najcudowniejszych barw.

W tym miejscu bylo niemal rownie pieknie jak w Krolestwie Swiatla, nikt by nie przypuscil, ze tak wlasnie moze byc.

Chyba ze… Czy to nie jest Krolestwo Swiatla?

Nonsens, niemozliwe!

Nie, Oka Nocy nie bylo po drugiej stronie zagajnika, Chor znalazl tu natomiast co innego.

W domu, w Srebrzystym Lesie, Chor pracowal nad pewnym wynalazkiem, otoczonym scisla tajemnica. Poza nim o wszystkim wiedzial jedynie Heike.

Przy okazji nalezy przypomniec o dwoch istotnych sprawach. Madragowie byli nieslychanie uzdolniona pod wzgledem technicznym rasa, to jedno. Druga wazna rzecz to to, ze w Krolestwie Swiatla mozna sie bylo zdematerializowac, przemienic w czasteczki, ktore mogly sie przenosic w zadane miejsce i tam materializowac sie na powrot.

Obcy potrafili to od stuleci. Wymagalo to jednak wejscia do stacjonarnej kapsuly i poddania sie procesowi dematerializacji, ktory dokonywal sie po nacisnieciu odpowiednich przyciskow, powrot nastepowal rowniez w okreslonych miejscach w podobnych kapsulach. Odbywalo sie to mniej wiecej tak jak przesylanie poczty pneumatycznej.

Chor natomiast chcial czegos wiecej. Pragnal, by dana istota mogla rozlozyc sie na molekuly i przybyc w absolutnie kazde wyznaczone miejsce bez pomocy specjalnych kapsul.

Bylby to niesamowity, oszalamiajacy krok naprzod.

Chor posunal sie juz dosc daleko w swych eksperymentach, byl jednak pewien problem, ktorego rozwiklanie okazalo sie niezwykle trudne. Poza nim wszelkie klopoty wydawaly sie do pokonania. Ale to akurat…

Heike sluzyl mu pomoca. On wszak mogl sie przemieszczac wedle wlasnego zyczenia, tyle ze byl duchem, a to zupelnie zmienialo postac rzeczy. Chetnie podpowiadal jednak Chorowi to i owo, wyjasnial, w jaki sposob postepuja w takich sytuacjach duchy, co mowia i robia, by posluzyc sie ta tajemnicza technika. Zwykle pracowali na wielkim obszarze Srebrzystego Lasu, ktory oddano do dyspozycji Madragow. Bohater z Ludzi Lodu udzielal Chorowi rad, niekiedy bardzo dobrych, innym razem zupelnie nieprzydatnych. We dwoch spedzili wiele wesolych chwil.

Chor ujrzal przed soba wlasnie Srebrzysty Las, a wlasciwie owiany legenda Zlocisty Las, stanowiacy samo jadro Srebrzystego. A zatem byl w domu, w Krolestwie Swiatla.

Natychmiast dal znac Kirowi, ktory zostal teraz sam przy J1. Kiro z poczatku nie chcial mu wierzyc, no ale przeciez swiatlo…

Chor z zapalem opowiadal mu o swoim eksperymencie. Zrozumial, ze wszystko sie powiodlo: zatesknil za domem, za Krolestwem Swiatla, choc glosno nikomu sie do tego nie przyznal, no i caly J1 przeniosl sie wlasnie tam.

– To na pewno dlatego stracilismy lacznosc z J2 – cieszyl sie Chor. – Znow trafilismy do jasnego swiata, z ktorego nie ma przeciez polaczenia z Gorami Czarnymi. Halo, Kiro, trace z toba kontakt. Jestes tam jeszcze?

Uslyszal, jak Straznik obiecuje, ze powiadomi o wszystkim pozostalych, a pozniej glos Kira zanikl i Chor nagle poczul sie kompletnie osamotniony.

Bo gdzie sie podzial Oko Nocy? Nie bylo go w poblizu. A Kiro zostal teraz przy J1 sam. Co wiec stalo sie z innymi? Tymi, ktorzy poszli za mna? pomyslal Chor. Dyskretnie zawolal „hop, hop”, lecz nie doczekal sie odzewu.

No coz, skoro i tak sa w Krolestwie Swiatla, nie grozi im zadne niebezpieczenstwo. Nagle cos scisnelo go za serce. A co z J2? Przeciez jesli tamci nie mogli nawiazac lacznosci z jego Juggernautem, to znaczy, ze J2 wciaz znajduje sie w Gorach Czarnych.

Chor poczal czynic sobie wyrzuty. To jego wina, to on zdradzil towarzyszy! Czy nie mogl rowniez ich sprowadzic do domu, poslugujac sie mysla?

Nie, to oczywiscie niemozliwe. A poza tym, kto by sie ucieszyl na wiesc, ze polowa ekspedycji wrocila, niczego absolutnie nie dokonawszy?

Madrag az po grzywke zaczerwienil sie ze wstydu. Musi sprobowac zabrac swoich towarzyszy z powrotem w Gory Czarne. Ale jak to zrobic teraz, gdy sie rozpierzchli, a on sam tak bardzo oddalil sie od Juggernauta?

