stanach?
— Wiem.
— Dziekuje panu za pomoc — zakonczyl sedzia. — Niech pan bedzie wdzieczny, ze okazal sie pan jedynie niekompetentny. Gdybym mial przeslanki do podejrzenia o krzywoprzysiestwo, czekaloby pana wiezienie i chlosta. Jeslibym uznal, ze swiadomie i falszywie wskazal pan tego chlopca, nie mialbym litosci. Moze pan odejsc.
Pozostali najwyrazniej zrozumieli, co chcial przez to powiedziec. Kiedy nieszczesnik wyszedl, pozostali trzej, ktorzy kogos wskazali, przygotowali sie na to, co ich czeka.
— Szeryfie Doggly! — zawolal sedzia. — Zechce nas pan laskawie poinformowac o tozsamosci tych dwoch chlopcow, wskazanych przez trzech z grupy Odszukiwaczy.
— Oczywiscie, Wysoki Sadzie. To dwaj synowie Mocka Berry'ego, James i John. Peter jest juz prawie dorosly, a Andrew i Zebedee za mali. To James i John Berry.
— Jest pan tego pewien?
— Przez cale zycie mieszkaja w Hatrack River.
— Czy istnieje mozliwosc, by ktorys z nich byl w rzeczywistosci dzieckiem zbieglej niewolnicy?
— Wykluczone — zapewnil Po Doggly. — Przede wszystkim daty nie pasuja. Obaj sa za duzi. Chlopaki Berrych zawsze byli niscy jak na swoj wiek, takie pozno kwitnace roze, jesli mnie Wysoki Sad rozumie. Potem nagle strzelaja w gore jak trawa; na przyklad Peter jest chyba najwyzszy w okolicy. Ale ci dwaj byli juz sprytnymi maluchami, zanim urodzil sie ten niewolnik, do ktorego nalezy skarbczyk.
Sedzia zwrocil sie do Odszukiwaczy.
— Co teraz? Zastanawiam sie, jakim cudem chcieliscie skazac na niewole dwoje wolno urodzonych czarnych dzieci?
Jeden z nich odpowiedzial natychmiast.
— Wysoki Sadzie, protestuje przeciwko calej tej procedurze! Nie po to przyjechalismy, zeby stanac przed sadem, ale zeby wykonywac swoj zawod i…
Mlotek opadl z hukiem.
— Przyjechaliscie wykonywac swoj zawod, to prawda. Wasz zawod laczy sie z tym, ze dokonana przez was identyfikacja jest przez wszystkie sady i organy wymiaru sprawiedliwosci uznawana za uczciwa i dokladna. Kiedy wykonujecie swoj zawod, czy tutaj, czy w terenie, stawka sa wasze licencje. Wiecie o tym dobrze. A teraz mowcie: czy klamaliscie wskazujac tych chlopcow, czy tylko sie pomyliliscie?
— A moze zgadywalem? — zasugerowal inny.
Niewiele brakowalo, by Verily wybuchnal smiechem.
— Zgadywanie w tych okolicznosciach oznacza klamstwo. Przysiegliscie bowiem, ze wskazany chlopiec odpowiada skarbczykowi, a skoro musieliscie zgadywac, to znaczy, ze nie odpowiada. Zgadywaliscie?
Odszukiwacz zastanowil sie.
— Nie, Wysoki Sadzie. Nie klamalem. Widze, ze musialem sie pomylic.
Drugi sprobowal innej linii obrony.
— A skad wiadomo, ze szeryf nie klamie?
— Poniewaz poznalem juz tych chlopcow — odparl sedzia — rozmawialem z ich rodzicami i sprawdzilem swiadectwa urodzenia w miejskim archiwum. Chcecie zadac jeszcze jakies pytania, zanim zdecydujecie, czy wolicie stracic licencje, czy byc oskarzeni o krzywoprzysiestwo?
Dwaj pozostali szybko sie zgodzili, ze nastapila pomylka. Sedzia podpisal i opieczetowal uniewaznienie ich licencji.
— Mozecie panowie odejsc.
Wyszli.
Verily wstal.
— Wysoki Sadzie, prosze, aby ci mlodzi ludzie, ktorzy nie zostali wskazani, mogli juz zdjac kaptury. Obawiam sie, ze jest im duszno.
— Ma pan racje. Wozny, rzeczywiscie, najwyzsza pora. Kaptury opadly. Wszyscy chlopcy odetchneli z ulga. Arthur Stuart usmiechal sie szeroko.
— Jestescie, panowie, zwiazani przysiega — zwrocil sie sedzia do pozostalej trojki Odszukiwaczy. — Czy potwierdzacie, ze zaden z tych chlopcow nie odpowiada zawartosci skarbczyka nalezacego do pana Cavila Plantera?
Wszyscy trzej potwierdzili.
— Musze pochwalic panow za uczciwosc przyznania sie, ze nie znalezliscie odpowiednika, gdy inni wyraznie ulegli pokusie, by wskazac kogos niezaleznie od stanu faktycznego. Uwazam wasza profesje za obrzydliwa, ale przynajmniej wasza trojka wykonuje ja uczciwie i stosunkowo kompetentnie.
— Dziekuje, Wysoki Sadzie — odpowiedzial jeden z nich; pozostali chyba zrozumieli, ze wlasnie zostali obrazeni.
— Poniewaz rozprawa ta jest legalnym przesluchaniem zgodnie z Ustawa o zbieglych niewolnikach, wasze podpisy nie sa potrzebne. Wolalbym jednak, zebyscie panowie potwierdzili, ze w szczegolnosci ten mlody czlowiek, mieszaniec Arthur Stuart, absolutnie nie odpowiada zawartosci skarbczyka. Czy mozecie podpisac takie oswiadczenie, bedac zwiazani przysiega przed Bogiem?
Mogli. Podpisali. Zostali zwolnieni.
— Panie Webster, doprawdy nie mam pojecia, co takiego moglby pan powiedziec, ale ze reprezentuje pan w tej sprawie pana Cavila Plantera, musze prosic o oswiadczenie, zanim oglosze swoje wnioski.
Webster podniosl sie z wolna. Verily zastanawial sie, co bedzie mial czelnosc powiedziec wobec takich dowodow — jaka jekliwa, placzliwa skarge czy protest wyglosi.
— Wysoki Sadzie — rzekl Webster — jest dla mnie oczywiste, ze moj klient padl ofiara oszustwa. Nie dzisiaj, Wysoki Sadzie, gdyz zastosowana procedura byla bez watpienia uczciwa. Nie; oszukano go ponad rok temu, kiedy dwaj Odszukiwacze w nadziei na honorarium, na ktore nie zapracowali, wskazali tego chlopca jako wlasnosc pana Plantera, a nastepnie popelnili morderstwo i sami zgineli, probujac pojmac wolnego czlowieka. Moj klient, wierzac w ich uczciwosc, staral sie naturalnie o gwarantowane mu prawnie zadoscuczynienie. Teraz jednak, kiedy dowie sie, ze zostal tak srodze oszukany przez tamtych Odszukiwaczy, bedzie rownie wstrzasniety jak ja w tej chwili, przerazony, ze niewiele brakowalo do porwania w niewole wolnego dziecka, a co gorsza do uzyskania ekstradycji i kary dla mlodego czlowieka nazwiskiem Alvin Smith, ktory, jak sie teraz okazalo, dzialal w dozwolonej obronie wlasnej, zabijajac drugiego z tych zlowrogich, klamliwych, oszukanczych mezczyzn, udajacych Odszukiwaczy.
Webster usiadl.
To bylo wspaniale przemowienie. Powinien zostac politykiem, myslal Verily. Glos Webstera brzmial pieknie. Ten glos dodalby szlachetnosci salom kongresu w Filadelfii.
— Wlasciwie strescil pan moje podsumowanie — przyznal sedzia. — Sad orzeka, ze Arthur Stuart nie jest wlasnoscia Cavila Plantera, a zatem Odszukiwacze, probujacy wywiezc go do Appalachee, nie dzialali zgodnie z prawem. Tym samym dzialania przeciwko nim, podjete przez Margaret Guester i Alvina Smitha, byly legalne i odpowiednie do okolicznosci. Sad zwalnia Alvina Smitha z wszelkiej odpowiedzialnosci karnej czy cywilnej za smierc tych Odszukiwaczy, a takze posmiertnie zwalnia od podobnej odpowiedzialnosci Margaret Guester. Zgodnie z postanowieniami Ustawy o zbieglych niewolnikach, w kazdych okolicznosciach zakazane sa wszelkie proby zniewolenia Arthura Stuarta, niezaleznie od jakichkolwiek dodatkowych dowodow. Wyrok jest prawomocny i nie podlega apelacji. Podobnie zakazane sa wszelkie proby postawienia Alvina Smitha przed sadem pod zarzutami wynikajacymi ze skutkow nielegalnej wyprawy podjetej przez falszywych Odszukiwaczy, w tym ich smierci. Ten wyrok rowniez jest prawomocny i nie podlega apelacji.
Verily z radoscia sluchal tych slow. Wszystkie przepisy mowiace, ze tego rodzaju postanowienia sa prawomocne i ostateczne, wprowadzono do ustawy, by odebrac grupom antyniewolniczym szanse przeszkodzenia w schwytaniu zbieglego niewolnika i ukaraniu tych, ktorzy mu pomagali. Tym razem jednak owa ostatecznosc zwrocila sie przeciwko zwolennikom niewolnictwa. Wlasna strzelba wybuchla im w dloniach.
Wozny zdjal worki z rak chlopcow. Sedzia, szeryf, Verily i Marty Laws uscisneli im dlonie; chlopcy — oprocz Arthura Stuarta, naturalnie — dostali po dwa miedziaki za pomoc w dzialaniach sadu. Arthur za to otrzymal cos o wiele cenniejszego: kopie wyroku zakazujacego niepokoic go przez kogokolwiek poszukujacego zbieglych niewolnikow.
Webster serdecznie uscisnal Verily'emu reke. — Ciesze sie, ze sprawy tak sie potoczyly — zapewnil. — Jak