– O Pomocnikow Bezbronnych – powtorzyla Sydney.

– Tak. Pomocnicy Bezbronnych sluza spolecznosci latynoskiej – wyjasnil Dallas Trace. – Moze dodatkowo zdziwie pania gdy powiem, ze dzialam pro publico bono dla spolecznosci latynoskiej w naszym stanie… Szczegolnie dla tych biednych imigrantow, ktorzy sa stale przesladowani, nieczesto zreszta przesladowani przez biuro prokuratora stanowego.

– Zdaje sobie sprawe z rozmiarow filantropii, jakiej oddajecie sie pan i pani Trace – odrzekla Syd. – Jest pan hojnym czlowiekiem, mecenasie. I poswiecil nam pan mnostwo swego czasu. Bardzo dziekuje za rozmowe.

Wyciagnela do niego reke. Zaskoczony adwokat zawahal sie, po czym uscisnal dlon najpierw jej, potem Darowi.

Kiedy znalezli sie na podziemnym parkingu, Minor powiedzial do Sydney:

– To bylo interesujace. Dokad teraz?

– Czeka nas jeszcze jeden przystanek – odparla kobieta.

***

Minelo sporo czasu od ostatniej wizyty Darwina w Centrum Medycznym Hrabstwa Los Angeles. Byl to najwiekszy szpital w calym hrabstwie i nadal sie rozrastal; w rozbudowie byly wlasnie oba jego skrzydla. Syd znalazla miejsce do zaparkowania na szostym pietrze wielopoziomowego parkingu.

Szpital pachnial tak jak wszystkie tego typu instytucje, mial identycznie marne oswietlenie – te fluorescencyjna poswiate, ktora przywodzi na mysl gnijaca roslinnosc i zdaje sie oswietlac cala krew pod skora. Wypelnialy go tez typowe dla szpitali odglosy: dzwieki kaszlu, szum slabych szeptow, smiech pielegniarek, dzwonki telefonow i pagerow lekarzy, tarcie gumowych podeszew o linoleum. Dar nienawidzil szpitali.

Sydney ciagnela go kolejnymi korytarzami, jakby oprowadzala po budynku. Pokazywala odznake sledczej i zyskiwala dostep do wszystkich izb przyjec, sal naglych przypadkow, oddzialow intensywnej opieki medycznej, porodowek i sal pacjentow. Weszla nawet do umywalni przedoperacyjnej na bloku chirurgicznym.

Darwin calkiem szybko pojal cel tej wedrowki. Oprocz lekarzy, pielegniarek, stazystow, sanitariuszy, studentow wolontariuszy, straznikow, pracownikow administracji, pacjentow i gosci po terenie krecilo sie jeszcze sporo rzucajacych sie w oczy innych osob: mezczyzn i kobiet w bialych marynarkach ozdobionych kolorowymi naszywkami. Naszywki skladaly sie z czerwonego krzyza, medycznego symbolu na ciemnoniebieskim tle, okraglej naszywki naramiennej, przedstawiajacej orla z galazka oliwna (ta ostatnia skojarzyla sie Darowi z astronautami Apolla) oraz flagi amerykanskiej. Najbardziej widoczne byly jednak dwie wielkie czerwone litery – „P” i „B” – otoczone blekitnym kwadratem i naszyte na lewej piersi marynarki. Miedzy literami znajdowal sie znacznie od nich mniejszy zloty krzyzyk.

„Krucyfiks miedzy dwiema literkami z brzuszkami” – pomyslal Darwin.

Znalezli sie w poczekalni przy jednej z sal naglych przypadkow, gdy Minor skojarzyl te litery z niedawna rozmowa. Personel w marynarkach z „PB” pchal wozki zaladowane czasopismami, sokami owocowymi i pluszowymi misiami. Potem dostrzegli w jednej ze szpitalnych kaplic dwie kobiety w tych samych bialych marynarkach. Trzymaly, sciskaly i pocieszaly dziko placzaca Latynoske. Ludzie w marynarkach z „PB” byli na oddzialach intensywnej opieki medycznej, szepczac cos – po hiszpansku, jak zapamietal sobie Minor – osobom najpowazniej chorym lub rannym. Byli tez tutaj, w poczekalni przy izbie przyjec, gdzie jedna mloda Latynoska w marynarce z „PB” uspokajala wlasnie kilkuosobowa rodzine. Darwin podsluchal pare zdan i zrozumial, iz czlonkowie rodziny sa meksykanskimi imigrantami i zadne z nich nie ma zielonej karty. Corka meksykanskiego malzenstwa, ktora wygladala mniej wiecej na osiem lat, zlamala sobie reke. Reke opatrzono, mimo to matka histeryzowala, a ojciec doslownie wylamywal sobie palce, niemowle plakalo, a mlodszy brat dziewczynki mial lzy w oczach i w kazdej chwili mogl sie rozplakac. Dar pojal, ze Meksykanie najbardziej bali sie deportacji, poniewaz musieli przyjsc do szpitala. Kobieta zapewniala ich jednak doskonalym, szybkim hiszpanskim, ze nic takiego im sie nie przydarzy, gdyz byloby to wbrew prawu. Dodawala, ze z tej sprawy nie bedzie nawet raportu. Jej zdaniem mogli isc do domu bez leku, a rano powinni po prostu zadzwonic na goraca linie Pomocnikow Bezbronnych, gdzie otrzymaja dalsze instrukcje i pomoc, dzieki ktorej zostana w Stanach cali, zdrowi i zadowoleni.

– Pomocnicy Bezbronnych – oswiadczyl Minor cicho, kiedy kierowali sie do czesci parkingowo-garazowej.

– Tak – przyznala Syd. – Podczas naszego malego obchodu naliczylam trzydziestu szesciu reprezentantow tej organizacji.

– A wiec?

– Sa ich tysiace, naprawde tysiace. Tysiace ochotnikow wspoldzialajacych z Pomocnikami Bezbronnych w hrabstwie Los Angeles. Znajdziesz ich w kazdym szpitalu. Zapanowala na nich wrecz moda. Ochotniczkami chetnie zostaja gwiazdy filmowe i klientki Rodeo Drive. Ofiarowuja swoj czas, o ile mowia wystarczajaco dobrze po hiszpansku. Ostatnio organizacja zaczela nawet rozszerzac dzialalnosc. Chce sluzyc rowniez Wietnamczykom, Kambodzanom, Chinczykom i innym nacjom.

– No wiec?

– Pomocnicy zaczeli dzialac jako mala katolicka organizacja dobroczynna – ciagnela Sydney – a teraz rozrosli sie w ogromna niedochodowa maszynerie. Kosciol znalazl trzeciorzednego latynoskiego prawnika, ktory zajmuje sie administracja chociaz obecnie Pomocnicy nie maja juz chyba nic wspolnego z kosciolem katolickim. Tak czy owak, mozna ich znalezc we wszystkich szpitalach i osrodkach zdrowia San Diego, Sacramento, na calej linii poludniowo-zachodniego Wybrzeza, a od ubieglego roku takze w Phoenix, Flagstaff, Las Vegas, Portland, Eugene, Seattle. Nawet w Billings, w stanie Montana… Za rok stana sie organizacja ogolnokrajowa.

– No dobrze. I co z tego?

– Oni wszyscy stanowia czesc tego, co nas interesuje, Dar. Naleza do tego ogromnego i poteznego syndykatu, zwiazanego z gangami ubezpieczeniowymi. Pomocnicy rekrutuja imigrantow z calego kraju i pokazuja im, jak mozna zarobic pieniadze: poprzez wypadki na budowach i w fabrykach, fingowane kraksy samochodowe i zwyczajne stluczki.

– No i? – powtorzyl Dar, kiedy znalezli sie w rozgrzanych samochodzie. Wlaczyli klimatyzacje i ruszyli ku autostradzie. – Nie mowisz mi nic nowego. Odkad powstaly wielkie firmy ubezpieczeniowe, pozywanie ich do sadu zmienilo sie w prawdziwy interes. Odszkodowania sa dla imigrantow najszybszym sposobem wzbogacenia sie w Ameryce. Przed Meksykanami i Azjatami roszczenia wysuwali Irlandczycy, Niemcy i im podobni. Dla mnie to nic nowego.

– Nowa jest skala, Darwinie – wyjasnila Syd. – Nie mowimy o nieuczciwych klinikach, ktore zaciagaja dlugi i znikaja nastepnego dnia, ani o kilku tuzinach oszustow, ktorych kaptuje jeden naganiacz czy dwoch. Dar, ja mowie o prawdziwej przestepczosci, o zbrodni zorganizowanej na skale kolumbijskiej mafii narkotykowej i jej dzialajacych w Stanach dealerow. – Kiwnela glowa za siebie, ku szpitalowi, od ktorego juz sie oddalali. – Lekarze i chirurdzy… prawdziwi lekarze i chirurdzy… sami oddaja swoich pacjentow w rece Pomocnikow Bezbronnych. Chca dla nich dobrze. Nawet cholerny meksykanski konsulat kieruje ludzi do tej organizacji.

– Rzeczywiscie, w ten sposob latwo rekrutowac chetnych do falszywych wypadkow – przyznal Minor, przygladajac sie wielkim, przycisnietym do siebie domom, ktore staly wzdluz drogi. – Duza sprawa.

