Myron szybko obliczyl w myslach. Na poczatek czternascie tysiecy. Hm! Anita Slaughter musialaby natrafic na zlota zyle, zeby pieniedzy starczylo na tak dlugo. Bylo to oczywiscie mozliwe, ale nawet w epoce Reagana malo prawdopodobne.

Wolnego.

– Moze znalazla inny sposob na zdobycie pieniedzy – dodal.

– Jaki?

Na chwile zamilkl. Myslal intensywnie. Zerknal we wsteczne lusterko. Nie zauwazyl, zeby ktos ich sledzil, to jednak o niczym nie swiadczylo. Sporadycznie zerkajac w lusterko, trudno wykryc ogon. Musisz obserwowac samochody, zapamietywac je, analizowac ich ruchy. Ale nie mogl sie na tym skupic. Nie w tej chwili.

– Myron?

– Mysle.

Miala mine, jakby chciala cos powiedziec, ale sie rozmyslila.

– Przypuscmy – ciagnal – ze twoja matka dowiedziala sie czegos o smierci Elizabeth Bradford.

– Juz o tym mowilismy.

– Posluchaj mnie przez chwile. Dopuscilismy dwie mozliwosci. Jedna, ze wystraszyla sie i uciekla. Druga, ze uciekla, bo chciano jej zrobic krzywde.

– Wymysliles trzecia?

– Powiedzmy. – Minal nowa kawiarnie Starbucks na rogu Mount Pleasant Avenue. Choc mial ochote stanac – pociag do kofeiny dzialal z magnetyczna sila – pojechal dalej. – Przypuscmy, ze twoja matka rzeczywiscie uciekla. I ze gdy poczula sie bezpieczna, zazadala pieniedzy za milczenie.

– Myslisz, ze szantazowala Bradfordow?

– Potraktowala to jako rekompensate – ciagnal, na poczekaniu formulujac domysly, co zawsze jest niebezpieczne. – Zobaczyla cos i uswiadomila sobie, ze tylko ucieczka i ukrycie sie zapewni bezpieczenstwo jej samej i rodzinie. I ze jesli Bradfordowie ja znajda, to najzwyczajniej w swiecie zabija. Wiedziala, ze w razie jakiegos wybiegu, na przyklad, gdyby ukryla obciazajacy ich dowod w skrytce bankowej, beda ja torturowac dopoty, dopoki nie wyjawi im, gdzie on jest. Twoja matka nie miala wyboru. Musiala uciec. Ale chciala tez zajac sie corka. Zadbala wiec, zeby Brenda dostala w zyciu to wszystko, czego jej samej zabraklo. Dobre wyksztalcenie. Mozliwosc mieszkania w czystym kampusie, a nie w getcie w Newark. I tak dalej.

Znow zamilkli.

Myron czekal. Za szybko formulowal teorie, nie dajac mozgowi szansy na przetrawienie czy chocby ocene slow, ktore wypowiadal. Urwal, zeby ochlonac.

– Te twoje scenariusze! – powiedziala Brenda. – Wciaz przedstawiasz moja matke w jak najlepszym swietle. I to swiatlo cie oslepia.

– Jak to?

– Spytam cie jeszcze raz: jezeli to wszystko jest prawda, to dlaczego mnie z soba nie zabrala?

– Uciekala przed mordercami. Jaka matka narazilaby dziecko na takie niebezpieczenstwo?

– I tak oblakanczo sie wystraszyla, ze nie zdobyla sie chocby na jeden telefon? Na zobaczenie sie ze mna?

– Oblakanczo? – powtorzyl. – Ci ludzie zalozyli ci podsluch. Kazali cie sledzic. Twoj ojciec nie zyje.

– Nie rozumiesz.

Brenda pokrecila glowa.

– Czego?

Oczy jej zwilgotnialy, ale glos brzmial nieco za spokojnie.

– Mozesz ja usprawiedliwiac do woli, ale nie zmienisz faktu, ze porzucila wlasna corke. Nawet gdyby miala dobry powod po temu, nawet gdyby byla cudowna matka, gotowa na najwieksze poswiecenia, i zrobila to wszystko, zeby mnie ochronic, to jak mogla dopuscic, by jej dziecko roslo w przekonaniu, ze je zostawila? Nie zdawala sobie sprawy, jak zdruzgocze to piecioletnia dziewczynke? Przez tyle lat nie znalazla sposobu, zeby wyznac jej prawde?

Wlasna corke. Jej dziecko. Wyznac jej prawde. Nigdy mnie, jej. Ciekawe. Ale Myron nie znal rozwiazania. Milczal.

Mineli Instytut Kesslera i trafili na swiatla.

– Tak czy owak chce pojechac na popoludniowy trening – odezwala sie jakis czas potem Brenda.

Skinal glowa. Dobrze ja rozumial. Boisko bylo pocieszeniem.

– I zagrac w meczu inauguracyjnym.

Ponownie skinal glowa. Horace tez pewnie by tego chcial.

Skrecili w poblizu Mountain High School i podjechali pod dom Mabel Edwards. Na ulicy parkowalo co najmniej z tuzin samochodow, glownie amerykanskich, starych i zdezelowanych. Przy drzwiach stala murzynska para w odswietnych strojach. Mezczyzna nacisnal dzwonek. Kobieta trzymala polmisek z jedzeniem. Spojrzeli groznie na Brende i odwrocili sie plecami.

– Widze, ze czytali gazety – powiedziala.

– Nikt nie mysli, ze ty to zrobilas.

Z jej miny wyczytal, ze nie zyczy sobie pocieszania.

Doszli do drzwi i staneli za murzynska para. Para fuknela i odwrocila wzrok. Mezczyzna zastukal butem. Kobieta demonstracyjnie westchnela. Myron otworzyl usta, ale Brenda zamknela mu je zdecydowanym ruchem glowy. Juz czytala w jego myslach.

Otworzono drzwi. W srodku bylo pelno ludzi. Wszyscy ladnie ubrani. Sami czarni. Dziwne, ze to zauwazal. Czarna pare. Czarnych ludzi w srodku. Poprzedniego wieczoru nie dostrzegl nic nadzwyczajnego w tym, ze wszyscy oprocz Brendy sa biali. Prawde mowiac, nie pamietal wypadku, by w jakimkolwiek barbecue w sasiedztwie uczestniczyl jakis Murzyn. Wiec dlaczego go zaskoczylo, ze jest tu jedynym bialym? I dlaczego czul sie z tego powodu dziwnie?

Murzynska para zniknela w srodku, jakby wessal ja wir. Brenda sie zawahala. Gdy wreszcie przekroczyli prog, przypominalo to scene w saloonie z filmu z Johnem Wayne’em. Szmer glosow urwal sie tak nagle, jakby ktos zgasil radio. Wszyscy sie odwrocili i wpatrzyli we wchodzacych. Przez pol sekundy Myron myslal, ze chodzi o kolor skory – byl tu jedynym bialym – lecz zaraz sie zorientowal, ze swa niechec skupiaja na corce w zalobie.

Brenda miala racje. Mysleli, ze to zrobila.

W pokoju bylo tloczno, goraco i duszno. Wentylatory wirowaly bezsilnie. Mezczyzni rozchylali kolnierzyki, lapiac powietrze. Twarze splywaly potem. Myron spojrzal na Brende. Wydala mu sie mala, samotna i wystraszona, ale nie odwrocila wzroku. Poczul, ze bierze go za reke. Oddal jej uscisk. Stala prosto jak trzcina, z wysoko uniesiona glowa.

Tlum troche sie rozstapil i wylonila sie Mabel Edwards. Oczy miala czerwone i zapuchniete. W reku sciskala zwinieta chusteczke. Zebrani zwrocili na nia spojrzenia, czekajac, co zrobi. Na widok siostrzenicy rozpostarla ramiona i przyzwala ja gestem do siebie. Brenda bez wahania pomknela w grube, miekkie objecia ciotki, zlozyla glowe na jej ramieniu i po raz pierwszy zaszlochala. Nie byl to placz, tylko rozdzierajacy szloch.

Kolyszac Brende w ramionach, Mabel klepala ja po plecach i pocieszala lagodnie. Ale caly czas wodzila oczami po pokoju jak matka wilczyca, gaszac wszelkie niechetne spojrzenia rzucane w strone bratanicy.

Tlum juz nie patrzyl na nich, wrocil normalny szum. Myron poczul, jak rozkurcza mu sie zoladek. Poszukal wzrokiem znajomych twarzy. Rozpoznal dwoch koszykarzy, przeciw ktorym gral w szkole sredniej i w lidze. Pozdrowili go skinieniami. Odpowiedzial im tym samym. Przez pokoj przelecial malec, wyjac jak syrena. Myron rozpoznal w nim dzieciaka ze zdjec stojacych na kominku. Wnuczek Mabel. Syn Terence’a Edwardsa.

A gdzie byl kandydat Edwards?

Myron ponownie rozejrzal sie po pokoju. Ani sladu Terence’a. Mabel i Brenda wreszcie sie rozlaczyly. Brenda otarla oczy, a kiedy ciotka wskazala jej lazienke, skinela glowa i szybko wyszla.

Mabel, wpatrujac sie w Myrona, podeszla do niego i bez wstepow spytala:

– Wiesz, kto zabil mojego brata?

– Nie.

– Ale go znajdziesz.

– Tak.

– Masz jakies podejrzenia?

– Tylko podejrzenia – odparl. – Nic wiecej.

Вы читаете Jeden falszywy ruch
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату