sfingowanymi kolizjami drogowymi, w 1992 roku przeszedles do Wydzialu do Spraw Oszustw i pracowales jako tajniak. Wlasnie ty rozpracowales i zlikwidowales kambodzansko-wietnamski gang naganiaczy ubezpieczeniowych w 1995 i dzieki tobie trafili do wiezienia prawnicy zamieszani w te sprawe.
Mezczyzna usmiechnal sie. Mial usmiech amanta filmowego i nie wydawal sie ani przesadnie pewny siebie, ani przesadnie niesmialy.
– A przedtem Wegrow, ktorzy jako pierwsi w Kalifornii zajmowali sie tym samym procederem – powiedzial ze smiechem. – Poki Wegrzy, Wietnamczycy i Kambodzanie obracali sie we wlasnym kregu etnicznym, nie moglismy sie do nich dobrac. Ale kiedy zaczeli korzystac z udzialu Meksykanow, kiedy zaczeli ich rekrutowac jako
– Ale juz nie pracujesz – podsumowal Darwin.
Tom pokiwal glowa.
– Jestem zbyt dobrze znany. Ostatnie pare lat kierowalem specjalistycznym zespolem wywiadowczym, ktory badal przypadki oszustw ubezpieczeniowych, a od ubieglego roku wspolpracuje z Syd.
Dar wiedzial, ze ten specjalistyczny zespol wywiadowczy wchodzil w sklad Wydzialu do Spraw Oszustw Ubezpieczeniowych. Tyle ze… Sposob, w jaki ten mezczyzna i Syd reagowali na siebie, jak swobodnie sie z soba czuli, jak spokojnie siedzieli na jego skorzanej kanapie, niezbyt blisko, ale i nie za daleko od siebie… Coz, nie mial pojecia, co ich dokladnie laczy, ale, do diabla, denerwowal sie na siebie za to, ze na ich widok odczuwa niemal bol i zal. Ile minelo dni, odkad poznal glowna oficer sledcza Olson? Piec? Sadzil, ze nie miala przedtem swojego zycia? A poza tym… przed czym?!
– Drinka? – spytal, ruszajac ku zabytkowej umywalce, ktorej uzywal jako barku.
Oboje potrzasneli glowami.
– Wciaz jestesmy na sluzbie – wyjasnil Tom.
Darwin kiwnal glowa i nalal sobie nieco dobrej szkockiej, po czym usiadl naprzeciwko nich na krzesle od Eamesow. Ostatnie wieczorne promienie sloneczne docieraly przez wysokie okna, rozjasniajac pokoj czworobokami zlotego blasku. Dar wypil lyk whisky, spojrzal na zawinieta w plotno paczke i spytal:
– Czy to dla mnie?
– Tak – odparla Syd. – I nie odmawiaj, poki nas nie wysluchasz.
– Odmawiam – odparowal.
– Cholera jasna – mruknela Sydney. – Jestes naprawde upartym facetem, Darwinie Minor. – Ten wypil kolejny lyk szkockiej i czekal. – Wysluchasz nas przynajmniej? – spytala kobieta.
– Pewnie, czemu nie?
Sledcza westchnela.
– Zreszta wypije drinka, sluzba czy nie sluzba… Nie, nie wstawaj, Dar. Wiem, gdzie stoi szkocka. Mow, Tom.
– Syd powiedziala mi – mowiac, Santana gestykulowal dla podkreslenia swoich slow – ze poczules sie wykorzystany. Doktorze Minor…
– Dar – poprawil go.
– Dar – kontynuowal Latynos. – I w jakims sensie tak bylo. Przepraszamy cie za to oboje. Kiedy jednak Rosjanie wykonali przeciwko tobie ruch, dostalismy najwieksza szanse, jaka nam sie przytrafila w sprawie Przymierza. – Sydney wrocila na tapczan ze szklanka z whisky i rozsiadla sie na poduszkach. – Przypatrujemy sie dzialalnosci tuzina najznakomitszych prawnikow w kraju. Chodzi naprawde o najlepszych, o prawdziwe slawy. Mniej wiecej polowa z nich pracuje tutaj, w Kalifornii, reszta w innych miastach, takich jak Phoenix, Miami, Boston czy Nowy Jork.
– Lacznie z Dallasem Trace’em – wtracil Darwin.
– Tak, jego rowniez podejrzewamy – przyznal Tom.
Minor, zanim sie odezwal, wypil kolejny lyk szkockiej. W wieczornym swietle bursztynowy plyn w szklanicy pieknie sie jarzyl.
– Dlaczego tacy prawnicy, szczegolnie jezeli… przypuszczalnie… sa rownie lub niemal tak slawni jak Trace… Dlaczego tacy ludzie mieliby ryzykowac kariere, skoro moga zarobic legalnie miliony dolarow?
Santana zamachal rekoma. Tym razem skojarzyl sie Darwinowi z bejsbolowym miotaczem, ktory przymierza sie do silnego rzutu.
– Na poczatku sami nie moglismy w cos takiego uwierzyc. W niektorych wypadkach moglo chodzic o kwestie osobiste: na przyklad z powodow osobistych Esposito mial swoj udzial w zabojstwie syna Dallasa Trace’a, Richarda. Zazwyczaj jednak ci ludzie rzeczywiscie pragna pieniedzy. Wiesz, jakimi kwotami obracaja kazdego roku nielegalne kliniki, ile miliardow idzie na wyplaty odszkodowan za sfingowane wypadki? Przymierze najwiekszych prawnikow kraju ma licznych posrednikow, ktorych usuwa…
– Doslownie ich usuwa? – wtracil Dar. – To znaczy morduje ich?
– Czasami – przyznala Syd. Wygladala na zmeczona. Ostatnie promienie wieczornego swiatla padajace na jej twarz podkreslaly zmarszczki, ktorych Minor wczesniej u niej nie dostrzegl.
– Gennie Smiley i Donald Borden, na przyklad… Nie znalezlismy ich ani w San Francisco, ani w Oakland. Nigdzie ich nie znalezlismy.
Darwin pokiwal glowa.
– Mozna by sprawdzic w wodach zatoki – powiedzial. Bezwiednie poslal Sydney piorunujace spojrzenie.
– A poniewaz Rosjanie do mnie strzelali, uznalas, ze ci sie przydam i moze sprowokuje Dallasa Trace’a do jakiegos ruchu. Dlaczego? Poniewaz wiedzialas, ze mam na kasetach rekonstrukcje sfingowanych wypadkow?
Kobieta pochylila sie szybko do przodu. Jej twarz wyrazala troske, a moze nawet bol.
– Dar, przysiegam ci, ze wiedzialam, iz Dallas Trace widzial wczesniej dowody na zabojstwo swojego syna. Przesluchiwalismy kapitana Fairchilda i porucznika Venture, poniewaz dziwilo nas, ze Wydzial Zabojstw zajal sie sprawa zwyczajnego wypadku samochodowego… Ale przysiegam ci tez i obiecuje, ze nie mialam pojecia, kto nakrecil te kasete z rekonstrukcja. Odkrylam, ze to ty, dopiero kiedy pokazales mi ja w swoim domku. – Tom zachowal milczenie, patrzac to na jedno z nich, to na drugie. Byc moze probowal zrozumiec przyczyny napiecia, ktore nagle miedzy nimi zapanowalo.
– Wiec dlaczego zabralas mnie do Dallasa Trace’a? – spytal po chwili Darwin.
Sydney odstawila szklaneczke ze szkocka na drewniana lawe.
– Poniewaz ta kaseta byla taka dobra – odparla. – Poniewaz zaden rozsadny czlowiek nie moglby po jej obejrzeniu miec watpliwosci, ze ofiara zostala zamordowana. Az do wczoraj mialam do co Dallasa Trace’a watpliwosci, ale tylko do wczoraj. Skoro obejrzal rekonstrukcje wypadku na wideo, a nastepnie wyrzucil nas ze swojego gabinetu, jestem przekonana, ze tkwi po szyje w calym tym gownie.
Minor westchnal.
– No dobrze. I co, do cholery, mam z tym zrobic?
– Pomoz nam – powiedzial Santana. – Pracuj dalej z Syd. Uzyj swoich umiejetnosci zwiazanych z rekonstrukcja wypadkow i dotrzyj do sedna spisku zwanego Przymierzem.
Darwin nie odpowiedzial. Sydney odwrocila sie do Toma Santany.
– Dar nie wierzy w spiski.
– Nie powiedzialem, ze nie wierze w istnienie spiskow – obruszyl sie. – Mowilem tylko, ze nie wierze w spiski uwienczone powodzeniem. Po pewnym czasie kazdy spisek musi sie zalamac pod ciezarem ignorancji albo dlatego, ze wplatani wen ludzie nie maja dosc rozumu, aby trzymac jezyk za zebami. Ci Pomocnicy Bezbronnych…
– To nie jest bzdura, wierz mi – przerwal mu Tom.
– Sytuacja stale sie zmienia. Pogarsza sie. Juz nie chodzi tylko o niewinne stluczki na drogach, teraz ofiary tych z pozoru niewinnych, sfingowanych wypadkow gina!
– I na placach budow – dodala Syd.
– Prawnicy rekrutuja ludzi do zwyklych kraks lub stluczek, po ktorych mieliby oni rzekomo wystapic o odszkodowanie z powodu uszkodzonych kregow szyjnych – ciagnal Santana. – A ofiary umieraja natomiast faceci tacy jak Esposito czy Dallas Trace zarabiaja na nich wiecej pieniedzy niz kiedykolwiek przedtem.
– Esposito juz nic na nikim nie zarobi – mruknal Darwin.
Sydney znow pochylila sie do przodu, splatajac palce.
– Dolaczysz do nas, Dar? Pomozesz nam rozwiklac te sprawe?
Minor popatrzyl na siedzacych przed nim na kanapie mezczyzne i kobiete, ktorzy tak dobrze sie czuli we wlasnym towarzystwie.
– Nie – odrzekl.
– Ale… – zaczal Tom.
– Jesli mowi „nie”, to znaczy „nie” – przerwala mu Syd. Zza paska pod luzna kamizelka wyjela polautomatyczny pistolet. Przedtem miala chyba dziewieciomilimetrowy, ten jednak wygladal na wiekszego kalibru. – Znasz te bron, Dar?
– Pytasz o pistolet? – spytal. – Widzialem podobny w rece pewnego martwego faceta dzis po poludniu.
Sydney zignorowala jego sarkazm.
– To SIG Pro. – Minor popatrzyl na maly polautomat z wyraznym wstretem. – Wiem, ze widywales SIG Sauery – kontynuowala. – To jest nowa konstrukcja SIG-a, bron polimerowa. Bardzo mala, bardzo lekka. – Odlozyla pistolet na lawe. – Zobacz sam… podnies, zwaz w dloni.
– Wierze ci na slowo – odparowal Darwin.
– Sluchaj, Dar… – zaczela Syd, lecz przerwala. Przez chwile chyba starala sie opanowac. – Nie wciagalismy cie w te sprawe – powiedziala w koncu spokojnym glosem. – Kiedy ci dwaj faceci z Wydzialu Zabojstw Departamentu Policji Los Angeles… podejrzewamy zreszta, ze obaj przyjmuja lapowki. Kiedy pokazali Trace’owi kasete z rekonstrukcja wypadku, ktora przekazales Wydzialowi Ruchu Drogowego, no coz… wtedy wlasnie ruszyli za toba Rosjanie.
– Jestesmy przekonani, ze Przymierze juz wczesniej korzystalo z uslug przedstawicieli rosyjskiej mafii. Przy ich pomocy wymuszali wieksze oszustwa – odparl spokojnie i powoli Tom Santana. – Mamy dowod, ze sam Dallas Trace wynajmowal bylego agenta KGB, ktory w odpowiednim momencie zastraszal niektore osoby. Mezczyzna ten jest czlonkiem
– I sadzicie, ze ten maly polimer, ten SIG Pro radykalnie odmieni moja sytuacje?
– Moze wiele zmienic – przyznala Syd gniewnym tonem. – Pomysl, jak latwo weszlismy wraz z Tomem do twojego domu. Po drugiej stronie ulicy parkowal tylko jeden nieoznakowany woz Departamentu Policji San Diego, zreszta siedzacy w nim funkcjonariusze o tej porze na wpol przysypiaja, bo pracuja po godzinach. – Wyjela