– Sprawa warta wiele setek miliardow dolarow rocznie – powiedziala Sydney z naciskiem. – Zamierzam ustalic, kto za tym wszystkim stoi. Kto organizuje te potwornosc.

Dar przypatrzyl sie jej i od razu zrozumial, ze kobieta jest rownie rozgniewana jak on sam. Do tej pory sytuacja wydawala mu sie dosc zabawna. Pozwalal jej pelnic role swojego ochroniarza, pozwalal jej wystawiac sie niczym przyneta w Parku Jurajskim, pokazywal jej swoje zabawne male kraksy, a ona dorzucala wlasne opowiesci… Gral Watsona, a ona byla Sherlockiem Holmesem.

– Sadzisz, ze stoi za tym Dallas Trace – spytal – prawdopodobnie najslawniejszy prawnik Ameryki? Glowny konsultant telewizji CNN? Ten nadety dupek z Newark w poludniowym Teksasie? Facet w jedwabnych koszulach i rzemykach zamiast krawatow? Naprawde myslisz, ze ktos tak slawny jak on jest Donem Corleone poludniowokalifornijskiego naganiania?!

Syd zagryzla warge.

– Nie wiem. Nie mam pojecia, Dar. Nic mi tu nie pasuje. Ale wiele faktow prowadzi mnie do niego.

– Uwazasz, ze Dallas Trace zlecil zabicie wlasnego syna?

– Nie, lecz…

– I to on w twojej opinii zabil Esposito, Donalda Bordena i te dziewczyne, Gennie Smiley?

– Nie wiem. Jezeli…

– Sadzisz, ze ten facet jest szefem Pieciu Rodzin, droga oficer sledcza? Ze te dzialalnosc po prostu wcisnal miedzy swoja praktyke prawnicza, pisanie ksiazek, cotygodniowy program w CNN, liczne wystapienia publiczne, krotkie wizyty w „Nightline” i „Good Morning America”, dzialalnosc charytatywna i noce z ta piekna latynoska panna mloda?

– Och, nie wsciekaj sie – mruknela Sydney.

– Dlaczego nie, do diabla? Na pewno wiedzialas, ze widzial wczesniej moja animowana rekonstrukcje tamtego wypadku.

– Tak.

– Wiec po cholere zaciagnelas mnie tam, do niego? Chcialas sie na niego pogapic? I chcialas, zeby on mogl sobie obejrzec mnie? Na wypadek gdyby byl szefem szefow? Pewnie, niech mi sie dobrze przyjrzy, wtedy bedzie wiedzial na pewno przeciwko komu wyslac nastepnym razem zabojcow.

– To nie tak, Darwinie…

– Cholera! – odwarknal Minor.

Przez pewien czas jechali w milczeniu.

– Jesli ten spisek jest tak rozlegly, jak podejrzewam… – zaczela Sydney.

– Nie wierze w spiski – przerwal jej. Kobieta zerknela na niego. – Wierze jednak w szkodliwe instytucje – podjal. Staral sie panowac nad gniewem, lecz nie potrafil uzywac delikatniejszych slow. – Wierze w Cosa Nostre, w producentow gownianych samochodow, w zlych ludzi, takich jak sprzedawcy papierosow i te dupki, ktore kaza podawac dziecku z Trzeciego Swiata mleko w proszku, a pozniej dziecko umiera z powodu biegunki wywolanej brudna woda, w ktorej matka rozpuscila proszek… – Przerwal i wzial gleboki wdech. – Ale w spiski… nie, w spiski nie wierze. Spiski kojarza mi sie z kosciolami albo innymi podobnymi im organizacjami. Im bardziej rosna, tym bardziej ich przedstawiciele glupieja. Prawo odwrotnego wspolczynnika inteligencji.

– Skoro spiski nie istnieja, jak inaczej nazwiesz tego typu sprawy, Dar?

– Co za roznica?

– Och, po prostu jestem ciekawa.

Glos Syd byl teraz monotonny i pozbawiony emocji.

– No coz, pomyslmy – zadumal sie Minor, wpatrujac sie w pojazdy powoli sunace przed nimi w korku, rzedy samochodow osobowych i polciezarowek przemieszczajacych sie z predkoscia szesnastu kilometrow na godzine. – Wierze w entropie. I w nieograniczone polacie ludzkiej perwersji, a takze glupoty. I w to, ze czasem te trzy elementy lacza sie z soba i mamy na przyklad pewien piatek w Dallas, w stanie Teksas, gdy jakis dupek nazwiskiem Lee Harvey Oswald, ktory nauczyl sie dobrze strzelac w marines, moze przez szesc sekund trzymac na celowniku czlowieka i te szesc sekund wykorzystuje na strzal… – Zamilkl. „O czym ja, do ciezkiej cholery,

Вы читаете Ostrze Darwina
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату