– Co chcesz wiedziec? – spytal.
– Bradfordowie cie przekupili? Zaplacili ci jednorazowo czy na raty i z odsetkami?
Wickner nie zgial sie po tym ciosie, ale prawy kacik ust drgal mu tak, jakby staral sie powstrzymac lzy.
– Nie podoba mi sie to, co mowisz, synu – odparl.
– Trudno. – Myron wiedzial, ze tanczenie wokol tematu i subtelne wypytywanie nic nie dadza. Jego jedyna szansa byl bezposredni frontalny atak. – Masz do wyboru, Eli. Albo mi powiesz, co naprawde stalo sie z Elizabeth Bradford, a ja w zamian zataje twoj udzial w sprawie. Albo roztrabie prasie, ze policja ukryla wyniki sledztwa, i stracisz dobre imie. – Wskazal na boisko. – A kiedy z toba skoncze, bedziesz mial duze szczescie, jesli twoje nazwisko ozdobi klubowy pisuar.
Wickner odwrocil sie. Jego ramiona wznosily sie i opadaly, jakby z trudem oddychal.
– Nie wiem, o czym mowisz – powiedzial.
Myron zawahal sie tylko chwile.
– Co sie z toba stalo, Eli? – spytal cicho.
– Slucham?
– Kiedys cie podziwialem. Szanowalem twoje zdanie.
Trafil w sedno.
Ramiona Wicknera lekko podskoczyly. Nie podniosl glowy. Myron czekal. Wickner w koncu obrocil sie twarza ku niemu. Jego ogorzala skora wydawala sie jeszcze suchsza i bardziej szorstka. Szykowal sie, zeby cos powiedziec. Myron nie ponaglal go, czekal. Wtem na jego ramieniu zacisnela sie wielka dlon.
– Mamy problem?
Myron obrocil sie. Dlon nalezala do szefa detektywow, Roya Pomeranza, kulturysty, bylego partnera Eliego Wicknera. Byl w bialej koszulce i bialych spodenkach, tak wysoko podciagnietych, jakby ktos go za nie podnosil. Zachowal posture He-mana, ale kompletnie wylysial i glowe mial gladka jak wywoskowane kolano.
– Zabierz te reke – powiedzial Myron.
Pomeranz zignorowal zadanie.
– Wszystko w porzadku? – spytal.
– My tylko rozmawiamy, Roy – odparl Wickner.
– O czym?
– O tobie – wtracil Myron.
– Tak?
Pomeranz usmiechnal sie szeroko.
– Wlasnie mowilismy, ze gdybys mial w uchu kolczyk, wygladalbys kropla w krople jak Mister Muscle.
Usmiech Pomeranza zniknal.
– Powtorze jeszcze raz. – Myron sciszyl glos. – Zabierz reke, bo zlamie ci ja w trzech miejscach.
W trzech! Konkretne grozby skutkowaly najlepiej. Nauczyl sie tego od Wina. Zeby zachowac twarz, Pomeranz zdjal reke z jego ramienia po paru sekundach.
– Nadal sluzysz w policji, Roy – rzekl Myron. – A wiec masz najwiecej do stracenia. Ale zloze ci te sama propozycje co Eliemu. Powiedz, co wiesz o smierci Bradfordowej, a postaram sie zataic twoj udzial w sprawie.
– To dziwne, Bolitar.
Pomeranz usmiechnal sie bezczelnie.
– Co?
– Ze ryjesz w niej w roku wyborow.
– Do czego pijesz?
– Ze pracujesz dla Davisona. Dla tego spermojada probujesz pograzyc porzadnego czlowieka, jakim jest Arthur Bradford.
Davison byl rywalem Bradforda do fotela gubernatora.
– Niestety, Roy, mylisz sie.
– Naprawde? Tak czy owak, Elizabeth Bradford umarla wskutek upadku.
– Kto ja popchnal?
– To byl wypadek.
– Ktos ja popchnal przypadkiem?
– Nikt jej nie popchnal, cwaniuro. Byla pozna noc. Sliski taras. Wypadla. To byl wypadek, jakich wiele.
– Co ty powiesz? Ile kobiet w ostatnich dwudziestu latach wypadlo w Livingston z wlasnego balkonu i sie zabilo?
Pomeranz skrzyzowal rece na piersiach. Bicepsy sterczaly mu jak pilki do bejsbolu. Napinal miesnie tak subtelnie, jak ktos, kto chce ukryc, ze je napina.
– Mowie o wypadkach w domu. Wiesz, ile osob ginie rocznie wskutek wypadkow w domu?
– Nie wiem, Roy, ile?
Pomeranz nie odpowiedzial. Niespodzianka. Wymienil spojrzenia z bylym partnerem. Wickner milczal. Wygladal na zawstydzonego.
– A co z napascia na Anite Slaughter? – spytal Myron, decydujac sie pojsc za ciosem. – To tez byl przypadek?
Policjanci oniemieli. Wickner mimowolnie jeknal. Pomeranzowi opadly rece grube jak uda.
– Nie wiem, o czym mowisz – odparl.
– Alez wiesz, Roy. Eli wspomnial o tym w aktach policyjnych.
Pomeranz wykrzywil sie w gniewnym usmiechu.
– Mowisz o aktach, ktore wykradla z archiwum Francine Neagly?
– Nie wykradla ich, tylko do nich zajrzala.
Pomeranz usmiechnal sie wolno.
– Szkoda, ze zniknely. Policjantka Neagly miala je w reku ostatnia. Jestesmy pewni, ze je ukradla.
Myron pokrecil glowa.
– Tak latwo wam nie pojdzie, Roy. Mozecie ukryc te akta. Mozecie nawet ukryc akta o napasci na Anite Slaughter. Ale ja mam w reku akta szpitalne. Ze szpitala Swietego Barnaby. Oni je trzymaja.
Policjanci znowu oslupieli. Blefowal. Ale udanie. Trafil celnie.
Pomeranz nachylil sie ku niemu, jego oddech cuchnal nieprzetrawionym jedzeniem.
– Wpychasz nos, gdzie nie trzeba – wycedzil cicho.
– A ty nie myjesz po jedzeniu zebow.
– Nie pozwole ci uwlaczac porzadnemu czlowiekowi falszywymi insynuacjami!
– Uwlaczac insynuacjami? – powtorzyl Myron. – Puszczasz sobie w radiowozie tasmy z kursami poszerzajacymi slownictwo? Podatnicy o tym wiedza?
– Pakujesz sie w niebezpieczna gre, wesolku.
– U-u-u, ale sie boje.
– Brakuje ci riposty, siegaj do klasyki.
– Nie musze sie z toba chrzanic. – Pomeranz cofnal sie i znow usmiechnal. – Mam Francine Neagly.
– I co jej zrobisz?
– Nie miala powodu zagladac do tych akt. Ktos z kregu Davisona, prawdopodobnie ty, Bolitar, zaplacil jej za ich wykradzenie. Ktos, kto zbiera informacje, zeby je wypaczyc i zaszkodzic Arthurowi Bradfordowi.
– Wypaczyc? – spytal Myron, marszczac czolo.
– Myslisz, ze tego nie zrobie?
– Nie bardzo wiem, co to znaczy. Wypaczyc? To slowo tez podlapales z ktorejs z twoich tasm?
Pomeranz wysunal ostrzegawczo palec.
– Myslisz, ze nie zawiesze tej zalosnej cipy i nie zrujnuje jej kariery?
– Nawet ty nie jestes chyba az tak glupi, Pomeranz. Slyszales o Jessice Culver?
Palec Pomeranza opadl.
– To twoja dziewczyna. Pisarka.
– Bardzo znana. Bardzo szanowana. Wiesz, co zrobi z najwieksza checia? Naglosni i obnazy seksizm w policji. Sprobuj zrobic cokolwiek Francine, zdegradowac ja, przydzielic chocby jedno gowniane zadanie, chuchnac na nia miedzy posilkami, a badz pewien, ze Jessica zalatwi cie tak, ze w porownaniu z toba Bob Packwood okaze sie