sie spieszyc. Nie wolno mu popelnic zadnego bledu.
W tym czasie Kiro mial wizyte. Do pokoju w wiezyczce na palcach weszla Sol. Kiro usmiechnal sie do niej.
– Nie powinnas spac?
– Jedna z zalet bycia czyms posrednim miedzy duchem a czlowiekiem polega na tym, ze sama moge zdecydowac, czy chce sie polozyc spac czy tez nie. Duchy nie sypiaja, ludzie natomiast tak. Pomyslalam sobie, ze dotrzymam ci towarzystwa.
– Swietnie. Troche to jednostajne, ciagle prowadzic rozmowy tylko z samym soba.
Staneli zapatrzeni w martwa doline.
– Jakaz ona straszna – mruknela Sol. – A mimo to kryje sie w niej jakies tragiczne piekno.
– To prawda. Krajobraz nie prosil o to, by tak wygladac. Pamietasz, ze wsrod ostrych skal tu i owdzie rosly kalekie skamieniale drzewa?
– Tak, sprawialy wrazenie pokrytych sadza, osmalonych, jak gdyby splonely.
W wiecznej nocy na zewnatrz panowala cisza. Znikad od dawna juz nie dobiegal zaden krzyk. Od czasu triumfalnego pogardliwego smiechu, ktorego nikt w J1 nie mogl pojac, nie slyszano juz tajemniczego, przerazliwego zawodzenia z Gor Czarnych. Jak gdyby tamten chor czekal w milczeniu na to, co wkrotce sie stanie.
– Podobno musisz dokonac wyboru – powiedzial Kiro. – Marco postawil ci ultimatum. Gdy powrocimy do domu, powinnas zdecydowac, czy chcesz dalej byc duchem czy tez czlowiekiem. Czy wiesz juz, co wolisz?
– Nie. A poniewaz on jest taki niemadry, ze nie chce mi pozwolic, bym byla i jednym, i drugim zarazem, bardzo trudno jest wybrac. A co ty o tym myslisz?
– Ja? – usmiechnal sie. – No coz, musisz zdecydowac sama.
– Chodzi mi o to, jaka Sol bys wolal.
Kiro dlugo przygladal jej sie z ukosa.
– To jasne, ze mielismy z ciebie wiele pozytku jako ducha, ktory potrafi w dodatku czarowac, lecz osobiscie…
Brzmialo to obiecujaco.
– Tak? – zachecajaco rzucila Sol.
Lecz Kiro zaczal mowic o czym innym.
– Popatrz na tamten szczyt, wyglada naprawde, jakby mial rogi.
– Tylko nie mieszaj w to wszystko chrzescijanskiego szatana. Odmawiam. Chociaz rzeczywiscie to wyglada jak rogi. A poza tym nie probuj sie wykrecic od odpowiedzi na moje pytanie.
Kiro nakryl dlonia reke Sol spoczywajaca na balustradzie przy oknie. Sol natychmiast cofnela reke.
– Nie, nie wolno ci mnie dotykac, bo wtedy lemuryjska sila przyciagania natychmiast zaczyna dzialac, a nie czas na to teraz.
– Nie zamierzalem probowac w zaden sposob na ciebie oddzialywac – oswiadczyl zdumiony.
Sol oddychala gleboko.
– A wiec to prawda? To wy decydujecie, czy jakas nieszczesna dziewczyna ma ulec waszemu urokowi?
Kiro odwrocil sie i nonszalancko podszedl do stolika kontrolnego.
– Oczywiscie, ze tak.
– Ale to sie nie zgadza – oswiadczyla Sol zaczepnie. – Wydaje mi sie bowiem, ze Ram, ktory tak kocha Indre, nigdy nie chcialby oddzialywac na Elene, a tak wlasnie sie stalo raz, kiedy ja objal.
– To zupelnie co innego. On po prostu chcial ja pocieszyc. Pragnal dac Elenie spokoj, poczucie bezpieczenstwa, nic innego.
– Ale prawie ja przy tym podniecil.
Kiro zrezygnowany pokrecil glowa.
– W takim razie to oznacza, ze Elene latwo podniecic.
Sol zastanawiala sie.
– No coz, moze masz racje, w tamtym czasie Elena gotowa byla oddac sie kazdemu, kto okazalby jej bodaj odrobine zainteresowania.
Kiro usmiechnal sie.
– Musisz wyrazac sie tak bezposrednio?
– Phi, a co w tym zlego? Ale Kiro… Z samej tylko czystej ciekawosci… Czy nie mozesz zrobic tego, co wowczas Ram? Dac mi spokoj, poczucie bezpieczenstwa i pocieche? Bogowie wiedza, jak bardzo tego potrzebuje.
– Myslisz, ze to madre?
– Nie jestem Elena. Potrafie wyczuc roznice miedzy przyjaznia a erotyka. Pociesz wiec mnie troche.
Kiro sie wahal. Wreszcie jednak podszedl i przyciagnal Sol do siebie, przytulajac jej glowe do swego ramienia.
– Ach, to boskie – westchnela piekna czarownica. – Trzymaj mnie tak chocby przez chwile. Przez cala wiecznosc. Wiesz przeciez zreszta, ze jako duch jestem czescia wiecznosci.
Kiro pogladzil ja po ciemnych wlosach.
– Wiem.
Sol z wolna poczula, ze w jej ciele zaczyna budzic sie cos niezwykle silnego, czego wkrotce nie da sie juz opanowac. Gwaltownie odsunela sie od Straznika.
– Widac mimo wszystko jestem podobna do Eleny – mruknela, chcac uciec.
Kiro jednak przytrzymal ja za reke i zmusil, by odwrocila sie do niego.
– Nie – zaprotestowal cicho. – Nie jestes taka jak Elena.
Sol rozzloscila sie.
– Chcesz powiedziec, ze rozpaliles mnie celowo?
– Nie, Sol, to nie bylo celowe. Po prostu tak sie stalo. Ja sam zareagowalem na twoja bliskosc. Wcale nie mialem takiego zamiaru.
Sol rozjasnila sie blaskiem, ktory bil jakby z jej wnetrza. Usmiechala sie coraz szerzej.
– Nie moglabym uslyszec cudowniejszego komplementu – stwierdzila. – W dodatku od Lemuryjczyka, tak doskonale umiejacego nad soba panowac. Ale teraz najlepiej chyba bedzie, jak sie stad ulotnie.
– Mnie tez sie tak wydaje. Bo chyba jeszcze nie dojrzelismy do tego, prawda?
– Nie. Akurat teraz marze o tym, zeby przytulic sie do ciebie w lozku i napawac sie twoim spokojem, bezpieczenstwem i wszystkim innym, o czym nie powinnismy teraz rozmawiac. Ale wierz mi, chodzi mi o milosc.
Kiro nagle posmutnial, jakby doznal zawodu.
– Tak, wiem.
Sol popatrzyla na niego jeszcze przez moment, a potem obrocila sie na piecie i podreptala w dol po schodach.
Kiro przymknal oczy.
– Jakie sliczne male stopki – szepnal do siebie.
Sassa zasnela tak samo jak wszyscy inni. Byli zmeczeni, przezyli kilka strasznych godzin przy spotkaniu ze stworzonymi przez ich wlasna goraca tesknote zwidami, ktore o maly wlos nie staly sie przyczyna ich zguby.
Do glowy spiacej Sassy zaczely w pewnym momencie przenikac jakies inne mysli, cudze mysli.
Czy to senne marzenie, czy tez rzeczywiscie slyszala czyjs gorzki placz? Wolania o pomoc kogos, kto znalazl sie w opresji, rozlegaly sie gdzies calkiem niedaleko… Czyzby jakies dziecko jej potrzebowalo?
Otworzyla oczy niepewna, czy wciaz jeszcze sni, czy tez naprawde to uslyszala.
Owszem, ten dzwiek wciaz do niej dochodzil. A potem ktos zapukal w male okienko tuz przy niej.
Rozejrzala sie dokola. Wszyscy spali, a Kiro byl daleko, w wiezyczce.
Jakaz odpowiedzialnosc na niej spoczela!
A moze to ktos z J2?
Zachecona ta mysla, czym predzej wyjrzala.
Ojej!