Skinela glowa.
– Dobry z ciebie chlopak, Myron – powiedziala.
Kominek pelnil poniekad role oltarza. Zdjecie Horace’a otaczaly swiece i kwiaty. Patrzac na usmiech, ktorego nie widzial od dziesieciu lat i mial juz nigdy nie zobaczyc, Myron wcale nie czul sie dobry.
– Musze zadac pani jeszcze kilka pytan – odparl.
– Prosze bardzo.
– Takze na temat Anity.
Mabel utkwila w nim wzrok.
– Wciaz myslisz, ze Anita ma jakis zwiazek z tym wszystkim?
– Tak. Chcialbym tez przyslac tu kogos, zeby sprawdzil pani telefon.
– Dlaczego?
– Jest na podsluchu.
– Ale kto chcialby mnie podsluchiwac? – spytala zmieszana.
Zrezygnowal ze spekulacji.
– Nie wiem – odparl. – Czy pani brat, dzwoniac tutaj, wspomnial o Holiday Inn w Livingston?
W jej oczach zaszla zmiana.
– Dlaczego o to pytasz?
– Dzien przed zniknieciem Horace zjadl tam lunch z kierowniczka. Byl to ostatni rachunek, jaki zaplacil karta. Poza tym wpadlismy tam dzis z Brenda i motel wydal sie jej znajomy. Ma wrazenie, ze byla w nim kiedys z Anita.
Mabel zamknela oczy.
– Co sie stalo? – spytal.
Do domu weszli nowi zalobnicy, niosac polmiski zjedzeniem.
Mabel z milym usmiechem przyjela kondolencje, mocno sciskajac im dlonie. Myron czekal.
– Horace nie wspomnial przez telefon o Holiday Inn – powiedziala mu w wolnej chwili.
– Jeszcze jedno pytanie.
– Tak?
– Czy Anita byla kiedys z Brenda w tym motelu?
Do pokoju weszla Brenda. Spojrzala na nich. Mabel polozyla dlon na ramieniu Myrona.
– Nie pora na taka rozmowe – powiedziala.
Skinal glowa.
– Mozesz przyjechac jutro wieczorem? Sam.
– Tak.
Zostawila go zajela sie rodzina i przyjaciolmi brata. Myron znowu poczul sie jak intruz, lecz tym razem wcale nie z powodu barwy skory.
Szybko wyszedl.
20
W samochodzie wlaczyl komorke. Byly dwa telefony. Jeden od Esperanzy z agencji, drugi od Jessiki. Po krotkim namysle – bo wlasciwie nie bylo sie nad czym zastanawiac – zadzwonil do hotelu w Los Angeles. Czy, oddzwaniajac do Jessiki niezwlocznie, zachowal sie jak mieczak? Byc moze. Jednakze we wlasnych oczach okazal wyjatkowa dojrzalosc. Ktos moglby nazwac go pantoflarzem, ale kombinacje, gierki i podchody nie byly w jego stylu.
Hotelowa telefonistka polaczyla go z pokojem Jessiki, jednak nikt nie podniosl sluchawki. Zostawil wiadomosc i zadzwonil do agencji.
– Mamy duzy problem – oznajmila Esperanza.
– W niedziele?
– Pan Bog wzial sobie wolne, ale nie wlasciciele druzyn.
– Slyszalas o Horasie Slaughterze?
– Tak. Przykro mi, ze straciles przyjaciela, ale mamy robote. I problem.
– Jaki?
– Yankees sprzedaja Lestera Ellisa. Do Seattle. Na jutro zwolali konferencje prasowa.
Myron potarl grzbiet nosa.
– Od kogo sie dowiedzialas?
– Od Devona Richardsa.
Rzetelne zrodlo. Cholera!
– Czy Lester o tym wie?
– Nie.
– Wscieknie sie.
– Mnie to mowisz?
– Masz jakies propozycje?
– Zadnych – odparla Esperanza. – Drobna korzysc z bycia podwladna.
Komorka zasygnalizowala, ze ktos dzwoni.
– Zadzwonie – zapowiedzial i przelaczyl linie. – Halo?
– Ktos mnie sledzi – oznajmila Francine Neagly.
– Gdzie jestes?
– Przy supermarkecie A amp;P, niedaleko ronda.
– Co to za samochod?
– Niebieski buick skylark. Kilkuletni. Z bialym dachem.
– Numer rejestracyjny?
– New Jersey, cztery, siedem, szesc, cztery, piec, T.
– Kiedy zaczynasz sluzbe? – spytal po chwili.
– Za pol godziny.
– W samochodzie czy przy biurku?
– Przy biurku.
– Dobra, przejme go.
– Przejmiesz?
– Zostajesz w komendzie, wiec nie bedzie marnowal pieknej niedzieli na czekanie. Pojade za nim.
– Posledzisz sledzacego?
– Tak. Pojedz Mount Pleasant do Livingston Avenue. Tam go przejme.
– Myron?
– Tak?
– Jezeli to duza sprawa, chce sie wlaczyc.
– Jasne.
Rozlaczyli sie. Myron zawrocil do Livingston. Zaparkowal przy Memorial Circle, w poblizu skrzyzowania z Livingston Avenue. Mial stamtad dobry widok na komende policji i latwy dojazd do wszystkich tras. Silnik zostawil na chodzie, obserwujac polmilowe „rondo”, tlumnie odwiedzane przez livingstonczykow. Przechadzajace sie wolno, zwykle dwojkami, starsze panie, z ktorych co odwazniejsze wymachiwaly hantelkami. Pary po piecdziesiatce i szescdziesiatce, wiele z nich – mily obrazek – w jednakowych dresach. Wlokace sie noga za noga nastolatki, ktorym usta pracowaly znacznie intensywniej niz konczyny i miesnie sercowo-naczyniowe. Mijajacy ich jakby byli powietrzem zaprzysiegli biegacze z zacietymi minami, w lsniacych okularach, demonstrowali nagie brzuchy. Nagie brzuchy! Nawet mezczyzni! Co sie wyrabialo?!
Zmusil sie, zeby nie myslec o calowaniu Brendy. O jej palajacej z podniecenia twarzy. O tym, co poczul, kiedy usmiechnela sie do niego z drugiego konca piknikowego stolu, o ozywieniu, z jakim rozmawiala z goscmi na barbecue. I o czulosci, z jaka opatrywala Timmy’emu noge.
Jak dobrze, ze o niej nie myslal.