysnelo swiatlo, niczym refleks sloneczny odbilo sie w jej oczach. Czy tu, w Gorach Czarnych, znajdowalo sie jakies slonce? Nie, to na pewno tylko odbicie.
Poczula sennosc. Gdzie sie podzial Jori? Bala sie wchodzic glebiej w las, no bo co bedzie, jesli on jej nie znajdzie? Albo jesli ona zabladzi?
To okropne.
Lepiej usiasc tutaj i zaczekac.
– Jori?
Nikt nie odpowiedzial na jej wolanie. Kto mial schodzic po niej? Czy nie Indra?
– Indro? Jestes tutaj? Ja jestem tu.
Nie, nikt nie odpowiadal.
Coz za uparte odbicie! Sassa polozyla sie na ziemi na boku, zeby swiatlo nie razilo jej w oczy. Jakze cudownie miekka trawa! Taka jak ta, ktora byla tylko w domu.
Poplakujac, Sassa usnela.
Obudzila sie niedlugo, bo cos ocieralo sie o jej gole lydki. Zdumiona usiadla. Hubert Ambrozja?
Z poczatku miala wrazenie, ze jest w swojej sypialni, zaraz jednak sie zorientowala, ze nadal znajduje sie w lesie o zlotych lisciach.
– Alez Hubercie Ambrozjo, co ty tutaj robisz? – zagadala do kota drzacymi wargami. – Jak sie tu znalazles? Czy szedles za nami? I masz na sobie niebieska kokarde, tak samo jak wtedy, kiedy widzialam cie po raz ostatni. Ze tez jej jeszcze nie zgubiles!
Hubert Ambrozja wydal z siebie jednoczesne mrukniecie i miaukniecie swiadczace o zadowoleniu.
– Tak, tak, ja tez sie ciesze, ze cie widze, moj kochany, ale nie pojmuje, skad sie wziales? Och, nie, Hubercie Ambrozjo, zostan tutaj, nigdzie nie chodz to moze byc niebezpieczne.
Ale kot juz sie jej wyrwal i podskokami wbiegl w las.
Sassa poderwala sie na rowne nogi, rozpaczliwie wolajac ukochanego przyjaciela.
6
Glosy syczaly ochryple:
– Mamy ich! Ci, ktorzy sa na dole, musza zrobic jeszcze tylko kilka krokow!