Ostatnie miejsce wypadku znajdowalo sie rowniez w tanim kompleksie mieszkaniowym, w San Jose. Na schodach stalo kilku mundurowych, po trzeciej kondygnacji zas krecil sie jeden wyraznie znudzony detektyw w cywilu. Na pietrze unosil sie zapach smierci.
– Jezu – mruknal Lawrence, po czym z kieszeni na biodrze wyjal czysta, czerwona chustke, ktora przylozyl sobie do nosa i ust. – Od jak dawna ofiara nie zyje?
– Facet zmarl zaledwie ubieglej nocy – odparl porucznik Rich z Departamentu Policji San Jose. – Okolo polnocy wszyscy mieszkancy slyszeli strzal, chociaz nikt tego nie zglosil na policje. Mieszkanie ofiary nie ma klimatyzacji, wiec zwloki zaczely sie rozkladac juz okolo dziesiatej rano.
– Chce pan powiedziec, ze cialo nadal tam jest?! – spytal Stewart z niedowierzaniem w glosie.
Porucznik Rich wzruszyl ramionami.
– Lekarz sadowy przyjechal tutaj dzis rano, kiedy odkryto cialo. Ustalil przyczyne smierci i pojechal. Czekalismy na ambulans przez caly dzien, ale miejsce pozostaje w jurysdykcji lokalnego koronera, ktory az do tej pory byl bardzo zajety. Zanotowano dzis sporo wypadkow na autostradach.
– Cholera – zaklal Lawrence. Poslal Darowi znaczace spojrzenie, po czym znow odwrocil sie do porucznika. – No coz, musimy tam wejsc i zrobic kilka zdjec. I szkic miejsca.
– Dlaczego? – spytal Rich. – Co, do diabla, firma ubezpieczeniowa ma wspolnego z taka sprawa?
– Siostra nieboszczyka zdazyla juz wysunac zadanie – wyjasnil Stewart.
– Przeciwko komu? – spytal porucznik. – Wiecie, jak ten gosc zmarl?
– Popelnil samobojstwo, nieprawdaz? – odparowal Lawrence. – Jego siostra zamierza wytoczyc sprawe psychiatrze nieboszczyka. Pan Hatton, czyli samobojca, zdaniem siostry cierpial na depresje i paranoje, a jego psychiatra nie zrobila dosc, aby zapobiec tej tragedii.
Porucznik zachichotal.
– Nie sadze, zeby cos takiego przeszlo. Musialbym wtedy zeznawac w sadzie przeciwko powodce. Powiedzialbym, ze psychiatra zrobila naprawde wszystko w celu uszczesliwienia tego biednego swira. Wejdzcie, pokaze wam. Mozecie zrobic zdjecia, ale moim zdaniem szkicu na pewno pan nie sporzadzi. Nie wysiedzi pan tam dostatecznie dlugo.
Darwin wszedl za porucznikiem i Stewartem do malego, przegrzanego mieszkania. Ktos uchylil jedyne okno, ktore na szczescie sie otwieralo, tylko ze znajdowalo sie w kuchni, a cialo lezalo na lozku w pokoju.
– Jezu Chryste – mruknal Lawrence, stajac obok zakrwawionego lozka i patrzac na nasaczone krwia poduszki, obryzgany podglowek i sciane. – Trzydziestke osemke nieszczesnik nadal trzyma w rece. Czy lekarz sadowy sugerowal morderstwo zamiast samobojstwa?
Porucznik Rich, ktory probowal trzymac sie za nos, a rownoczesnie wygladac dostojnie, skinal tylko glowa.