Usilowal odszukac droge do pojazdu z nadzieja, ze spotka wszystkich, ktorzy wyszli zaraz za nim, lecz nikogo nie widzial, a i drogi odnalezc nie mogl.

Ach, coz za przykra sytuacja!

Nagle z lasu wylonil sie jego przyjaciel, Madrag Tam.

– Chor, to ty? Skad sie tu wziales?

Chor juz otworzyl usta, by cos wyjasnic, nie zdazyl jednak nic powiedziec, bo Tam relacjonowal z wielkim zapalem:

– Musisz pojsc ze mna, mam wspaniale nowiny. Misa urodzila coreczke, mala jest taka sliczna, powinienes koniecznie ja zobaczyc!

– Ach, co ty mowisz! Dziewczynke? Tak bardzo chcialem, zeby to byla dziewczynka! Najwidoczniej dzisiaj spelniaja sie wszystkie moje zyczenia.

Uradowany pospieszyl za Tamem. Na chwile postanowil zapomniec o Gorach Czarnych.

ZEMSTA YORIMOTO

Samuraj, zeskoczywszy z ostatniej skalnej polki, stanal na bujnej trawie pod drzewami i zaczal sie rozgladac w poszukiwaniu towarzyszy, ktorzy juz dotarli na dol. Ani Indianina, ani Madraga nie bylo widac, lecz mogli pojsc jedna tylko jedyna droga: niewielkim otwartym przeswitem prowadzacym w prawo miedzy drzewa, na ktorych listki rosly tak gesto, ze nic nie bylo widac.

Yorimoto zawolal: „Nastepny!”, i ruszyl kawalek w glab lasu. Oko Nocy i Chor na pewno tam na niego czekaja. Mocno przyciskajac do ciala dlugi miecz, zeby nie zaczepial o galezie, Yorimoto zaglebil sie w spokojny zielony, polyskujacy zlociscie, las. Maszerowal zdecydowanym krokiem, godnym samuraja. No coz, ronina, jesli ktos chcialby byc bardzo dokladny, bezrobotnego samuraja, lecz o tym Yorimoto nie chcial pamietac.

Przystanal zamyslony.

Zaplonela w nim malostkowa nienawisc. Wlasnie mysl, ze jest roninem, zaczynala brac w nim gore. Dlaczego naszla go akurat tutaj, w tym niezwyklym miejscu?

Yorimoto zbyt malo wiedzial o Krolestwie Swiatla, by mogl rozpoznac, gdzie sie znalazl. Teraz byl w swoim starym swiecie, w ktorym rzadzily honorowe zasady samurajow.

Stal, nie zwracajac uwagi na piekno otaczajacego go lasu, i przypominal sobie tamten dzien, kiedy zostal roninem. Upokorzenie, gorycz. Stalo sie to na dlugo przedtem, zanim popelnil przestepstwo, za ktore zostal oskarzony i ukarany przeobrazeniem sie w Krzykacza.

Zdarzenia, o ktorych myslal teraz, mialy miejsce w jeszcze dalszej przeszlosci. Byl wowczas szlachetnym wojownikiem, samurajem, ktorego obowiazkiem bylo bronic swego dajmio, pana. Yorimoto zostal wowczas schwytany przez wrogow. Dowodzacy nimi samuraj nakazal zatopic go w blocie tak, ze ponad powierzchnie ledwie wystawala mu broda, jesli z calych sil wyciagnal szyje. Napastnicy obrzucali Yorimoto kamieniami, opluwali i oddawali na niego mocz, az do czasu gdy jego towarzysze zdolali go wreszcie uwolnic. Jego dajmio nie zyl juz wtedy i Yorimoto stal sie roninem, samurajem, ktory nie ma komu sluzyc.

Zlego przywodcy samurajow, ktorzy go pojmali, nigdy nie zdolal dopasc, choc nie ustawal w poszukiwaniach. Dowiedzial sie, ze Kunika, bo tak zwal sie jego smiertelny wrog, rowniez zostal roninem, a przez to jeszcze trudniej bylo go odszukac.

Yorimoto nigdy wiec nie mial okazji dopelnic zemsty. Nigdy nie odzyskal honoru.

Drgnal, slyszac jakis odglos.

Japonski okrzyk wzywajacy do walki?

Yorimoto poczul, ze cale cialo oblewa mu zimny pot. Tam, po drugiej stronie polany, stal Kunika we wspanialym stroju samuraja. W glebi lasu dostrzec sie dalo innego wojownika noszacego te same barwy. Yorimoto rozpoznal w nim jednego z tych, ktorzy oblewali go moczem, gdy tkwil w blocie. Ogarniety wsciekloscia rzucil sie w las. Samuraj odwrocil sie, zeby uciec, lecz Yorimoto nie znal litosci.

Nie ogladajac sie ani w lewo, ani w prawo, scigal uciekajacego.

Вы читаете Strachy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату