– Czy pamietasz…
– Nic nie pamietam – przerwala mu. – Nie jestem nawet pewna, czy to bylo tutaj. Moze w innym motelu. Ten niczym sie nie wyroznia. Ale chyba w tym. Ta dziwna rzezba wyglada znajomo.
– W co bylas ubrana? – zagadnal.
Potrzasnela glowa.
– Nie wiem.
– A w co byla ubrana twoja matka?
– Jestes doradca w sprawach mody?
– Probuje pobudzic twoja pamiec.
– Nic nie pamietam. Kiedy zniknela, mialam piec lat. Ile mozna zapamietac z wczesnego dziecinstwa?
Trudno.
– Przejdzmy sie – zaproponowal. – Moze cos sobie przypomnisz.
Nic jednak nie wyplynelo na powierzchnie, a moze nie mialo co wyplynac. Zreszta nie liczyl na to. Stlumiona pamiec i podobne rzeczy nie byly jego specjalnoscia. W kazdym razie dziwny epizod z rzezba odpowiadal scenariuszowi. Wracajac do samochodu, postanowil, ze przedstawi Brendzie swoja hipoteze.
– Chyba wiem, co robil twoj ojciec – powiedzial.
Przystanela i spojrzala na niego. Nie zatrzymal sie. Wsiadl do auta. Brenda za nim. Zatrzasneli drzwiczki.
– Mysle, ze Horace szukal twojej matki.
Dotarlo to do niej po chwili. Opadla na oparcie.
– Dlaczego? – spytala.
Zapalil silnik.
– Pamietaj, ze powiedzialem „mysle”. Mysle, ze to wlasnie robil. Ale nie mam konkretnego dowodu.
– Mow.
Wzial gleboki oddech.
– Zacznijmy od wyciagu jego rozmow telefonicznych. Po pierwsze, kilka razy dzwonil do biura wyborczego Arthura Bradforda. Dlaczego? Wiemy, ze z Bradfordami laczylo go tylko jedno.
– To, ze moja matka u nich pracowala.
– Tak. Dwadziescia lat temu. Ale nalezy uwzglednic jeszcze cos. Kiedy zaczalem jej szukac i natrafilem na Bradfordow, przyszlo mi na mysl, ze moga miec cos wspolnego z jej zniknieciem. Byc moze twoj ojciec tez doszedl do tego wniosku.
Na Brendzie nie zrobilo to wrazenia.
– Co poza tym? – spytala.
– Po drugie, Horace wydzwanial do dwoch adwokatow, ktorzy zajmowali sie twoimi stypendiami.
– I co?
– Dlaczego do nich dzwonil?
– Nie wiem.
– Te stypendia sa dziwne, Brendo. Zwlaszcza pierwsze. Stypendium do drogiej prywatnej szkoly wraz z pelnym utrzymaniem? Mimo ze nie bylas jeszcze koszykarka? Cos tu sie nie zgadza. Zasady przyznawania stypendiow sa inne. Bylas jedyna stypendystka Edukacji Powszechnej. Sprawdzilem to. Owo stypendium przyznano tylko raz.
– Do czego zmierzasz?
– Ktos ufundowal je z jednego jedynego powodu: zeby przekazac ci pieniadze. – Przy odziezowym sklepie dyskontowym Daffy Dan Myron zawrocil i droga 10 skierowal sie w strone ronda. – Innymi slowy, ktos ci pomogl. Duzo wskazuje, ze twoj ojciec probowal sie dowiedziec kto.
Zerknal na Brende. Nie patrzyla na niego.
– Myslisz, ze moja matka? – spytala wreszcie chrapliwym glosem.
– Nie wiem – odparl ostroznie. – Po co jednak Horace dzwonilby tyle razy do Thomasa Kincaida, ktory przestal zajmowac sie twoimi stypendiami, gdy skonczylas szkole srednia? Dlaczego mu sie naprzykrzal i nekal telefonami? Na mysl przychodzi mi tylko jedno: Kincaid mial informacje, ktore chcial zdobyc twoj ojciec.
– Skad pochodzily pieniadze na moje stypendium?
– Wlasnie. Gdybysmy to wysledzili – ciagnal wciaz ostroznie – odkrylibysmy cos bardzo interesujacego.
– A jestesmy w stanie?
– Trudno powiedziec. Adwokaci z pewnoscia powolaja sie na tajemnice. Ale zlece to zadanie Winowi. Gdy w gre wchodza pieniadze, ma odpowiednie koneksje, zeby wysledzic ich zrodlo.
Brenda zaglebila sie w fotelu, trawiac to, co powiedzial.
– Myslisz, ze ojcu sie to udalo?
– Watpie. W kazdym razie narobil halasu. Dobral sie do prawnikow, co wiecej, posunal sie do wypytywania Arthura Bradforda. Prawdopodobnie przesadzil. Nawet jesli nie zrobil nic zlego, Bradfordowi nie moglo sie spodobac, zwlaszcza w roku wyborow, ze ktos grzebie w jego przeszlosci, wskrzesza stare zmory.
– I zabil go?
Myron nie bardzo wiedzial, jak jej odpowiedziec.
– Za wczesnie, by miec pewnosc. Ale przyjmijmy na chwile, ze twoj ojciec grzebal odrobine za mocno. I ze wystraszyl sie po pobiciu zleconym przez Bradfordow.
Brenda skinela glowa.
– Krew w szafce – powiedziala.
– Tak. Rozwazalem, dlaczego znalezlismy ja wlasnie tam, dlaczego Horace nie wrocil do domu, zeby sie przebrac i ogarnac. Domyslam sie, ze pobito go blisko szpitala. A przynajmniej w Livingston.
– Gdzie mieszkaja Bradfordowie.
Potwierdzil skinieniem glowy.
– Jesli Horace uciekl przesladowcom lub po prostu sie bal, ze znow go dopadna, to nie mogl wrocic do domu. W szpitalu najprawdopodobniej zmienil ubranie i uciekl. W kostnicy lezal w kacie mundur ochroniarza. To pewnie w niego sie przebral, gdy dotarl do szafki. A potem dal dyla i…
Urwal.
– Co? – spytala.
– Cholera!
– Co?
– Jaki jest numer telefonu Mabel?
Brenda podala mu go.
– O co chodzi? – spytala.
Myron wlaczyl komorke, zadzwonil do Lisy z centrali telefonow Bell Atlantic i poprosil ja, zeby sprawdzila podany numer. Zajelo jej to okolo dwoch minut.
– Oficjalnie nic nie ma – oznajmila. – Ale sprawdzilam linie. Trzeszczy.
– To znaczy?
– Ktos chyba zalozyl podsluch. W telefonie. Zeby sie o tym upewnic, musialbys tam kogos poslac.
Myron podziekowal i rozlaczyl sie.
– Mabel tez zalozyli podsluch w telefonie – powiedzial. – Pewnie stad dowiedzieli sie o twoim ojcu. Zadzwonil do siostry i go namierzyli.
– Kto za tym stoi?
– Nie wiem.
Zamilkli. Mineli pizzerie Star-Bright. Gdy byl chlopcem, krazyla plotka, ze na jej zapleczu dziala burdel. Byl tam kilka razy z rodzicami. Kiedys poszedl za tata do toalety. I nic.
– W tej sprawie nie zgadza sie jeszcze cos – powiedziala Brenda.
– Co?
– Jezeli nie mylisz sie co do tych stypendiow, to skad moja matka wziela tyle pieniedzy?
Dobre pytanie.
– Ile zabrala twojemu ojcu?
– Czternascie tysiecy.
– Jezeli dobrze je zainwestowala, mogly wystarczyc. Od jej znikniecia do twojego pierwszego stypendium minelo siedem lat, wiec…