Pod oknem stal maly chlopczyk, smiertelnie wystraszony, tak przynajmniej wydawalo sie Sassie, ktora cechowala pewna sklonnosc do przesady. Chlopiec jednak bal sie, ponad wszelka watpliwosc. Sliczne niebieskie oczy blagalnie patrzyly na Sasse, prosily, by otworzyla drzwi i wpuscila go do srodka. Bezustannie zerkal przez ramie, jak gdyby ktos go sledzil. Mial jasne nastroszone wlosy, wygladal bardzo ladnie, zupelnie nie przypominal straszliwych potworow z Gor Czarnych. Byla wiec pewna, ze chlopiec jest zbiegiem, podobnie jak Gere i Freke.
Czy powinna kogos zbudzic?
Nie, gestem dal jej do zrozumienia, ze trzeba sie strasznie spieszyc, a poza tym wszystko musi sie odbyc w zupelnej ciszy. Dlaczego nie wolno budzic nikogo innego w pojezdzie, nad tym Sassa nie zdazyla sie zastanowic, czula tylko, jak jej serce przepelnia wspolczucie dla malego, osamotnionego chlopczyka.
Wladcy Gor Czarnych troszke sie pomylili. Sassa wprawdzie wygladala na dwanascie lat, miala ich jednak pietnascie i dla niej chlopiec byl wrecz malcem, a nie kims, w kim moglaby sie zakochac, jak sobie umyslili. Wlasciwie jednak nie robilo to wielkiej roznicy, los chlopca i tak ja zainteresowal, rezultat byl wiec taki sam.
Postanowila, ze mu pomoze. Wstala i cicho jak myszka przekradla sie do drzwi. Gdy tylko on wejdzie, zaraz pobiegnie do Kiro i wszystko mu opowie, na razie trzeba zachowac tajemnice.
Uchylila drzwi, co wcale nie bylo takie latwe, z zalozenia wszak trudno sie otwieraly. Przeslizgnela sie przez szpare. Chlopiec stal po drugiej stronie Juggernauta, musiala wiec okrazyc machine, ale…
Tyle zdazyla pomyslec. Gdy obeszla juz wielkie gasienice J1, na usta opadla jej jakas obrzydliwa dlon i dziewczynka popatrzyla prosto w twarz jednego z owych dobrowolnych strasznych niewolnikow z klami drapieznika, ostro zakonczona broda i glebokimi oczodolami.
Sassa usilowala krzyczec pomimo kneblujacej ja reki, ale zaraz otrzymala potezny cios w glowe i stracila przytomnosc.
Wczesniej nie pomyslala, ze drzwi J1 zatrzasnely sie automatycznie, zostawiajac ja na zewnatrz. Opuszczanie pojazdu bez klucza bylo surowo zabronione, lecz umysl Sassy okazal sie kurzym mozdzkiem w momencie przyplywu bohaterskiej odwagi i milosierdzia. Pewna pociecha bylo, ze zly stwor nie zdolal wedrzec sie do srodka, na co bardzo liczyl, lecz o tym dziewczynka nie miala pojecia.
J1 i J2 staly wiec kazdy w swojej dolinie. Pasazerowie J1 nie wiedzieli nawet, gdzie moga szukac J2, ci z J2 wprawdzie zlokalizowali J1, nie mieli jednak pojecia, w jaki sposob zdolaja sie tam przedostac. Czy przyjaciele wewnatrz zyja, czy tez J1 jest po prostu pusta skorupa?
Faron, Marco i Ram postanowili sie naradzic.
Jak mozna dotrzec do J1?
– Zostalismy odkryci – oznajmil Ram. – Przez moj pomysl, aby dotrzec do J1, nasza obecnosc przestala byc tajemnica. Nie zdolamy juz dluzej ukrywac naszej marszruty. Wierzcie mi, ciezko mi sie przyznac, ze postapilem tak niemadrze.
– To calkiem zrozumiale – krotko stwierdzil Faron. – O twoim bledzie zapomnimy. Teraz wazne, by zaczac posuwac sie dalej.
– Czy system telekomunikacyjny wciaz jest gluchy? – pytal Marco.
– Kompletnie. Wszystko padlo, rowniez wewnetrzne polaczenia tu, na pokladzie J2.
– Nikt tez z nas, ani duchy, ani Dolg, ani ja nie mozemy nawiazac kontaktu telepatycznego. Mozna by przypuszczac, ze teraz, kiedy widzielismy J1 i wiemy, gdzie on sie znajduje, duchy moglyby sie tam przeniesc, ale nie. Nie pojmuje, co sie moglo stac.
Faron odparl:
– Sluszne sa zapewne nasze przypuszczenia, ze oni przebywaja w jakims innym wymiarze. Poniewaz widzielismy J1, a mimo to nie mozemy do niego dotrzec, to albo wszyscy na jego pokladzie wciaz znajduja sie w tym obcym wymiarze, albo tez…
– Albo tez w ogole nie ma ich na pokladzie J1 – dokonczyl Marco. – A gdzie wobec tego sa? Nie osmiele sie nawet zgadywac.
Ram sie nie odzywal. Myslal o Indrze, ktorej byc moze nigdy juz nie zobaczy. Nie bedzie mogl jej nawet powiedziec, ze od tej pory moga byc razem, dzielic cale zycie.
Przygnebilo go to do tego stopnia, ze poczul sie chory.
Postanowili, ze podejma probe dotarcia do J1. Tu, w tym miejscu, i tak nie mogli do niczego sie przydac.
Ram, Heike i wilki odnalezli wszak jedyna mozliwa droge, przez plytka przelecz wysoko w gorach. Trudno, musza stawic czolo atakom.
Byli pewni, ze istnieja jakies inne polaczenia miedzy dolinami. Nie potrafili ich jednak odnalezc, nie mieli tez czasu ani mozliwosci, by ich poszukiwac. Teraz przede wszystkim musieli spieszyc na pomoc przyjaciolom z J1.
Jesli oni, rzecz jasna, sa w ogole na pokladzie.
Juggernaut rozpoczal powolna wspinaczke ku przeleczy. O autostradzie oczywiscie nie moglo byc mowy, cale zbocze gory pokrywaly osypane kamienie i glazy, ktore „zdobily” rowniez dno doliny.
Ale J2 zbudowano tak, by radzil sobie z roznymi drogami. Gdyby Indra nie wstawila sie za rozami w tamtej dlugiej dolinie po drodze w Gory Czarne i gdyby inni nie usluchali jej prosb, mogliby teraz uniesc sie nad ziemia i w ten sposob pokonac spora czesc trudnego do przebycia odcinka o kamiennym podlozu. Ale uzywane w takim wypadku silniki byly juz teraz niemal calkiem wyeksploatowane po podrozy na poduszkach powietrznych przez Doline Roz i Tich bal sie z nich korzystac. Mogly zreszta przydac sie jeszcze pozniej, w naprawde krytycznej sytuacji. Teraz wiec podskakiwali, pokonujac ponad metrowej wysokosci kamienne bloki. J2 niemal przy tym jeczal, a jego pasazerowie czuli sie, jakby zapadli na morska chorobe.
No coz, jakos by im sie udalo, gdyby tylko zostawiono ich w spokoju. Ale mieszkancy Gor Czarnych mieli oczywiscie oko na ich poczynania i starali sie nie dopuscic do tego, by obie grupy intruzow sie polaczyly.
Pierwsza przeszkoda, jaka przyszlo pokonac J2, okazala sie stosunkowo latwa do sforsowania.
Droge zagrodzily pojazdowi wysokie, ostro zakonczone skaly, przypominajace pale, na ktore Vlad Tepez, zwany rowniez Dracula, nabijal swoich wrogow.
Ram stwierdzil, ze ostrych jak szydlo skal nie bylo w tym miejscu wczesniej, gdy przelatywali nad tym obszarem gondola.
– A wiec to omam – uznal Faron. – Na pewno jednak sa twarde. Doswiadczylismy juz tego w zetknieciu ze skalnymi scianami.
– Jedno zaklecie powinno zniweczyc drugie – stwierdzil Marco. – Ale doprawdy zaluje, ze nie ma z nami Moriego. Coz to za bystra glowa zdecydowala, ze Mori powinien zostac w domu?
– Rok – przypomnial Ram. – Ale nie moglismy pozbawic Krolestwa Swiatla wszystkich, ktorzy cos potrafia.
– To prawda. Zapewne potrafie wyeliminowac te ostre skaly przed nami. Nie jestem jednak w tej dziedzinie tak doskonaly jak Mori. Moja sila nie polega na znajomosci zaklec, lepiej radze sobie z przenikaniem do duszy czlowieka czy zwierzecia, i dzieki temu zmienianiem go w lepsza istote.
Dolg, ktory po cichu wszedl do pokoju, powiedzial spokojnie:
– A dlaczego by nie zalozyc, ze rowniez kamienie maja zycie? Dobrze wiesz, ze wiekszosc rzeczy w przyrodzie jest zywa.
Marco usmiechnal sie do swego najlepszego przyjaciela.
– Jak zwykle masz racje, Dolgu. Co bysmy poczeli bez ciebie?
– Hm, moze na przyklad urzadzili narade.
– Wybacz mi – predko poprosil Faron. – To moja wina. Za pozno sie zorientowalem, ze ciebie brakuje, Dolgu.
Jasne spojrzenie syna czarnoksieznika sprawilo, ze potezny Obcy spuscil glowe.
Glupim bledem bylo niezaproszenie Dolga na narade. Nikt nie znal wnetrza rzeczy rownie dobrze jak on.
– A wiec sadzisz, ze sobie z tym poradzimy, Dolgu? – spytal Marco.
– Tak, pomoge ci.
– Doskonale.
– Dobrze, ze przyszedles – rzucil Ram.
Wszyscy chcieli naprawic zaniedbanie.
Ostro zakonczone kamienie powrocily wkrotce do swych pierwotnych, bardzo skromnych rozmiarow i J2 znow