A w tych rzadkich przypadkach, kiedy ktos okazywal sie niewrazliwy na jego slowa, kiedy mial jakis ochronny amulet czy heks, za kazdym razem chytrzejszy niz poprzedni, to coz, od tego wlasnie byly straze. Po to istniala gilotyna. Ludzie wiedzieli, ze Napoleon nie jest czlowiekiem okrutnym i niewielu spotyka kara pod jego panowaniem. Rozumieli, ze jesli posyla kogos na gilotyne, to dlatego ze swiat stanie sie lepszy, kiedy te konkretne usta oddziela sie od tych pluc, kiedy rece pozegnaja sie z glowa.
Calvin? Owszem, chlopak mogl byc grozny. Mial moc uratowania sie spod gilotyny, powstrzymania ostrza przed uderzeniem w szyje. Moglby obronic sie przed wszystkim, co by nie zaskoczylo go zupelnie. Jak cesarz zdolalby go pokonac? Moze odrobina opium dla otepienia zmyslow; musial przeciez kiedys spac. Ale to niewazne. Jego smierc okazala sie zbedna. Wystarczylo troche badan, troche cierpliwosci i juz nalezal do Napoleona.
Nie jako sluga; nie, na to Amerykanin byl za sprytny. Pilnowal sie, czujny na kazda probe przemienienia go w niewolnika, jednego z tych, co wodzili za cesarzem zachwyconymi oczami. Od czasu do czasu Napoleon rzucal jakas uwage, rodzaj finty, by Calvin wierzyl, ze odbija najlepsze pchniecia wladcy. Ale w rzeczywistosci Napoleon nie potrzebowal jego lojalnosci. Jedynie zdolnosci kojenia bolu.
Tego chlopca trawila zazdrosc. Kto by sie domyslil? Cala ta jego wrodzona moc, takie dary od Boga, Natury czy skad tam jeszcze, a on marnowal je z powodu zazdrosci wobec swojego starszego brata Alvina. No coz, Napoleon nie zamierzal tlumaczyc, ze Calvin powinien walczyc z tym uczuciem. Wrecz przeciwnie: podsycal je subtelnie. Od czasu do czasu pytal, jak Alvin dalby sobie rade z tym czy tamtym; wyglaszal uwagi, jak to ciezko wytrzymac z mlodszymi bracmi, ktorzy zwyczajnie nie potrafia czlowiekowi dorownac. Wiedzial, jak to zaboli, bedzie draznic dusze Calvina jak robak, bedzie drazylo chlopca, pozbawi go rozsadku… Mam cie, mam cie… Patrz za ocean, wypatruj swojego brata; mogles rzucic mi wyzwanie tutaj, mogles walczyc o imperium, o polowe swiata, ale potrafisz myslec tylko o jakims niewaznym czlowieczku, ubranym w samodzial czy skory, ktory umie golymi rekami wygladzac kamien i uzdrawiac chorych.
Uzdrawiac chorych… W tej chwili Napoleon nad tym wlasnie pracowal. Dobrze wiedzial, ze Calvin umyslnie go nie wyleczyl; wiedzial tez, ze jesli tylko Calvin zorientuje sie w jego wladzy nad soba, ucieknie i pozostawi go z artretyzmem. Utrzymywal wiec delikatna rownowage: draznil, poniewaz jego brat umial leczyc, on zas nie, a rownoczesnie przekonywal, ze nauczyl sie juz wszystkiego, co cesarz mial do pokazania, i jest juz tylko kwestia praktyki, by byl rownie skuteczny w kierowaniu ludzmi.
Jesli wszystko pojdzie dobrze, chlopiec — pewien, ze wycisnal juz z Napoleona ostatnia krople wiedzy — w koncu zechce pokazac, ze dorownuje bratu. Wyleczy cesarza, po czym natychmiast opusci dwor i odplynie do Ameryki, by rzucic bratu wyzwanie, by sprobowac — wykorzystujac nauki Napoleona — zyskac nad nim wladze.
Oczywiscie, kiedy tam dotrze i nic, czego sie nauczyl, nie poskutkuje, wroci zadny zemsty. Ale Napoleon naprawde go uczyl. Dosyc, by rozgrywac slabosci ludzi slabych, leki ludzi lekliwych, ambicje ludzi dumnych, ignorancje ludzi glupich. Calvin nie zauwazyl jednak, ze Napoleon nie demonstruje mu naprawde trudnej sztuki: jak obrocic cnoty dobrych ludzi przeciwko nim.
A najzabawniejsze, ze Calvina otaczali wlasnie ci najlepsi, najtrudniejsi, jakich Napoleon opanowal. Na przyklad markiz de La Fayette — byl sluzacym, ktory kapal Calvina, tak samo jak kapal cesarza. Calvinowi nie przyszlo do glowy, ze Napoleon trzyma przy sobie najgrozniejszych wrogow, nie dostrzegajacych nawet, jak bardzo ich poniza. Gdyby zrozumial, pojalby, na czym polega prawdziwa moc. Ludzie zli, ludzie slabi, ludzie lekliwi — tymi latwo jest manipulowac. Dopiero kiedy ludzie dobrzy znalezli sie w jego wladzy, Napoleon odwazyl sie siegnac po tron, stracic krola i zajac jego miejsce, zdobyc Europe i narzucic pokoj walczacym narodom.