– Mamy zeznanie psychiatry, z ktorego wynika, ze pan Hatton rzeczywiscie cierpial na depresje, paranoje i schizofrenie. Lekarka powiedziala nam, ze jej klient, to jest niezyjacy juz pan Hatton, sypial, trzymajac bron marki Smith and Wesson kaliber.38 na nocnej szafce obok lozka. Bal sie, ze Organizacja Narodow Zjednoczonych planuje inwazje na USA… Wiecie, widywal czarne helikoptery, strzalki na znakach drogowych, dzieki ktorym jakies afrykanskie oddzialy maja znalezc droge do posiadajacych bron Amerykanow… Zwykle pierdoly chorego umyslu. W kazdym razie psychiatra… tak przy okazji, calkiem ladna babeczka… powiedziala, ze celem krotkoterminowej terapii mialo byc sklonienie pana Hattona do schowania broni w bezpieczne miejsce.
– Domyslam sie, ze celu nie osiagnela – odparowal Lawrence przez chusteczke.
– Lekarka twierdzi, ze Hatton cierpial na potezna paranoje, lecz bynajmniej nie mial sklonnosci samobojczych – wyjasnil porucznik. – Kobieta jest sklonna zeznac cos takiego pod przysiega. Ale biedny kretyn bral piec roznych rodzajow lekow, lacznie z doksepina i flurazepamem o silnym dzialaniu nasennym. Niezle go wszystkie razem oglupialy. Wedlug psychiatry, Hatton zawsze staral sie polozyc spac przed dwudziesta druga trzydziesci.
– No i co sie zdarzylo? – spytal Stewart, podczas gdy Darwin robil zdjecia lustrzanka na film trzydziestopieciomilimetrowy.
– Siostra Hattona zadzwonila do niego trzy minuty przed polnoca – wyjasnil porucznik Rich. – Twierdzi, ze zwykle nie telefonowala do brata o tak poznej porze, ale miala straszny sen… Przeczuwala jego smierc.
– Tak? – zadumal sie Lawrence.
– Hatton nie odebral telefonu. Siostra wiedziala, ze bral pigulki na sen, wiec poczekala do dziewiatej rano i znow zadzwonila. W koncu powiadomila policje.
– Nie rozumiem – mruknal Stewart.
Dar kucnal przy ciele. Przez chwile studiowal kat ulozenia ramienia i skret nadgarstka, ktory znieruchomial w stezeniu posmiertnym, przyjrzal sie tez ranie w skroni mezczyzny, a pozniej obszedl lozko i powachal poduszke po drugiej stronie.
– A ja tak – oswiadczyl.
Lawrence popatrzyl na niego, na cialo, na porucznika Richa, a potem znow na cialo.
– Och nie, zartujecie sobie obaj – jeknal w koncu.
– To ekspertyza lekarza sadowego – przypomnial porucznik.
Stewart pokiwal glowa.
– Chodzi wam o to, ze facet byl tak nacpany lekami, ze gdy jego siostra zadzwonila, azeby mu powiedziec, iz snila jej sie jego smierc, Hatton chcial odebrac telefon, lecz przez pomylke zamiast sluchawki podniosl z nocnej szafki rewolwer kaliber.38 i strzelil sobie w leb? Nikt nie zdola czegos takiego udowodnic.
– Byl swiadek – mruknal Rich.
Lawrence zerknal na puste miejsce obok ofiary. Posciel na nim byla skotlowana.
– No tak, pojmuje… przynajmniej czesciowo.
– Georgio z Beverly Hills – powiedzial Dar. Stewart odwrocil sie powoli i popatrzyl na przyjaciela.
– Twierdzisz, ze widzac odbicie po drugiej stronie lozka i obwachawszy poduszke… mimo calego tego smrodu… odkryles imie faceta z Beverly Hills, z ktorym sypial pan Hatton?
Porucznik rozesmial sie wesolo, po czym znow przykryl sobie usta i nos. Darwin potrzasnal glowa.
– To damskie perfumy. Georgio z Beverly Hills, tak sie nazywaja. – Odwrocil sie do Richa. – Posune sie dalej w swoich przypuszczeniach. Osoba, ktora lezala w lozku z panem Hattonem w chwili wypadku, nie ujawnila sie ubieglej nocy, poniewaz albo jest mezatka albo sytuacja byla dla niej klopotliwa w innym sensie, tym niemniej do tej pory kobieta zdazyla juz zlozyc zeznanie. Kimkolwiek byla, znalezliscie ja dzis rano… i prawdopodobnie nie poprzez obwachanie wszystkich kobiet w poludniowej Kalifornii w poszukiwaniu tych skraplajacych sie Georgio.
Porucznik kiwnal glowa.
– Dwie minuty po przyjezdzie auta patrolowego kobieta sie zalamala, zaczela szlochac i wszystko nam opowiedziala.
– O kim wy mowicie? – spytal zaskoczony Lawrence.
– O pani psychiatrze – wyjasnil Minor. Lawrence spojrzal na cialo.
– Hatton posuwal swoja terapeutke?
– Nie w chwili wypadku – odparl wesolo Rich. – Kochali sie, potem Hatton wzial flurazepam i doksepine, po czym oboje zasneli. Psychiatra… pozwolicie, ze pomine milczeniem jej nazwisko, chociaz podejrzewam, ze uslyszycie je w wieczornych wiadomosciach o dwudziestej trzeciej, a pozniej jeszcze wielokrotnie… Tak czy owak, kobieta uslyszala dzwonek telefonu o polnocy, a nastepnie odglos szperania, w koncu pytanie Hattona: „Halo?”. No a potem strzal.
– I oczywiscie uznala, ze dyskrecja to najwspanialsza cecha psychiatrow – dodal Dar.
– Cos w tym rodzaju – przyznal porucznik. – Zerwala stad swoj tylek, jeszcze zanim krew sie rozprysla. Niestety dla nieszczesnej babki wscibski dozorca widzial, jak odjezdzala swoim porszakiem jakies piec minut po polnocy.
– Czy siostra Hattona juz o wszystkim wie? – spytal Stewart.
– Nie, jeszcze nie – odrzekl Rich.
Minor wymienil spojrzenia z Lawrence’em.
– Dzieki temu proces zyska na atrakcyjnosci.
Stewart i Darwin wycofali sie za porucznikiem do korytarza. Wszyscy wyszli naprawde szybko i staneli na moment na balkonie, wdychajac pozbawione smrodu powietrze. Lekki wiatr zwiewal z ubran zapach smierci.
– Ten wypadek przypomina mi stara historie Helen Keller, ktora straszliwie sobie poparzyla ucho – zauwazyl porucznik Rich.
– Jak to zrobila? – spytal Lawrence, robiac w notesie z pamieci szybki szkic widzianej przed chwila scenki i opisujac cale zdarzenie.
– Pomylila telefon z zelazkiem – odparl porucznik i zaczal sie smiac niemal histerycznie.
Stewart i Minor odjechali. Przez dlugi czas milczeli. Dopiero gdy juz byli daleko od San Jose, Lawrence szepnal:
– Chronic i sluzyc. Ha!
Pod koniec jazdy powrotnej do San Diego Dar spytal nagle:
– Larry, pamietasz, jak kilka lat temu zginela ksiezna Diana?
– Lawrence – mruknal Lawrence. – Pewnie, ze pamietam.
– Co o tym mowilismy… tak mniej wiecej?
Stewart westchnal.
– Hm… niech pomysle. Pierwsze raporty twierdzily, ze mercedes, ktorym jechala ksiezna Di i jej facet, pedzil z predkoscia stu dziewiecdziesieciu trzech kilometrow na godzine. Od samego poczatku nam to nie pasowalo. Nagralismy kilka razy wiadomosci, pamietasz? Potem ogladalismy na wideo sprawozdania z miejsca wypadku, zatrzymywalismy obraz i porownywalismy.
– Nie pasowaly nam rowniez szczegoly samego uderzenia – zauwazyl Dar.
– Zgadza sie. Mercedes dosc mocno trzasnal w betonowa kolumne tunelu, totez na podstawie obserwacji jego zniszczen wiedzielismy, ze nie mogl jechac z tak wielka predkoscia. Poza tym w wiadomosciach podawano, ze auto dachowalo, czego wcale nie potwierdzily zdjecia.