— Nie rozumiem, dlaczego w czarach pokladamy ufnosc — odezwal sie Armor-of-God. — Zbawiciel wystarczy nam za obronce.
— Zbawiciel wskrzesi nas kiedys — odparla Peggy. — Ale nie zauwazylam, zeby chrzescijanie byli mniej martwi od pogan, kiedy konczy sie zycie.
— Jedno jest pewne — poparl Armora Horacy Guester. — Gdyby nie czary, Alvin nie wpakowalby sie w takie klopoty.
— Podobala sie wam piosenka? — zapytal Alvin. — Uwazam, ze Arthur Stuart wyspiewal ja calkiem niczego sobie. Calkiem niezle. Zupelnie dobrze.
Po kazdej poprawce Peggy usmiechala sie szerzej.
— Zaspiewal ladnie — powiedziala. — Ale kazda wersja zdania byla lepsza od poprzedniej.
— Mam jeszcze jedna zwrotke — poinformowal Alvin. — Nie nalezy wlasciwie do piosenki z takiego powodu, ze to jeszcze nie jest prawda. Moze chcecie posluchac?
— Musisz spiewac sam — odparl Arthur. — Ja nie znam wiecej slow.
Alvin zaspiewal:
Wszyscy sie smiali i zyczyli, zeby niedlugo zaspiewal to naprawde. A kiedy wizyta dobiegla konca, postanowili, ze Armor-of-God z Mike'em Finkiem do obrony wyrusza do Carthage City. Mieli dowiedziec sie jak najwiecej o ludziach placacych Danielowi Websterowi i sprawdzic, czy nie ci sami wynajeli wodne szczury i innych bandytow, zeby dokonali zamachu na zycie Alvina. Poza tym wszystko bylo w rekach Verily'ego Coopera. A on twierdzil, ze wszystko zalezy od swiadkow i przysieglych, dwunastu uczciwych ludzi.
Dlugi rzad ludzi czekal przed magistratem, kiedy Peggy wchodzila do srodka, by obejrzec pierwszy dzien procesu Alvina.
— Wczesnie glosuja — wyjasnil jej Marty Laws. — Boja sie, ze w dzien wyborow pogoda im nie pozwoli. Kampania Chybotliwego Kanoe mocno tu ludzi poruszyla.
— Jak pan mysli, glosuja za czy przeciw?
— Nie mam pewnosci. Ale to pani powinna wiedziec. Peggy nie odpowiedziala. Owszem, mogla to sprawdzic. Moglaby, gdyby tylko spojrzala. Ale bala sie tego, co moze zobaczyc.
— Po Doggly najlepiej sie tu zna na polityce. Mowi, ze gdyby chodzilo tylko o Czerwonych, Chybotliwy Kanoe nie dostalby ani jednego glosu. Ale rozgrywa tez dume zachodu. Ze niby pochodzi z tej strony Appalachow. Dla mnie to nie ma sensu, bo przeciez Hickory, znaczy sie Andy Jackson, tez jest z zachodu, nie gorzej od Harrisona. Ludzie sie chyba martwia, ze Jackson, w koncu z Tennizy przeciez, pewnie za bardzo popiera niewolnictwo. A nie chca glosowac na kogos, kto moze te sytuacje choc troche pogorszyc.
Peggy usmiechnela sie blado.
— Zaluje, ze nie znacie prawdziwej opinii pana Harrisona na temat niewolnictwa.
Marty uniosl brew.
— Wiecie cos, o czym ja nie wiem?
— Wiem, ze Harrison jest tym kandydatem, ktorego zechcieli poprzec ci, co planuja rozciagnac niewolnictwo na stany polnocne.
— Nie ma u nas nikogo, kto by tego pragnal.
— Tak sie stanie, jesli Harrison bedzie prezydentem. Wiec nie powinni na niego glosowac.
Marty przygladal sie jej dlugo i uwaznie.
— Czy wyrazacie wlasne zdanie, jak wiekszosc ludzi, majacych opinie polityczne? Czy moze wiecie to jako… jako…
— Wiem. Nie mowilabym, gdyby chodzilo tylko o moje zdanie.
Marty pokiwal glowa i wpatrzyl sie w przestrzen.
— A niech mnie… Tak, wy mozecie to wiedziec.
— Ostatnio jakos czesto obstawiacie niewlasciwego konia — zauwazyla Peggy.
— Trudno zaprzeczyc — przyznal Marty. — Od lat powtarzam Makepeace'owi Smithowi, ze nie ma zadnych dowodow przeciwko Alvinowi i na pewno nie wydadza go nam z Wobbish. Az nagle Alvin zjawia sie tutaj i co ja moge zrobic? Mam tu Makepeace'a, a on ma jeszcze jednego swiadka. Nigdy nie wiadomo, co zrobia przysiegli. Moim zdaniem to marny interes.
— Czemu wiec nie wnioskujecie o oddalenie oskarzenia?
Marty spojrzal na nia ponuro.
— Tego mi zrobic nie wolno, panno Peggy, z tego prostego powodu, ze jednak jest jakas sprawa. Mam nadzieje, ze ten angielski prawnik, co go rodzina Alvinowi przyslala, potrafi go wybronic. Ale nie mam zamiaru siedziec z zalozonymi rekami. Nie rozumiecie czegos, panno Peggy. Ja znam wiekszosc ludzi z tego okregu i prawie za kazdym razem w sadzie oskarzam kogos, kogo lubie. Nie dlatego go oskarzam, ze go nie lubie. Oskarzam, poniewaz zle postapil, a ludzie z okregu Hatrack po to mnie wlasnie wybrali. Dlatego mam nadzieje, ze Alvin bedzie uniewinniony, ale jesli tak sie stanie, to nie dlatego ze nie wypelnialem swoich obowiazkow.
— Bylam w kuzni tej nocy, kiedy powstal plug. Dlaczego nie wezwiecie mnie na swiadka?
— Widzieliscie, jak go zrobil?
— Nie. Kiedy zobaczylam plug, byl juz skonczony.
— Wiec czego tak naprawde jestescie swiadkiem?
Peggy nie odpowiedziala.
— Chcecie zeznawac, bo jestescie zagwia, a ludzie w Hatrack River o tym wiedza. Kiedy powiecie, ze Makepeace Smith klamie, uwierza wam. Ale martwi mnie pewien drobiazg, panno Peggy. Wiem, ze wy i Alvin robiliscie do siebie slodkie oczy; moze to jeszcze nie minelo. I kiedy staniecie przed lawa, skad moge wiedziec, ze nie popelnicie strasznego grzechu przeciwko Bogu i nie sklamiecie, zeby tylko chlopak odzyskal wolnosc?
Peggy poczerwieniala ze zlosci.
— Wiecie, bo wiecie tez, ze moja przysiega nie jest gorsza od innych.
— Jesli staniecie jako swiadek, panno Peggy, obale wasze zeznanie, wzywajac innych, ktorzy zaswiadcza, ze przez wiele miesiecy zyliscie w Hatrack River w przebraniu, ze oszukiwaliscie wszystkich w sprawie wlasnej tozsamosci. Dzieki heksom udawaliscie stara panne, nauczycielke w srednim wieku, i przez caly czas spotykaliscie sie z kowalskim terminatorem, udajac, ze go uczycie. Wiem, ze mieliscie wazne powody dla takiego zachowania. Wiem, ze istnial tez zapewne powod, dla ktorego owej nocy, kiedy zginela wasza matka, widziano, jak wy i Alvin razem biegniecie z kuzni, tyle ze Alvin byl golusienki. Rozumiecie, do czego zmierzam?
— Radzicie, zebym nie zeznawala.
— Mowie, ze chociaz niektorzy wam uwierza, inni beda pewni, ze pomagacie Alvinowi jako jego wspolniczka. Moim obowiazkiem jest wzbudzic w przysieglych wszelkie mozliwe watpliwosci co do waszych zeznan.
— Czyli jednak jestescie nieprzyjacielem Alvina i nieprzyjacielem prawdy! — zawolala Peggy, probujac go urazic.
— Mozecie mnie oskarzac — odparl Marty. — Ale moim obowiazkiem jest dowiedzenie, ze Alvin ukradl to zloto. Wasze zeznanie, calkowicie oparte na niesprawdzalnym oswiadczeniu zagwi, ze Makepeace jest klamca, nie powinno zostac przyjete bez watpliwosci. Gdyby tak sie stalo, to kazdy niedopieczony tlumacz snow czy falszywy prorok w okolicy moglby mowic przed sadem, co mu tylko przyjdzie do glowy, a przysiegli by mu wierzyli. I co by sie wtedy stalo ze sprawiedliwoscia w Ameryce?