– ciagnela w gniewie. – Ojciec zbyt czesto ja unieszczesliwial…

– I ty tez czulas sie wtedy nieszczesliwa…

Obrzucila go morderczym spojrzeniem.

– Czasem! – mruknela. I wtedy, ku jej bezmiernemu przerazeniu, slowa zaczely naplywac, cisnac sie jej na usta, wyrywac z nich. Nie byla zdolna ich powstrzymac.

– Wciaz trwaly awantury. Boze, jakie! Talerze fruwaly w powietrzu, krzyki, oskarzenia… Zawsze mial jakas kobiete, zawsze byl w dlugach, a wraz z nim i my. W domu zawsze brakowalo pieniedzy… Znienawidzilam dlugi i przysieglam sobie, ze nigdy, nigdy… – Jej glos sie zalamal i w tej samej chwili Max lagodnie wzial ja w ramiona.

– Wyrzuc to z siebie, cara - szeptal kojaco. – Zbyt dlugo to ukrywalas. Moja dzielna mala – mruczal z cieplym usmiechem, ktory tak ja uszczesliwial, ze gdy schylil glowe, jakby wspolczujac jej cierpieniu, podniosla ku niemu twarz w oczekiwaniu pocalunku.

– Max… – szepnela z drzeniem.

Usmiechnal sie, patrzac na nia z gory, po czym delikatnie ja pocalowal. Wtedy jej rece uniosly sie, by go objac. Trzymala go mocno i czula sie szczesliwa, a gdy jego ramiona zamknely sie wokol niej – jeszcze szczesliwsza, bo teraz on ja obejmowal.

Jego pocalunki ulegly ledwie dostrzegalnej zmianie. Stwardnialy mu wargi, delikatnie szukajac jej ust.

Och, Max! – chciala zawolac, lecz to on panowal nad jej ustami, zdolala sie tylko mocniej do niego przytulic.

Namietnosc przenikala jego zarliwe pocalunki, a Elyn pragnela ich coraz bardziej. Poczula jego dlonie na swych plecach. Przesuwaly sie po cienkiej bluzce, ktora teraz wysunela sie spoza paska jej spodni.

– Piekna Elyn… – mruczal z ustami przy jej ustach.

Westchnienie pozadania wyrwalo sie z jej piersi, gdy poczula jego cieple, cudowne dlonie dotykajace jej skory.

– Max – jeknela.

Jego rece pieszczotliwym ruchem siegnely gestych, ciemnych wlosow, by po chwili opasc i mocno przylgnac do jego ramion. Tymczasem jego dlonie wedrowaly pod bluzka ku gorze, az w koncu dotarly do jej piersi.

Chciala znowu wykrzyczec jego imie, lecz nie mogla. Zdjal ja lek, kiedy wolno rozpinal jej stanik, lecz nie Maxa sie bala, a siebie, slow, ktore moglaby mimowiednie wypowiedziec.

Rozpial, a potem zsunal z niej bluzke. Przez chwile ogarnela ja niesmialosc. Tymczasem Max wyzwolil sie ze swetra i z koszuli. Poczula cieply, cudowny dotyk jego skory, ktora przylgnela do jedwabistej gladkosci jej ciala. Rozkoszowala sie tym dotykiem. Jego dlugie, wrazliwe palce osaczaly twardniejace koniuszki jej piersi. Wydala z siebie jek pozadania, ale znow sparalizowal ja wstyd. Nagle ustal ruch jego lagodnych palcow wokol twardniejacych, rozowych sutkow, ruch, ktory ja zniewalal. Max cofnal sie i spojrzal na nia. W miekkim swietle stolowej lampy, stojacej tuz za nim, rysowaly sie jej piersi. Blask i cien ognia na kominku podkreslal ich piekno.

– Najdrozsza… – wyszeptal. Pochylil sie i pocalowal jedna piers, a potem druga.

– Max! – Przywarla do niego. Cos zmuszalo ja, by powtarzac jego imie. Pragnela go… pragnela… Wilgotne pocalunki, ktorymi pokrywal jedna jej piers, podczas gdy palce kuszaco piescily druga, wprawily ja w szalenstwo podniecenia.

Ciasniej do niego przylgnela, tulac sie do jego ciala, ktore mogla teraz swobodnie dotykac. Uwielbiala go i z zachwytem przyjmowala to, co robi, kiedy czule ukladal ja na miekkim cieplym dywanie.

Niemal calkiem pozbyli sie swych ubran. Jego cialo stanowilo jedno z jej cialem, ich nogi splotly sie ze soba.

– Och, Max! – krzyczala. Nie mogla poskromic ognia, ktory szalal wewnatrz niej. – Och, prosze! Wez mnie!

– Ukochana! – zawolal w uniesieniu.

Wiedziala, ze za chwile bedzie juz calkiem naga i tego wlasnie pragnela. Pograzona w bezrefleksyjnym, bezmyslnym swiecie milosci i pozadania, ktore on jedynie potrafil zaspokoic, mogla powiedziec mu tylko jedno:

– Pragne cie. Nigdy przedtem nie pragnelam zadnego mezczyzny, ale teraz wiem, czym jest ta trawiaca mnie namietnosc. Wiem, co sie wtedy czuje… Max, prosze! – blagala goraczkowo – nigdy…

Zduszony dzwiek, ktory sie z niego wydobyl, chrapliwy okrzyk w jego jezyku, gdy nagle, jak oparzony, odsunal sie od niej, sprawily, ze urwala zdumiona.

Zaniemowila, a on odwrocil sie od niej i usiadl, ukazujac szerokie ramiona i wspaniale, nagie plecy.

– Max, co…? – pytala bezradnie, rozpaczliwie probujac uchwycic sens tego, co sie stalo. Mial ja posiasc, zawladnac jej cialem, wprowadzic w swiat nowych namietnosci, ugasic ogien, ktory w niej rozpalil. Coz wiec robi, siedzac teraz tylem do niej? – Och! – wykrzyknela, gdy wreszcie niewielka czesc jej mozgu zaczela funkcjonowac. – Max, przepraszam! Twoja noga! Czyzbym…

– Daj spokoj! – ucial.

Jego ton otrzezwil ja bardziej niz kubel zimnej wody. Najwyrazniej odstapil od swoich zamiarow.

– Spokoj…?! – wykrzyknela, niezdolna sie opanowac. Ale duma, ten nieodmiennie wierny sprzymierzeniec, ulatwila jej wyjscie z sytuacji. Wielkie nieba! Przeciez nie bedzie zebrac! – Jak sobie zyczysz – wyjakala i w tej chwili, w chwili gdy zostala odtracona, naraz zapragnela, by noga przysporzyla mu jak najwiecej cierpien. W podenerwowaniu dostrzegla przy kominku swoje buty, lecz by po nie siegnac, musiala przesunac sie obok niego. Zaledwie przed minuta gotowa byla bez reszty mu sie oddac, ale teraz… teraz nie ujrzy nawet fragmentu jej nagiej reki.

– Podaj mi moje buty – powiedziala zduszonym glosem.

– Wracam do hotelu.

Wlasnie zapinala stanik i siegala po bluzke, gdy oznajmil szorstko:

– Nigdzie nie pojdziesz w takim stanie. Mozesz zajac sypialnie. Ja bede spal tutaj.

Do diabla! – pomyslala, lecz rownoczesnie uswiadomila sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, ze skoro Max odstapil od swoich planow, to w nocy nie grozi jej niepozadana wizyta. A ponadto, gdy spojrzala na sofe o drewnianych poreczach, zdala sobie sprawe, ze ten, kto bedzie na niej spal, ma przed soba bardzo meczaca noc.

Zasluzyl na cos o wiele gorszego, ale na poczatek niech i to wystarczy.

– Dziekuje, chetnie – zgodzila sie zgryzliwym tonem i chwytajac pozostale czesci swojej garderoby, wypadla do jedynej sypialni w tym domu. Zamykajac drzwi, wiedziala jednak, ze to nie Maxa czeka najtrudniejsza noc.

Noc zdawala sie nie miec konca. Nigdy nadejscie poranka nie napelnilo Elyn wiekszym szczesciem. Glowa pekala jej z braku snu i udreki goniacych za soba mysli, ktore przesladowaly ja podczas tych godzin czuwania.

Na poczatku byla zbyt wytracona z rownowagi, by myslec jasno. Stopniowo jednak uspokajala sie, lecz wciaz nie mogla sie uporac z pytaniem, na ktore nie znajdowala odpowiedzi. Z pytaniem: Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?

Przez kilka minut siedziala nieruchomo. Chciala zniknac niezauwazalnie, zostawiajac nawet kurtke, ale zdrowy rozsadek podpowiadal jej, ze tylko sie osmieszy, wychodzac na mroz w tym, w czym stoi.

Podniosla sie i zajrzala do kuchni. Byl juz tam. Tak jak myslala. Jego gladko ogolona twarz wskazywala na to, ze nie ona pierwsza odwiedzila lazienke tego poranka. Siedzial wpatrzony w drzwi, w ktorych sie pojawila. Rumience wystapily na jej policzki, ale udala, ze go nie dostrzega. Rozdraznilo ja jednak to, ze i on jej nie zauwazal.

Minela go, zlapala kurtke i nie zatrzymujac sie nawet, by ja wlozyc, a nie widzac zadnych powodow, by zostawac z nim choc przez chwile, wybiegla z wysoko uniesiona glowa.

W polowie drogi do Cavalese zwolnila, by na koniec stanac. Niech to diabli! Zle sie stalo. Max nie ma nic do jedzenia. Nie jest w stanie prowadzic samochodu. Jak, na Boga, dotrze na lotnisko, skoro jutro ma leciec do Rzymu?!

Odwrocila sie z ociaganiem i ruszyla z powrotem pod gore. Wiedziala, ze kieruja nia emocje, ale nawet gdyby ich nie doznawala, nie zostawilaby zadnego czlowieka na pastwe losu. Jak wiec ma opuscic kogos, kogo kocha?

Gotowa zaopatrzyc go w zywnosc w ktoryms ze sklepow lub, gdyby zechcial, odwiezc do hotelu, gdzie

Вы читаете Intruz z Werony
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату