– To jedyny powod?
Bradford odemknal oko.
– Slucham?
– Widzialem jej zdjecia – odparl Myron. – Trudno zapomniec taka pieknosc.
Bradford otworzyl oczy. Chwile milczal.
– Na swiecie jest wiele atrakcyjnych kobiet.
– Mhm.
– Myslisz, ze mialem z nia romans?
– Tego nie powiedzialem. Powiedzialem tylko, ze byla urodziwa. A mezczyzni pamietaja urodziwe kobiety.
– To prawda – przyznal Bradford. – Ale Davison z radoscia wykorzystalby taka plotke. Rozumiesz moj niepokoj? To jest polityka, a polityka to slowa. Mylnie sadzisz, ze moje obawy w tej mierze dowodza, ze cos ukrywam. To nie tak. Wynikaja one z troski o wizerunek publiczny. Choc nie zrobilem nic zlego, moj przeciwnik bedzie probowal wmowic wyborcom, ze nie mam czystego sumienia. Nadazasz?
– Jak polityk za lewa kasa.
Arthur Bradford mial racje. Kandydowal na gubernatora. Nawet gdyby nie mial nic na sumieniu, przeszedlby do defensywy.
– Kto probowal cie szantazowac? – powtorzyl Myron.
Bradford odczekal chwile, kalkulujac, oceniajac, co zyska, a co straci wyjawiajac prawde. Komputer w jego glowie zbadal scenariusze. Zyski przewazyly.
– Horace Slaughter – odparl.
– Czym? – spytal Myron.
Bradford nie odpowiedzial wprost.
– Dzwonil do mojego sztabu wyborczego.
– I polaczono go z toba?
– Oswiadczyl, ze ma obciazajaca informacje na temat Anity Slaughter. Pomyslalem, ze to wariat, ale zaniepokoilo mnie, ze zna jej nazwisko.
„Pewnie, ze zaniepokoilo” – pomyslal Myron.
– Co powiedzial?
– Chcial wiedziec, co zrobilem z jego zona. Oskarzyl mnie, ze pomoglem jej uciec.
– Pomogles? W jaki sposob?
Bradford machnal rekami.
– Pomagalem jej, wspieralem ja, wywiozlem. Nie wiem. Gadal trzy po trzy.
– Ale co?
Bradford usiadl. Zwiesil nogi z szezlonga. Przez kilka chwil patrzyl na Myrona jak na hamburger i nie byl pewien, czy podpiekl sie na tyle, ze czas przewrocic go na druga strone.
– Chce wiedziec, dlaczego sie tym interesujesz – powiedzial.
Cos za cos. Na tym polegala ta gra.
– Z powodu corki.
– Slucham?
– Z powodu corki Anity Slaughter.
Bradford bardzo wolno skinal glowa.
– Tej koszykarki?
– Tak.
– Reprezentujesz ja?
– Tak. Poza tym przyjaznilem sie z jej ojcem. Slyszales, ze go zamordowano?
– Wiem z gazety.
„Z gazety”! Ten czlowiek nie uzywal prostego „tak” i „nie”.
– Co cie laczy z rodzina Ache’ow? – spytal Bradford.
Myron nareszcie skojarzyl.
– To ich nazywasz „wspolnikami Davisona z kregow przestepczych”?
– Tak.
– Ache’owie sa zainteresowani jego zwyciestwem w wyborach?
– Oczywiscie. Wlasnie dlatego chce wiedziec, co cie z nimi laczy.
– Nic. Tworza konkurencyjna lige zenskiej koszykowki. Chca podpisac z Brenda kontrakt.
Ciekawe. Ache’owie spotkali sie z Horace’em Slaughterem. Wedlug FJaya, podpisal z nimi umowe na gre corki w ich lidze. A potem raptem zaczal przesladowac Bradforda z powodu swojej zaginionej zony. Czy Horace wspolpracowal z Ache’ami? Bylo nad czym myslec.
Mattius przyniosl lemoniade. Ze swiezo wycisnietych cytryn. Zimna. Pyszna, wiecej: rozkoszna. Ach, ci bogacze! Kiedy wyszedl, jego pan zapadl w glebokie zamyslenie, ktore tak czesto odgrywal przy poprzednim spotkaniu. Myron czekal.
– Polityk to dziwny stwor – zaczal Bradford. – Wszystkie stworzenia walcza o przetrwanie. Tak kaze instynkt. Ale polityk podchodzi do tej walki najchlodniej. To silniejsze od niego. Zamordowano czlowieka, a ja widze w tym tylko potencjalne zrodlo klopotow politycznych. Taka jest prawda. Zrobie wszystko, by mojego nazwiska nie powiazano z ta sprawa.
– Nie uda ci sie. Czy chcemy tego, czy nie.
– Dlaczego?
– Bo policja polaczy cie z nia tak samo, jak zrobilem to ja.
– Nie rozumiem.
– Zlozylem ci wizyte, bo Horace Slaughter do ciebie zadzwonil. Policja przejrzy te same billingi. I trafia na ciebie.
Arthur Bradford usmiechnal sie.
– Nie martw sie o policje.
Myron przypomnial sobie Wicknera, Pomeranza i potege rodziny Bradfordow. Uznal, ze Arthur wie, co mowi. Po namysle sprobowal to wykorzystac.
– A wiec chcesz, zebym siedzial cicho? – spytal.
Bradford zawahal sie. Nadszedl czas na szachy – przyjrzenie sie planszy i przewidzenie nastepnego ruchu przeciwnika.
– Chce, zebys zachowal sie uczciwie – odparl.
– To znaczy?
– To znaczy, ze brak ci dowodow, ze zrobilem cos niezgodnego z prawem.
Myron przekrzywil glowe i skinal nia. Moglo to oznaczac zarowno „tak”, jak „nie”.
– Poza tym jesli rzeczywiscie nie pracujesz dla Davisona, to nie masz powodu psuc mi kampanii.
– A jezeli mam?
– Rozumiem – odparl Bradford, znow probujac wrozyc z fusow. – Domyslam sie, ze chcesz cos w zamian za milczenie.
– Byc moze. Ale nie tego, co myslisz.
– A czego?
– Dwoch rzeczy. Po pierwsze, odpowiedzi na kilka pytan, prawdziwych odpowiedzi. Jesli nabiore podejrzen, ze klamiesz albo ze boisz sie o swoj wizerunek, koniec z umowa. Nie chce ci bruzdzic. Nie obchodza mnie wybory. Chce tylko poznac prawde.
– A ta druga rzecz?
Myron usmiechnal sie.
– Dojdziemy do niej. Najpierw chce poznac odpowiedzi.
Bradford odczekal chwile.
– Oczekujesz, ze zgodze sie na warunek, ktorego nie znam?
– Najpierw odpowiedz na pytania. Jezeli przekonam sie, ze nie klamiesz, to ci go przedstawie. Ale jezeli bedziesz krecil, unikal odpowiedzi, to ten drugi warunek straci waznosc.
Bradfordowi to sie nie spodobalo.