magazynek z pistoletu i polozyla go na lawie, po czym pokazala Darwinowi, ze w komorze nie zostala zadna kula. – To jest moja osobista bron, Dar. Do tego typu SIG-a Pro pasuje amunicja kaliber.40 od pistoletow Smith and Wesson. Jest to najdokladniejszy polautomat na rynku. Sluzby specjalne Stanow Zjednoczonych lubia te pistolety. Z nowego SIG-a Pro dobrze sie celuje i mozna wielokrotnie trafic dokladnie tam, gdzie sie chce.
– W innego czlowieka – mruknal Minor. Sydney zignorowala jego slowa. Zdjela plotno z przyniesionej dlugiej paczki.
– Gdy bedziesz sam, pistolet przyda ci sie do obrony – podjela. – Jestem w trakcie zalatwiania ci pozwolenia, ale na pewno cie nie aresztuja za noszenie go. Obojetnie co sie zdarzy. A mieszkanie i dom na wzgorzach…
– Mam dubeltowke – przypomnial jej Darwin.
– Wiem, ze byles w marines – przerwala mu Syd.
– Wiem, ze cwiczyles sie w strzelaniu…
– To bylo ponad cwierc wieku temu – zauwazyl Dar.
– Strzelanie jest jak jazda na rowerze – oswiadczyl Tom Santana bez cienia sarkazmu w glosie.
– Miales w pewnym momencie mysliwskiego savage’a kaliber.410 – powiedziala Syd. – Prawdopodobnie rozpoznasz te strzelbe. To prawdziwy klasyk.
– Remington model 870, samopowtarzalna dwunastka – oznajmil Darwin pozbawionym emocji tonem. – Tak, widywalem takie.
Sydney siegnela do swojej duzej torby, wyciagnela z niej dwa pudelka z nabojami i postawila je na stole. Minor widzial, ze jedno pudelko zawiera kule kaliber.40 do pistoletu Smith and Wesson, drugie natomiast – w kolorze zoltym – loftki, czyli gruby srut.
Syd skinela glowa ku frontowym drzwiom.
– Ktos, kto ci sie nie spodoba, bez trudno moze pokonac te drzwi, Dar, a wtedy naciskasz spust i twoj olowiany naboj kaliber.33 wyskakuje z lufy z predkoscia pomiedzy trzysta trzydziesci piec a trzysta dziewiecdziesiat metrow na sekunde. Jeden taki naboj czyni wiecej szkod niz osiem dziewieciomilimetrowych kul wystrzelonych z polautomatu.
– To dobra, celna bron – dodal Tom Santana – wyposazona w szybkie pociski, lecz w jej wypadku niemal nie istnieje ryzyko nadmiernego przenikania. Dlatego wlasnie policja chetnie ich uzywa, na przyklad podczas oblawy. I z… powiedzmy… dwudziestu pieciu metrow… niemal nie sposob chybic.
Darwin milczal. Cala trojka dobre kilka minut przesiedziala w ciszy. Na dworze pociemnialo, gdyz zaszlo slonce.
– Dar – odezwala sie wreszcie Syd, pochylajac sie nad lawa i dotykajac jego kolana – niezaleznie od tego, czy bedziesz z nami wspolpracowal, kontakt ze mna laczy sie dla ciebie z potrzeba dodatkowej ochrony.
Minor potrzasnal glowa.
– Nie zgadzam sie na pistolet. I mowie to po raz ostatni. Ale przyjme remingtona. Bede go trzymal pod lozkiem.
Oficer sledcza Olson i inspektor Santana popatrzeli po sobie. W koncu Sydney podniosla siga i wraz z magazynkiem schowala do torby.
– Dzieki, ze chociaz strzelbe zamierzasz zatrzymac, Dar. Magazynek miesci piec naboi, a samopowtarzanie…
– Strzelalem wczesniej z remingtona 870 – przerwal jej Minor. – Tego sie nie zapomina, bo to jest jak jazda na rowerze. – Wstal. – Cos jeszcze?
Syd i Tom uscisneli mu dlon przy drzwiach, ale zadne sie nie odezwalo. W ostatniej chwili Santana wreczyl Minorowi wizytowke.
– Pod tym ostatnim numerem jestem osiagalny w kazdej chwili, zarowno w dzien, jak i w nocy – dodal.
Darwin wsunal wizytowke do kieszeni dzinsow, ale nie mogl sie powstrzymac, wiec dorzucil:
– Mam juz gdzies wizytowke Sydney.
Przez godzine po ich wyjsciu Dar nerwowo krecil sie po mieszkaniu. Nawet nie wlaczyl swiatel. Wsunal strzelbe i naboje pod lozko, po czym wrocil do salonu. Byl naprawde niespokojny. Nalal sobie kolejna szklaneczke szkockiej i zapatrzyl sie na zewnatrz, na swiatla lezacego pod nim miasta i na plynace powoli po zatoce lodzie. Na Lindbergh Field jeden samolot wyladowal, inny wystartowal. Wielkie maszyny symbolizowaly celowosc i energie, ktorej Minor nie czul w sobie.
Dopil whisky i znow ruszyl do czesci sypialnianej. W lazience wszedl pod prysznic i stal przez kilka minut pod goraca woda, ktora obmywala go z alkoholowego otepienia. Wyszedl do ciemnej sypialni, wycierajac recznikiem krotkie wlosy. Wlaczyl swiatlo. Sypialnia byla wlasciwie kacikiem ogrodzonym wbudowanymi biblioteczkami i szafa, ktorej drzwi wyposazono w lustro wysokosci doroslego czlowieka. Co jakis czas zamierzal je zdjac. Teraz az zamrugal na widok wlasnego odbicia. „Czy jest cos smutniejszego niz nagi mezczyzna w srednim wieku?” – zadumal sie. Podszedl do drzwi szafy, zamierzajac otworzyc drzwi, aby wyjac pidzame, a rownoczesnie usunac lustro z pola widzenia, gdy padl pierwszy strzal. Rozbite szklo lustra osypalo sie na twarz i piers Dara, przecinajac mu w wielu miejscach skore. Zatoczyl sie w tyl, sciagajac rownoczesnie na ziemie lampke z niskiej szafki. Drugi strzal padl juz w ciemnosciach.
Rozdzial trzynasty
W pomieszczeniach Darwina znajdowalo sie tak wielu policjantow, ze mieszkanie wygladalo jak bufet podczas nocnej zmiany. Ekipa balistyczna pracowala nad dokladnym odtworzeniem kata, pod jakim obie kule wpadly przez wysokie, polnocne okna, przelecialy sypialnie i dotarly do celu. Okna pospiesznie przykryto przescieradlami i plotnem malarskim. W sypialni stalo pol tuzina mundurowych funkcjonariuszy i jeszcze wiecej policjantow w cywilu. Federalne Biuro Sledcze reprezentowal agent specjalny Jim Warren. Towarzyszyla mu asystentka – niska, zwawa kobietka. Kapitan Hernandez z Departamentu Policji San Diego przybyl z typowym dla siebie orszakiem szesciu czy osmiu ludzi, zjawil sie takze kapitan Tom Sutton z CHP. Przyszli takze Syd Olson i Tom Santana. Usiedli na skorzanej kanapie i gapili sie na lezacy na lawie karabin.
– Nigdy przedtem nie widzialem takiej broni – przyznal sie jakis funkcjonariusz kalifornijskiej policji drogowej. Mezczyzna trzymal w rece jeden z bialych kubkow Dara i saczyl kawe.
– Jest to cywilna wersja snajperskiego karabinu, uzywanego przez oddzialy SWAT – wyjasnila Sydney.
– Mozna ustalic marke? – spytal kapitan Hernandez.
– Znam je – odparl Tom Santana. – Pojawily sie kilka lat temu na pokazie National Rifle Association w Seattle. Ten nazywa sie Tikka 595 Sporter. Z celownikiem Weaver T32.
– Jaka odleglosc dzieli ten dach od mieszkania? – spytal kapitan Sutton.
– Jest nieco ponad szescset piecdziesiat metrow na polnoc stad – odparla Syd. – Wlasciwie dostrzeglam pierwszy blysk lufy i bylam w drodze tam, zanim padl drugi strzal – wyjasnila. Kiwnela glowa dwom mundurowym, popijajacym w kuchni napoje bezalkoholowe. – Czatowalam na wzgorzu powyzej tego budynku, wiec zadzwonilam do stojacego przed domem nieoznakowanego pojazdu policyjnego. Funkcjonariusze mieli sprawdzic, jak sie miewa doktor Minor, a ja zaczelam gonic snajpera.
– Tyle ze nie wiedziala pani o wyjsciu przeciwpozarowym – powiedzial agent specjalny Warren.
– Niestety – przyznala Sydney. – Wspielam sie glownymi schodami i dotarlam na dach, najszybciej jak moglam. Na drugim poziomie dostrzeglam podejrzanego przy wyjsciu przeciwpozarowym, ktorym zbiegl. Oddalam dwa strzaly, ale nie trafilam.
– Jeden z nich byl przypuszczalnie strzalem ostrzegawczym – zauwazyl cierpko kapitan Hernandez.
– Odglos strzalow wystraszyl napastnika, ktory wrzucil ciezki karabin do smietnika przed wyjsciem przeciwpozarowym – zauwazyl Tom Santana. – Potem mezczyzna dotarl do swojego samochodu, zanim sledcza Olson zdazyla zejsc schodami przeciwpozarowymi.
– Zadnych danych na temat samochodu, Syd? – spytal kapitan Hernandez.
– Nie zdolalam dojrzec numerow rejestracyjnych. Na pewno samochod byl produkcji amerykanskiej. Nieduzy, kompaktowy. Na nieszczescie odjechal, zanim zbieglam.
– Pani chybila, bedac trzy pietra nad morderca – mruknal kapitan Sutton z CHP – a ten snajper zdolal wpakowac dwie kulki niemal w cel z szesciuset piecdziesieciu metrow… we mgle i lekkiej mzawce? Niewiarygodne.
– Wcale nie takie dziwne – odparowala Syd. – Snajper trwal przez jakis czas w miejscu, czekal na doktora Minora i na wlaczenie swiatla. Nawet wniosl na gore dwa worki z piaskiem, ktore sobie podlozyl, zyskujac dzieki nim optymalna pozycje strzelecka. Zauwazcie, ze pasek policzkowy na drewnianych kolbach tych karabinow snajperskich typu wojskowego jest regulowany… Nasz czlowiek mial zatem czas na ustawienie srub zaciskowych, aby pasek policzkowy byl podniesiony do idealnej wysokosci.
– Zadnych odciskow palcow – stwierdzil jeden z technikow.
Sydney i pozostali poslali mezczyznie zmeczone spojrzenia.
– Oczywiscie, ze nie ma – rzucil kapitan Hernandez. – Mamy do czynienia z profesjonalista.
Jeden ze specow od balistyki podszedl do karabinu.
– Nadzwyczajna celnosc z nieco ponad szesciuset dwudziestu metrow. Obliczylismy, ze pierwszy strzal byl wycelowany prosto w serce. Kula utkwila w tylnej scianie szafy. Strzelec uzywal pociskow czterdziestopieciogramowych Winchester.748…
– Wiemy o tym – przerwala Syd. – Zostaly trzy naboje w komorze zdobytej przeze mnie broni, a miesci piec. Na miejscu, z ktorego strzelal, nie znalezlismy zadnych lusek.
– Bron snajperska – kontynuowal technik, nie zniechecony. – Mezczyzna wlozyl luski po dwoch strzalach do kieszeni, chociaz zdolal oddac drugi strzal w mniej niz dwie sekundy. Ten drugi strzal trafilby doktora Minora w glowe, gdyby doktor padl dokladnie w miejsce, w ktorym snajper sie go spodziewal. A takze…
– Moglby pan przestac mowic o doktorze Minorze w trzeciej osobie – mruknal poirytowany Dar. – Jestem tutaj. – Siedzial na krzesle od Eamesow w zielonym plaszczu kapielowym, nie zakrywajacym wszystkich opatrunkow, ktore zalozyli mu sanitariusze po wyjeciu z jego skory na piersi i szyi kawalkow szkla.
– Nie byloby cie tu – wtracila Sydney – gdyby snajper nie dostrzegl zamiast ciebie twojego odbicia w lustrze.
– Szczesciarz ze mnie – odburknal Darwin.
– Cholerna racja, miales szczescie – zgodzila sie Syd z gniewem w glosie. – Gdyby nie ta bardzo drobna mzawka i lekka mgla, ktora przyszla dzisiejszego wieczoru