Calvin nigdy sie w tym nie zorientuje, poniewaz sam jest czlowiekiem ambitnym i lekliwym; nie pojmuje, ze inni moga byc nieustraszeni i wielkoduszni. Nic dziwnego, ze tak bardzo nie znosi swojego brata! Z tego, co o nim mowil, Napoleon wnioskowal, ze Alvin bylby naprawde trudnym przypadkiem. Sama wiedza o jego istnieniu wystarczyla, by odlozyl plan uformowania w Kanadzie armii zdolnej do podbicia trzech angielskojezycznych narodow Ameryki. Nie warto robic czegos, co sprawi, ze Alvin zwroci wzrok na wschod. Do takiej konfrontacji Napoleon wolal nie przystepowac.
Zamiast tego wysle tam Calvina, zbrojnego w sztuke zdrady, oszustwa, korupcji i manipulacji. Nie zapanuje nad Alvinem, oczywiscie, ale z pewnoscia potrafi go oszukac. Napoleon dobrze wiedzial, ze tak jak zli, slabi i lekliwi dopatruja sie w dzialaniach innych wlasnych niskich motywow, tak ludzie szlachetni spodziewaja sie u innych najszlachetniejszych zamiarow. Wlasnie dlatego tak wielu potwornych klamcow potrafi nabierac niewinnych. Gdyby dobrzy nie ufali tak bardzo zlym, rodzaj ludzki wymarlby juz dawno: kobiety nie dopuscilyby blisko siebie wiekszosci mezczyzn.
Niech bracia rozstrzygna to miedzy soba, myslal Napoleon. Jesli ktokolwiek potrafi usunac grozbe Alvina Smitha, to tylko jego wlasny brat, ktory zdola sie do niego zblizyc — nie ja z moimi armiami, z cala moja sztuka. Niech walcza.
Ale najpierw niech mlodszy wyleczy moja noge.
— Drogi Leonie, nie mozesz tak zasypiac odkryty.
To La Fayette zajrzal do niego przed snem. Napoleon pozwolil mu okryc sie koldra. Noc byla chlodna; dobrze jest wiedziec, ze mozna liczyc na taka czula troske wiernego czlowieka, odpowiedzialnego, tworczego i godnego zaufania. Mam w rekach najlepszych z ludzi, a pod butem najgorszych z nich. To wynik duzo lepszy od boskiego. Najwyrazniej staruszek wybral niewlasciwego syna jako swojego nastepce. Gdybym to ja byl w Jerozolimie zamiast tego nudziarza Jezusa, na pewno nie pozwolilbym sie ukrzyzowac. Szybko zdobylbym wladze w Rzymie, a moja doktryne wyznawalby caly swiat.
Moze tym wlasnie jest Alvin — druga proba Boga? No coz, Napoleon nie zamierza mu pomagac. Napoleon posle do niego Judasza.
— Potrzebujesz snu, Leonie — oswiadczyl La Fayette.
— Mysle o tylu sprawach…
— O szczesliwych sprawach, mam nadzieje.
— Istotnie szczesliwych.
— Nie czujesz bolu w nodze? Dobrze, ze jest tutaj ten chlopiec z Ameryki. Ratuje cie przed tym strasznym cierpieniem.
— Wiem, ze kiedy cierpie, trudno ze mna wytrzymac.
— Alez skad! Byc przy tobie to jedynie radosc.
— Czy nigdy nie tesknisz, markizie? Za armiami, za wladza? Za rzadami, polityka, intrygami?
— Och, Leonie! Jak moglbym za tym tesknic? Przezywam to wszystko za twoim posrednictwem. Obserwuje twoje czyny i zachwycam sie. Ja sam nigdy bym sobie nie poradzil tak znakomicie. Przy tobie codziennie jestem w szkole; jestes wspanialym mistrzem.
— Kim jestem?!
— Mistrzem. Mistrzem nas wszystkich, moj drogi Leonie. Jakze slusznie nazwali twoj rod na Korsyce: Buona Parte, dobre role. Istotnie, jestes lwem dobrych rol.
— Jakze milo uslyszec to od ciebie, markizie. Dobrej nocy.
— Niech Bog cie blogoslawi.
Swieca odplynela z komnaty, a powrocilo blade swiatlo ksiezyca lsniacego za firankami.
Wiem, ze mnie obserwujesz, Calvinie. Wysylasz swoj przenikacz, jak go malowniczo nazwales, w moje nogi, aby znalezc przyczyne artretyzmu. Postaraj sie. W tym jednym dorownaj swemu bratu, zebym mogl pozbyc sie ciebie i bolu jednoczesnie.
Verily poznal w zyciu wielu zepsutych ludzi. Od czasu do czasu proponowali mu wielkie sumy za to, by ich bronil. Ale jego sumienie nie bylo na sprzedaz. Dobrze zapamietal jednego, ktory — sadzac, ze jego podwladni nie wyjasnili dokladnie, o jak wielka sume chodzi — odwiedzil Verily'ego osobiscie. Kiedy wreszcie zrozumial, ze problem nie polega na wysokosci honorarium, wydawal sie urazony.
— Niech mi pan powie, panie Cooper, w czym moje pieniadze gorsze sa od innych?
— Nie chodzi o panskie pieniadze, drogi panie — odparl wtedy Verily.
— O co wiec? Dlaczego pan odmawia?
— Bo ciagle mysle, co by sie stalo, gdybym w wyniku strasznej pomylki sprawiedliwosci jednak wygral.
Czlowiek ow, rozwscieczony, rzucil na pozegnanie kilka grozb i wyszedl. Verily nie wiedzial, czy to on, czy