kto inny naslal na niego zabojce. Zobaczyl w ciemnosci ostrze i msciwy usmiech mordercy — najwyrazniej zbir wybral sobie zawod pozwalajacy zaspokoic wlasne zamilowania. Verily sprawil, ze ostrze odpadlo od rekojesci i roztrzaskalo sie u stop napastnika, ktory nie mogl byc chyba bardziej zawiedziony, nawet gdyby Verily zrobil z niego eunucha.
Ludzie zepsuci mieli jedna wspolna ceche: okazywali wielki szacunek dla cnoty i probowali przebierac sie w jej kostium. Hipokryzja, mimo swej fatalnej reputacji, zdradzala jednak powazanie dla dobroci.
Ci Odszukiwacze jednak nie byli dostatecznie szlachetni, by okazywac hipokryzje. Nie wzniesli sie ponad poziom gadow czy rekinow, nie byli wiec swiadomi, jak sa godni pogardy, i nie starali sie tego ukrywac. Czlowiek mial niemal ochote podziwiac ich bezczelnosc — dopoki nie przypomnial sobie tego lekcewazenia przyzwoitosci, niezbednego, by w zamian za brudne pieniadze poswiecac zycie sciganiu najbardziej bezbronnych ludzkich istot, zyjacych w okowach, w niewoli i w rozpaczy.
Verily zauwazyl z zadowoleniem, ze Daniel Webster czuje do nich niechec prawie rownie wielka. Prawnik z Nowej Anglii nie znizyl sie do podania im reki — kiedy wchodzili, starannie przegladal papiery. Nie staral sie nawet zapamietac ich nazwisk; kiedy ustalil, ze cala wezwana grupa zebrala sie w sali, zwracal sie do nich tylko jako do grupy, zadnemu nie patrzac w oczy. Jesli spostrzegli te obojetnosc, nie komentowali jej i nie okazywali urazy. Moze zawsze tak ich traktowano. Moze ci, ktorzy wynajmowali ich uslugi, zawsze czynili to z niesmakiem, myli rece po przekazaniu im skarbczyka poszukiwanego i jeszcze raz po wyplaceniu naleznosci. Czy nie rozumieli, ze to morderca jest zbrukany, nie noz?
O dziesiatej trzydziesci rano Odszukiwacze, usadzeni przy dlugim stole przed sedzia, uznali, ze uzyskali wystarczajace informacje ze skarbczyka, nalezacego do niejakiego Cavila Plantera z Oily Spring w Kenituck. Skarbczyk, przekazany w depozyt sedziemu, zostal dostarczony przez pana Webstera z domu pana Plantera w Carthage City w stanie Wobbish. Planter probowal zaznaczyc, ze w skarbczyku znajduja sie scinki wlosow i paznokci oraz kawalek zasuszonej skory pobrane od niejakiego Arthura Stuarta z Hatrack River. Webster jednak uparl sie, ze dokladnie okresli prawna sytuacje: probki w skarbczyku zostaly pobrane od nienazwanego dziecka urodzonego na farmie pana Plantera w Appalachee, przez niewolnice nalezaca w owym czasie do pana Plantera. Niewolnica ta uciekla wkrotce potem, a Planter nalegal, by dodac, ze uciekla z pomoca diabla, ktory dal jej moc latania, a przynajmniej tak twierdzili niewyksztalceni i zabobonni niewolnicy.
Odszukiwacze byli gotowi. Chlopcow wprowadzono i ustawiono przed nimi w szeregu. Wszyscy nosili zwyczajne ubrania i mieli mniej wiecej podobny wzrost. Rece zasloniete im workami zawiazanymi powyzej lokci, glowy zakryto luznymi kapturami z gesciej tkanego workowego materialu. Nie pozostal widoczny nawet skrawek skory; dopilnowano tez, by nie bylo zadnej szczeliny miedzy guzikami koszul. Na wszelki wypadek kazdemu z chlopcow zawieszono na szyi duza kartke z numerem zaslaniajaca caly przod koszuli.
Verily przygladal sie im uwaznie. Czy jest jakas roznica miedzy czarnymi synami Mocka Berry i bialymi chlopcami? Cos w ich chodzie, ich postawie? Oczywiscie, chlopcy roznili sie miedzy soba — ten udawal obojetnosc, tamten krecil sie nerwowo, ale Verily nie potrafil okreslic, ktorzy sa biali, a ktorzy czarni. A juz na pewno nie potrafil zgadnac, ktory z nich jest Arthurem Stuartem, nie nalezacym do zadnej z dwoch ras. Co jednak nie oznacza, ze Odszukiwacze tego nie wiedzieli albo nie mogli sie domyslic.
Alvin zapewnial jednak, ze ich talent na nic sie nie przyda, poniewaz Arthur nie pasuje juz do skarbczyka. I mial racje: Odszukiwacze byli wyraznie zaskoczeni, kiedy wszedl ostatni z chlopcow, a sedzia powiedzial:
— A wiec ktory z nich odpowiada zawartosci skarbczyka? Spodziewali sie chyba, ze natychmiast rozpoznaja swoja ofiare. Szeptem zaczeli sie naradzac.
— Zadnych konferencji — ostrzegl sedzia. — Kazdy musi niezaleznie od pozostalych sformulowac swoje wnioski, zapisac na kartce numer chlopca, ktory jego zdaniem odpowiada skarbczykowi, i na tym skonczyc.
— Czy jestescie pewni, ze ktos nie zatrzymal gdzies chlopca, o ktorego chodzi? — zapytal jeden z Odszukiwaczy.
— Pyta mnie pan albo czy jestem skorumpowany, albo czy jestem glupcem. Czy zechce pan sprecyzowac, o ktore konkretnie oskarzenie panu chodzi?
Po tych slowach Odszukiwacze zastanawiali sie w milczeniu.
— Dzentelmeni — odezwal sie sedzia; wymowil to slowo dosc oschlym tonem. — Dostaliscie trzy minuty. Mowiono mi, ze identyfikacja jest natychmiastowa. Prosze, zapiszcie numer.
Zapisali. Podpisali swoje kartki. Wreczyli je sedziemu.
— Wracajcie na miejsca, a ja ocenie wyniki.
Verily musial podziwiac absolutny spokoj sedziego przegladajacego kartki. Ale niepokoil sie. Czy nie dostrzeze zadnej sugestii wyniku?
— Jestem rozczarowany — oznajmil sedzia. — Oczekiwalem, ze wychwalana moc i slynna niezawodnosc Odszukiwaczy da mi jednoglosna decyzje. Spodziewalem sie, ze albo zgodnie wskazecie tego samego chlopca, albo rownie zgodnie stwierdzicie, ze chlopiec nie znalazl sie wsrod tu obecnych. Tymczasem otrzymalem calkiem rozne odpowiedzi. Trzech z was orzeklo pod przysiega, ze zaden z chlopcow nie pasuje do skarbczyka. Ale czterech, znow pod przysiega, wskazalo roznych chlopcow. Dokladniej: czterech z was wskazalo trzech chlopcow. Ci dwaj, ktorzy zgadzaja sie ze soba, przypadkiem siedza obok siebie, po mojej prawej stronie. Poniewaz tylko wy dwaj zgodnie oskarzyliscie tego samego chlopca, wasze wnioski sprawdzimy na poczatku. Wozny, prosze zdjac kaptur chlopcu numer piec.
Wozny wykonal polecenie. Chlopiec byl czarny, ale nie byl Arthurem Stuartem.
— Wy dwaj: czy jestescie pewni, czy przysiegacie przed Bogiem, ze ten wlasnie chlopiec odpowiada zawartosci skarbczyka? Prosze pamietac, ze stawka jest licencja pozwalajaca wam wykonywac zawod w stanie Wobbish. Jesli okaze sie, ze nie jestescie godni zaufania ani uczciwi, nigdy nie uzyskacie pozwolenia, by zabrac niewolnika za rzeke.
Jednak obaj wiedzieli rowniez, ze jesli sie teraz wycofaja, moga byc oskarzeni o krzywoprzysiestwo. A chlopak byl czarny.
— Tak, Wysoki Sadzie, jestem pewien, ze to wlasnie ten chlopiec — oswiadczyl jeden z nich.
Drugi stanowczo kiwnal glowa.
— A teraz obejrzymy pozostalych dwoch wskazanych chlopcow. