pozostale w magazynku trzy pociski przeciwpancerne. Dwa z nich chybily, przelatujac nad glowa Rosjaninowi, ktory skulil sie w zwarta pozycje plodowa trzeci jednakze uderzyl go tuz nad kostka doslownie rozsadzajac mu stope i odrywajac ja az do polowy podudzia. Biala kosc przeleciala przez pokoj i o malo nie trafila ostatniego przykucnietego Rosjanina.
Dar akurat zmienial magazynek na nowy, gdy uprzytomnil sobie nagle, ze sam znalazl sie pod intensywnym ostrzalem. Strzelali do niego i Yaponchik, i Zuker. Ciezkie naboje kaliber 7,62 milimetra uderzaly w skaly na wschod, zachod i na polnoc od Minora. Nieliczne, lepiej wymierzone, kule spadaly ze swistem na skalne podloze jego kryjowki, a niektore zaledwie o centymetry od jego butow, po czym rykoszetowaly. Inne odbijaly sie od pochylonych plyt powyzej Darwina i za nim; tych zaczynal sie coraz bardziej obawiac.
Nagle kilka kul uderzylo w jego plecak i odbilo sie rykoszetem. Jedna z kul trafila w lornetke Leica, ktora, pchnieta za krawedz kryjowki, spadla w wawoz. Kolejny pocisk trafil w tyl kamizelki kuloodpornej Minora, idealnie miedzy lopatki. Darwin uznal, ze bol nie jest szczegolnie silny. Nie gorszy, niz gdyby ktos go trzasnal w plecy malym mlotem kowalskim. Tym niemniej na moment stracil oddech, obraz przed oczyma mu sie zamglil i Dar poczul sie jak podczas wykonywania petli szybowcem, kiedy grawitacja rosnie do trzech G.
„Moze pocisk sie przebil i uszkodzil mi kregoslup” – pomyslal tepo, obmacujac sobie plecy. W bluzie znalazl otwor, ale ciezka kamizelka pod nia wydawala sie nietknieta. Wyczul niemal splaszczony pocisk, ktory utknal w ceramiczno-metalowym wloknie. „O Jezu – przemknela mu przez glowe pelna respektu mysl – a to przeciez tylko rykoszet z odleglosci dwustu trzydziestu paru metrow, zatem spory procent predkosci kula wytracila juz podczas pierwotnego uderzenia”.
Mial ochote przemyslec zarowno fizyczne, jak i filozoficzne nastepstwa sytuacji, niestety, zanim zdolal sie skupic, ze swistem przelecialy obok niego kolejne kule. Zerknal na monitor.
Ostatni zyjacy – a w kazdym razie oddychajacy – Rosjanin w domku doczolgal sie na brzuchu do otwartej zapadni i teraz ostrzeliwal piwnice z kalasznikowa.
Minor nie mial pojecia, jak Syd moglaby przezyc, jesli znajdowala sie w korytarzu piwnicy, zamiast w zamknietym magazynie, uznal jednak, ze zamiast dumac, najlepiej zastrzelic zabojce.
Istnial wszakze pewien problem. Pociski przeciwpancerne mogly nie tylko zabic Rosjanina, ale takze przeniknac podloge i trafic w Sydney, jezeli kobieta lezala na przyklad ranna w korytarzu. Bezpieczny pokoj w piwnicy Darwina byl obity stala, natomiast korytarz mial zwyczajne sciany i podloge. Dar wyjal magazynek z barretta i poszukal na skale obok siebie zwyklego, z normalnymi pociskami kaliber.50. Znalazl go i zaladowal „lekka piecdziesiatke”.
Ignorujac ogien snajperski i kule odbijajace sie rykoszetem od skalnych scian po prawej stronie i spadajace na dno jego kryjowki, spojrzal na monitor, dzieki ktoremu mogl dokladnie wycelowac bron w Rosjanina. Kontrolujac oddech, wymierzyl w punkt sciany, za ktora lezal zabojca, i delikatnie nacisnal spust.
Niewiele osiagnal. Pierwsze trzy pociski przebily sie wprawdzie calkiem swobodnie przez sciane, ale nieco zboczyly w toru i spadly z boku Rosjanina. A poza tym Darowi wydalo sie, ze jednak mocno wbijaja sie w podloge. Bedzie musial uzyc M40 i miec nadzieje, ze uda mu sie dojrzec cel przez okno.
Zabojce zaniepokoil ostrzal z ciezkiego karabinu maszynowego, wiec obejrzal sie przez ramie na podziurawiona sciane. Minor widzial na monitorze, ze mezczyzna krzyczy cos do towarzysza w kacie, ale osobnik, ktoremu niedawno oderwalo stope, wciaz lezal zwiniety w klebek i najprawdopodobniej byl nieprzytomny. Wokol jego nogi dostrzec mozna bylo ciemna kaluze krwi.
Kiedy Darwin wyjmowal ze schowka pod skalnym wystepem zmodyfikowanego remingtona 700, wystrzelona przez ktoregos z Rosjan kula odbila sie dwukrotnie od powierzchni i musnela go w tyl obu ud, tuz pod posladkami. Dar nie krzyknal, a tylko zazgrzytal zebami i obejrzal sie przez ramie. Niewiele widzial z powodu grubej kamizelki kuloodpornej i luznej maskujacej bluzy, ale kiedy przesunal prawa reka po bolacym miejscu, poczul na niej wilgoc, podnioslszy ja zas do oczu, zobaczyl sporo krwi. Postanowil sobie zalozyc, ze rana nie jest gleboka i pocisk nie uszkodzil mu zadnych powazniejszych naczyn krwionosnych. Jezeli sie mylil, na pewno wkrotce sie o tym dowie.
Spojrzal przez celownik Redfield, potem zerknal na lewo, w monitor, ktorego jak do tej pory cudem nie musnal jeszcze zaden rykoszetujacy pocisk. Podobnie jak naukowcy uzywajacy mikroskopu badz tez teleskopu, takze snajperzy uczyli sie patrzec w urzadzenie powiekszajace jednym okiem bez zamykania drugiego, ktorego katem potrafili dostrzec, co dzieje sie wokol.
Zabojca w jego domu nadal wygladal na oszolomionego jego strzalami z barretta. Teraz mezczyzna kleknal na jedno kolano i zajrzal w ciemne wejscie do sutereny, z wyrazna nadzieja zobaczenia tam ciala, o czym moglby powiadomic Zukera i Yaponchika przed pospiesznym opuszczeniem budynku.
Po chwili pochylil sie mocniej naprzod, zagladajac do piwnicy. W tym samym momencie Darwin dostrzegl na czarnobialym monitorze jakis blysk z dolu i bialy owal twarzy czlowieka z bronia zmienil sie w nieregularna mieszanine odcieni szarosci i czerni. Rosjanin polecial w tyl i upadl na plecy z rozlozonymi ramionami. Kalasznikow wypadl mu z rak i przelecial pare metrow nad podloga.
Minor nie strzelal, tylko patrzyl. Kule swistaly nad nim, a jedna odbila sie do skalnej sciany, po czym wrocila, mijajac mu prawe ucho zaledwie o kilka milimetrow. Dar zauwazyl jednak, ze snajperski ogien przeciwko niemu nieco oslabl. W tej chwili chyba tylko jeden Rosjanin strzelal do niego z dragunowa, co oznaczalo, ze drugi – Yaponchik albo Zuker, prawdopodobnie Zuker – wyszedl z kryjowki z zadaniem zajscia Minora ze skrzydla. Darwin skupial uwage obecnie glownie na monitorze.
W prowadzacym do piwnicy otworze pojawila sie najpierw glowa Syd, potem jej ramiona, nastepnie sztucer, ktory kobieta trzymala w rekach. Gdy Sydney znalazla sie na podlodze z bronia w dloniach, obrzucila spojrzeniem pomieszczenie, przyjrzala sie trzem martwym zabojcom, po czym ponownie sie rozejrzala po calej sypialni.
Mimo grozy sytuacji Dar sie usmiechnal. Przyjaciolka znalazla remingtona 870, ktorego zostawil w korytarzu, prawdopodobnie otworzyla sobie tez drzwi do bezpiecznego pokoju i moze nawet ukryla sie w nim przed spadajacym granatem i ostrzalem z AK-47, albo przynajmniej stanela na moment za stalowymi drzwiami, a pozniej niespodziewanie wyszla zza nich i zabila napastnika.
Siegnal do paska po telefon komorkowy. Chcial zadzwonic do niej, do domku. Niestety w komorke trafil najwyrazniej jakis zablakany pocisk, totez niewiele z niej zostalo.
– Cholera – mruknal pod nosem.
Zobaczyl, ze Sydney biegnie do telefonu stacjonarnego, ktory nadal lezal na podlodze, w sekunde pozniej dostrzegl jednak, ze aparat zmienil sie w kupke plastikowego zlomu. Zapewne Dar sam trafil w niego jednym z pociskow przeciwpancernych. Wciaz patrzyl w monitor. Syd odrzucila telefon, po czym podczolgala sie do Rosjanina z oderwana stopa. Wyciagnela mezczyznie zza pasa radio, a nastepnie poszukala mikrofonu przypietego wysoko na jego lewym ramieniu. Minor widzial, jak przez chwile sluchala, a wiedzial, ze przyjaciolka zna rosyjski.
„Madra dziewczynka” – pomyslal, zadowolony, ze Sydney nie slyszy jego stwierdzenia, ktore w wielu srodowiskach uwazano obecnie za seksistowskie. Nie mieli teraz mozliwosci kontaktu, lecz Syd moze przynajmniej uzyskac informacje na temat planow ostatnich dwoch zabojcow.
Przypomnial sobie, ze musi opuscic swoje stanowisko, zanim pojawi sie za nim Zuker i ostrzela go w skalnej niszy, z ktorej Darwin nie bedzie juz mogl uciec. Kolejny pocisk z dragunowa uderzyl w sciane kilka centymetrow nad glowa Minora. Strzal wydawal sie idealnie wycelowany i Dar czul instynktownie, ze rzeczywiscie ma do czynienia z Yaponchikiem, ktory stara sie go zatrzymac w snajperskim gniezdzie do czasu, az obserwator zajdzie go od tylu.
Kiedy Minor wybieral kryjowke, staral sie oczywiscie znalezc najbezpieczniejsza taka ktora trudno bylo otoczyc. Jego pole widzenia i najblizsza strefa walki rozposcieraly sie nad domkiem, od strony polnocnej, Darwin mial wiec watpliwosci, czy Zuker zejdzie w tym kierunku, aby przeciac wawoz. Nie wierzyl, ze zabojca moze liczyc na znalezienie w wawozie jakiejs stromej sciany wschodniej, po ktorej zdolalby sie wspiac, nie przyciagajac uwagi Dara. Zapewne zatem opusciwszy kryjowke, Zuker ruszyl na polnocny wschod po pasmie wzgorz, prawie na pewno bardzo powoli przemieszczajac sie przez gesty las, wsrod zalegajacego listowia. Mial prawdopodobnie nadzieje, lub wrecz wiedzial, ze dostrzeze tam na gorze latwe przejscie; zapewne w miejscu, gdzie wawoz sie zweza, a rownoczesnie jest najglebszy. Minor wiedzial, ze Rosjanie byli tutaj wczesniej, i zakladal, iz starannie sprawdzili caly obszar. Zrobilby tak w kazdym razie przyzwoity snajper. To oznaczalo, ze wiedzieli o pniaku przerzuconym przez wodospad, ktory na wlasny uzytek Darwin nazwal wodospadem Reichenbach. Powalona wielka jodla lezala tam od wielu lat, a jej pien byl sliski od wilgoci i pokrywajacego go mchu. Sciany wawozu otwieraly sie po obu stronach na male, porosniete licznymi krzewami parowy. Minor szacowal glebokosc wawozu w tamtym miejscu na okolo osiemnascie metrow. Teren charakteryzowal sie licznymi skalnymi nawisami, a powierzchnie zalegaly duze, nieregularne glazy.
Wsunal „lekka piecdziesiatke” pod skalny wystep, starajac sie ja uchronic przed umyslnym rykoszetem Yaponchika, a pozniej po raz ostatni zerknal na monitor. Sydney kucala blisko okna, w ramionach trzymala remingtona i jawnie wypatrywala celu. Darwin wzial karabin M40, wypelzl powoli z kryjowki, po czym ruszyl, chowajac sie przed Yaponchikiem za skalami.
Zatrzymal sie i przez dziesiec sekund sie obmacywal, sprawdzajac, jak ciezko zostal ranny. Tyly ud plonely mu, jakby ktos oznakowal je goracym zelazem, na szczescie krew zdazyla juz zakrzepnac, usztywniajac podarte spodnie, totez Darwin doszedl do wniosku, ze rana nie moze byc powazna. Szybko poklepal sie w miejscu strzalu i zyskal pewnosc, ze otrzymal jedynie plytkie musniecie, choc ubytek ciala w jego prawej nodze byl prawdopodobnie wiekszy niz w lewej. Zaskoczylo go tez odkrycie, ze rykoszetujaca kula, ktora zniszczyla mu telefon komorkowy, przebila sie tez przez pasek i utknela w prawym boku. Wyczuwal ja tuz pod skora nieco nad koscia biodrowa. Postrzal nie bolal bardziej niz stluczenie, ale Dar wiedzial, ze takie obce cialo grozi zakazeniem, jesli zatem chcial uniknac infekcji, powinien oczyscic i opatrzyc rane, a pocisk usunac.
„Zajme sie tym pozniej” – powiedzial sobie w myslach i ruszyl biegiem na polnoc, przez las. Karabin trzymal w gotowosci i staral sie robic jak najmniej halasu, co bylo trudne wsrod tak gesto rosnacych drzew. Co jakis czas sie upewnial, czy czubek glowy nie wystaje mu nad skaly wawozu, gdyz wtedy znalazlby sie w polu widzenia Yaponchika. Nogi mu plonely i zrozumial, ze rana na udach siega az do posladkow. – „Ale wstyd” – pomyslal, wsluchujac sie we wlasne sapanie i brzeczenie dodatkowych magazynkow do M40, ktore mial w kieszeniach spodni i bluzy.
Wiedzial, ze w tym wyscigu chodzi o zycie. Jesli Zuker pierwszy dobiegl do prowizorycznego mostku z wielkiego pnia, za chwile moze go dostrzec lub uslyszec i bez trudu zastrzelic. Darwin musial wiec jak najpredzej wspiac sie na wzgorze. Z drugiej strony, przypominal sobie, ze zanim wybiegl z kryjowki, Yaponchik nie strzelal juz od kilku minut. Wiedzial tez, ze wszystkich snajperow zawsze uczono, ze powinni zachowywac maksymalna ostroznosc i tylko glupiec mogl biec na slepo przez las tak jak Minor. Zdawal sobie sprawe, ze Zuker nie jest teraz tak zdesperowany jak on, totez istniala szansa, ze Rosjanin bedzie sie przemieszczal znacznie wolniej. Wreszcie Dar dotarl do plytkiego parowu – porosnietego paprociami i jezynami, a glebokiego najwyzej na poltora metra – ktory ciagnal sie mniej wiecej przez cztery metry az do drzewa lezacego nad wawozem.
Najwazniejsze, ze zyl. Przynajmniej jak do tej pory. Sapal jednakze tak mocno, ze moglby nie uslyszec wroga kryjacego sie nawet w pobliskiej trawie. Odpial zatrzask na pochewce noza Ka-Bar – mial szczescie, ze nie oderwala sie wraz z komorka w pokrowcu – i zaczal czolgac sie ku drzewu, celujac w nie z karabinu. W parowie po tej stronie nie bylo nikogo. Pniak wygladal na dluzszy i wezszy, niz Minor go zapamietal, a wawoz na duzo glebszy. Ze skal ponizej strzelaly w gore kropelki wody. Dar wiedzial, ze ta szczelina, niezbyt gleboka, lecz i tak grozna, biegla kilkaset metrow na polnoc, az do pasma wzgorz. Chcac tam dotrzec, bedzie musial wyjsc spomiedzy drzew i wtedy stanie sie doskonale widoczny ze wzgorza.
Wstrzymal oddech i zerknal przez paprocie na szesciometrowa klode. Omszala powierzchnia byla wyraznie mokra. Za porecz podczas przejscia po pniaku mogla posluzyc tylko jedna stara galaz, a Darwin byl pewien, ze jest zmurszala i nie utrzyma jego ciezaru, gdy sie jej chwyci. Czesto przygladal sie tej klodzie podczas swoich wedrowek po wzgorzach i nigdy nie odwazyl sie po niej przejsc. Po co zreszta mialby to robic? Sam pomysl wydawal mu sie straszliwie glupi.