– Nie przypominam sobie.
„Nie przypominam sobie”. Chance odpowiedzial jak swiadek na procesie, ktory chce zostawic otwarta furtke.
– Z wyciagu jego rozmow telefonicznych wynika, ze ostatnio duzo dzwonil do waszego sztabu wyborczego.
– Do naszego sztabu dzwoni wiele osob – odparl Arthur i dodal z chichotem. – A przynajmniej mam taka nadzieje.
Chance tez zachichotal. Jajarze z tych Bradfordow, ho, ho!
– Tak, pewnie.
Myron spojrzal na Wina. Win skinal glowa. Wstali.
– Dziekuje za przyjecie – powiedzial Win. – Sami trafimy do wyjscia.
Bradfordowie probowali ukryc oslupienie.
– O co chodzi, do licha?! – nie wytrzymal Chance.
Arthur uciszyl go spojrzeniem i wstal, zeby uscisnac gosciom rece, ale Myron i Win byli juz przy drzwiach.
Myron odwrocil sie.
– Dziwne – powiedzial, nasladujac najlepiej jak umial porucznika Colombo.
– Co? – spytal Arthur Bradford.
– Ze nie pamietacie lepiej Anity Slaughter.
Arthur uniosl dlonie.
– W ciagu lat pracowalo tu mnostwo osob.
– To prawda. – Myron przestapil prog. – Ale ile z nich znalazlo zwloki twojej zony?
Bracia skamienieli, zamienili sie w dwa nieruchome, gladkie, zimne glazy. Myron nie czekal na dalszy ciag. Puscil drzwi i podazyl za Winem.
13
– Co wlasciwie osiagnelismy? – spytal Win, kiedy przejechali przez brame.
– Dwie rzeczy. Po pierwsze, chcialem sie przekonac, czy maja cos do ukrycia. I juz wiem, ze maja.
– Wiesz to na podstawie…
– Ich bezczelnych klamstw i wykretow.
– To politycy. Gdybys spytal ich, co jedli na sniadanie, tez kreciliby i klamali.
– Uwazasz, ze nic sie za tym nie kryje?
– Kryje sie. A ta druga rzecz?
– Chcialem ich sprowokowac.
Win usmiechnal sie, gdyz spodobal mu sie ten pomysl.
– I co dalej, Wszechwiedzacy?
– Musimy zbadac przedwczesna smierc Elizabeth Bradford.
– Jak?
– Wskocz na South Livingston Avenue. Powiem ci, gdzie skrecic.
Komenda policji w Livingston miescila sie obok ratusza, naprzeciwko biblioteki publicznej i gimnazjum. Prawdziwe centrum miasta. Myron wszedl do srodka i spytal o policjantke Francine Neagly. Francine skonczyla gimnazjum po drugiej stronie ulicy w tym samym roku co on. Mial nadzieje, ze dopisze mu szczescie i ja zastanie.
Surowy sierzant dyzurny poinformowal go, ze funkcjonariuszka Neagly jest „aktualnie nieobecna” – tak mowia policjanci – ale zglosila przez radio, ze idzie na lunch i ze bedzie w Garkuchni Ritza.
Garkuchnia Ritza wygladala naprawde szpetnie. Dawny porzadny budynek z cegly pomalowano sprayem barwy morskich wodorostow, a drzwi – lososiowym rozem, tworzac kompozycje kolorystyczna za krzykliwa nawet dla statkow linii Carnival Cruise. Myrona odrzucala. Za jego szkolnych lat Garkuchnia byla zwykla, skromna jadlodajnia i nazywala sie Dziedzictwo. Otwarta cala dobe, nalezaca oczywiscie – na mocy prawa stanowego? – do Grekow, przyciagala uczniow gimnazjum, ktorzy po piatkowo-sobotnim zbijaniu bakow wpadali tam na hamburgery i frytki. Myron z kolegami wkladali bluzy szkolnej druzyny, biegli na prywatki i konczyli tutaj. Probowal sobie przypomniec, co na nich robil, ale nie pamietal nic szczegolnego. W szkole sredniej nie pil – po alkoholu mial mdlosci – a jesli chodzi o dragi, to pruderia dorownywal w tych sprawach Pollyannie. Coz wiec robil na tych imprezach? Pamietal oczywiscie glosna muzyke Doobie Brothers, Steely Dana, Supertrampa, czerpal gleboka wiedze z tekstow piosenek Blue Oyster Cult (Jo, gosciu, co naprawde chodzi po lbie Ericowi, kiedy spiewa: „Chce to zrobic twojej corce na polnej drodze”?). Pamietal tez sporadyczne, zwykle jednorazowe randki z dziewczynami, po ktorych on i one unikali sie jak ognia az do matury. Nie pamietal jednak nic poza tym. Czlowiek chodzil na prywatki z obawy, ze cos go ominie. Ale nic sie tam nie dzialo. We wspomnieniach pozostal po nich tylko mglisty slad.
Za to dobrze pamietal – i sadzil, ze zachowa w zywej pamieci do konca zycia – swoje pozne powroty do domu, gdy zastawal ojca (udajacego, ze spi) w rozkladanym fotelu wypoczynkowym. Tak bylo zawsze, bez wzgledu na to, czy wracal o drugiej, czy trzeciej rano. Nie mial w domu godziny policyjnej. Rodzice mu ufali. Ale ojciec nie spal w piatki i soboty, czekajac na niego w fotelu i martwiac sie, a „zapadal” w sen w momencie, kiedy Myron wkladal klucz do zamka. Myron wiedzial, ze stary udaje. A jego stary wiedzial, ze syn o tym wie. Ale i tak zawsze odgrywal swoje.
Sojka w bok przywrocila go do rzeczywistosci.
– Wejdziesz do srodka czy bedziemy podziwiac ten pomnik zlego
– Kiedy chodzilem do gimnazjum, przesiadywalem tu z kumplami – odparl Myron.
Win spojrzal na bar, a potem na niego.
– Zuchy! – powiedzial.
Zaczekal w samochodzie. Myron znalazl Francine przy kontuarze. Usiadl na sasiednim stolku, walczac z pokusa, zeby sie na nim zakrecic.
– Policyjny mundurek – rzekl i cicho gwizdnal. – Bardzo sexy.
Francine Neagly ledwo raczyla spojrzec na niego znad hamburgera.
– A najlepsze, ze moge sie z niego rozbierac na wieczorach kawalerskich.
– Dorabiasz na czynsz, prad i gaz?
– A jak. – Francine ugryzla hamburger, tak niedopieczony, ze jego drugi koniec krzyknal „Au!”. – Nie spodziewalam sie dozyc tego, ze ujrze cie w naturze.
– Tylko sie nie podniecaj.
– Dobrze, ze jestem tutaj. Bo gdyby baby na twoj widok wyszly z siebie, tobym je zastrzelila. – Wytarla mocno zatluszczone dlonie. – Podobno wyprowadziles sie z miasta.
– Tak.
– A tutaj dzieje sie odwrotnie. – Wziela jeszcze jedna serwetke. – Wciaz sie slyszy, ze zaraz po dorosnieciu wszyscy chca uciec z miasteczek. Natomiast do Livingston wszyscy wracaja i zakladaja rodziny. Pamietasz Santole? Wrocil. Ma trojke dzieci. A Friedy’ego? Mieszka w starym domu Weinbergow. Ma dwoje. Jordan mieszka przy Saint Phil. Wyremontowal jakas rudere. Damski krawiec. Trzy dziewczynki. Slowo daje, pol naszej klasy sie chajtnelo i wrocilo do miasta.
– A co z toba i Gene’em Duluka? – spytal z usmieszkiem Myron.
Francine zasmiala sie.
– Rzucilam go na pierwszym roku studiow. Kurcze, ale bylismy koszmarni!
Gene i Francine byli klasowa para. W stolowce siedzieli przy jednym stoliku i, oboje w drucianych aparatach korekcyjnych na zebach, jedli lunche, calujac sie z jezyczkiem.
– Potworni – przyznal Myron.
Znow ugryzla kes.