zjawic sie przy nas juz dawno temu. Dlaczego nie przyszly? Zrozumialbym to, gdybysmy naprawde wrocili do Krolestwa Swiatla, ale przeciez wciaz jestesmy tutaj, w tych przekletych gorach. Niekiedy wydawaloby sie wrecz, ze…

Urwal, nikt tez nie smial dokonczyc: „nie zyja”.

Tego byloby juz za wiele.

– Wydaje mi sie, ze jest inaczej – zaczela Sol, skupiajac na sobie pytajace spojrzenia wszystkich. – Wydaje mi sie, ze to my zniknelismy, nie oni. Mam wrazenie, ze znalezlismy sie w innym wymiarze.

Indra nie powiedziala nic o swojej alergii na slowo „wymiar”. Wymiar i energia. Byly to terminy, ktore istnialy w tak zwanej kulturze New Age w swiecie na powierzchni Ziemi. Pojecia, ktorymi sypano, by zaimponowac innym.

Wlasciwie jednak przyznawala Sol racje, podobnie zreszta jak i inni. Siedzieli zamysleni, przygladajac sie czarownicy z rodu Ludzi Lodu, jak gdyby czekali na kolejne madre slowa z jej ust.

Ale Sol wlasciwie nie miala juz nic wiecej do powiedzenia. Zamiast niej glos zabral Kiro.

– Co by bylo, gdybys sprobowala nawiazac z nimi kontakt, Sol? – spytal lagodnie i zyczliwie. – Ty przeciez takze jestes duchem, prawda?

– Czesciowo, moj przyjacielu, tylko czesciowo – poprawila go. – Ale sadzisz, ze nie probowalam? Oddalabym wszystko, bylebym tylko mogla przeniesc sie teraz do wiezyczki w J2. To jak walenie glowa o sciane. Po prostu sie nie daje. Nic sie nie dzieje. Z poczatku sadzilam, ze to dlatego, iz w polowie stalam sie czlowiekiem, lecz to nie to. Faktem pozostaje, ze nie potrafie ich odnalezc.

– Tak samo jak oni nie moga odnalezc nas – dodal Chor zamyslony, podczas gdy potwory Gor Czarnych przypuscily kolejny atak na J1. – To ta przekleta kraina. Prawdopodobnie jest tak, jak mowisz, Sol. Przebywamy w roznych wymiarach.

– Ale jak zdolamy powrocic do normalnego wymiaru?

– No wlasnie, to dopiero problem.

Horda na zewnatrz zrezygnowala z prob wdarcia sie do wnetrza wielkiego pojazdu. Z krzykiem i wrzaskiem bestie oddalily sie, znikajac w czarnym kamiennym lesie.

– Chor – poprosil Oko Nocy. – Podejmij jeszcze jedna probe nawiazania kontaktu z naszymi przyjaciolmi.

– Dobrze, postaram sie. – Madrag poczlapal do swoich aparatow.

Nadawane przez niego sygnaly i nawolywania rozdzwieczaly sie wsrod wiecznej nocy panujacej w Gorach Czarnych.

Brzmialo to bardzo samotnie i pusto, gdy po kolei wywolywal towarzyszy z J2. Swego najlepszego przyjaciela Ticha. Farona, Marca, Dolga i Rama. Armasa. Cienia, Shire, Mara i Heikego, jak gdyby mial nadzieje, ze duchy uslysza go lepiej. Sprobowal tez z Siska i ciezko rannym Tsi-Tsungga. Wzywal nawet wilki, Gerego i Frekego.

Ale zadna odpowiedz nie nadeszla. Sygnaly Chora rozplynely sie w nicosci, w milczacym mroku Gor Czarnych.

8

– Wymkneli sie nam!

– Zabarykadowali sie w tej zelaznej puszce. Okazali sie na tyle bezczelni, zeby uczynic sie niedostepnymi.

– No coz, z nami sobie nie poradza. Jednego juz prawie mielismy.

– Sa twardsi niz nam sie to wydawalo. Dlaczego nie wpadli w nasza niewole? Juz dawno powinno sie to stac.

– Maja tajemnicza sile.

– No tak, przypatrzymy sie wobec tego tej drugiej kupie zelastwa.

– Swietny pomysl, juz sie ciesze!

W glebi zamknietego tunelu stal J2 z cala wzburzona zaloga.

Faron usilowal otrzasnac sie z szoku, jaki wywolalo w nim i we wszystkich pozostalych znikniecie J1 i odciecie drogi odwrotu.

– Musimy znow ruszyc do przodu – oswiadczyl bezdzwiecznie. – Przekonac sie, dokad prowadzi ten tunel.

Mieli wrazenie, ze jezdza straszliwymi tunelami juz od zarania dziejow. Wszystko byloby lepsze od tego. Oby tylko udalo im sie stad wydostac.

Tich poprowadzil wiec swoj dumny okret flagowy naprzod, w strone jadra Czarnych Gor. Jechal teraz pewniej i szybciej, zniknela bowiem gesta mgla, bal sie jednak, ze rowniez i ta droga okaze sie zagrodzona. Czyzby mieli zostac uwiezieni we wnetrzu masywnej gory? O, nie, lepiej czym predzej sie stad wydostac. Jesli oczywiscie wciaz jeszcze istnieje jakies wyjscie.

W izbie chorych Siska wiernie trwala przy Tsi, ktory wciaz lezal pograzony w spiaczce. Wykrecala palce z niecierpliwosci, wydawalo jej sie, ze nigdy nie dotra do zrodla jasnej wody, ktora byc moze ocali mu zycie. Od czasu do czasu pochylala sie i calowala go w czolo, na ktorym brunatnozielona skora pobladla tak, ze wygladala teraz jak skora zwyklego czlowieka. Oddech Tsi-Tsunggi byl wlasciwie niezauwazalny, Marco jednak zapewnil dziewczyne, ze Tsi wciaz zyje i ze ogromnie wazne jest podtrzymywanie w nim iskry zycia serdecznymi slowami.

Siska miala wrazenie, ze rozmawia z ukochanym w nieskonczonosc. Chwilami czula sie tak zmeczona, ze kulila sie przy nim i zapadala w polsen, gotowa jednak zerwac sie na najmniejsza oznake zmiany jego stanu. Na razie jednak nic takiego sie nie stalo.

Tak wiec Siska, poza, rzecz jasna, Tsi, byla osoba najmniej zainteresowana tym, co sie dzieje z ekspedycja. Oczywiscie dotarlo do niej, ze utkneli w tunelu i ze J1 zniknal. Sprawiala jednak wrazenie, jakby wcale jej to nie dotyczylo, jakby uwazala zewnetrzne okolicznosci za malo wazne, a liczylo sie jedynie to, aby Tsi wreszcie sie polepszylo.

Polepszenie jednak kazalo na siebie czekac.

Na gorze w wiezyczce Tich wreszcie zawolal:

– Wydaje mi sie, ze zblizamy sie do konca tunelu!

Te slowa na nowo obudzily do zycia czlonkow ekspedycji. Zebrali sie obok Ticha przy oknie, zeby moc wygladac w przod, az Madrag musial w koncu poprosic, by i jemu zostawili kawalek wolnego miejsca.

– Byle tylko nie spadla kolejna kamienna lawina – sciszonym glosem powiedzial Ram. – Obysmy tylko zdolali sie stad wydostac, a potem niech sie dzieje, co chce.

Wszystkich zdziwilo, ze dostrzegaja leciutki przeswit. Nie zrobilo sie o wiele jasniej, po prostu czern przybrala inny odcien.

Wkrotce byli na zewnatrz. Drogi nie zagrodzily im kolejne spadajace glazy, nie natkneli sie tez na zadna inna przeszkode.

– Ojej! – westchnal Faron. – Czyzbysmy mogli mowic o zrobieniu prawdziwego kroku naprzod? Czy…

Okolica nie budzila zachwytu. Jak okiem siegnac w slabym swietle rozciagala sie gorzysta kraina, oni zas znajdowali sie na dnie jakiejs doliny. Wiekszego pustkowia nigdy chyba nie widzieli. Wszyscy byli wrazliwi na piekno ubogiego, surowego krajobrazu, lecz tu o pieknie nie moglo byc mowy. Dokola panowal nieskoordynowany balagan. Wykrzywione czarne drzewa ostatkiem sil trzymaly sie wsrod chaosu porozrzucanych glazow. Odnosilo sie wrazenie jak gdyby cala gora rozpadla sie na drobne kawaleczki, ktore trafily do tej doliny. W bezladnej plataninie nie widac bylo zadnej drogi, zadnej mozliwosci jakiegokolwiek przemieszczania sie, z pofaldowanej ziemi wystawaly ostre szczyty skal. Taki pejzaz trudno nazwac inspirujacym.

– A coz to, do licha, takiego? – Armas wskazal na zoltawy ksiezyc, zauwazony takze przez pasazerow J1. Wisial niemal na srodku nieba. – Tutaj? We wnetrzu Ziemi?

Freke po cichu przysunal sie blizej niego.

– Nie wiesz? – warknal. – Nie widzisz, co to jest?

Armas spojrzal prosto w zoltozielone slepia. Po chwili powatpiewajacego milczenia spytal:

– Krolestwo Swiatla?

Вы читаете Strachy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату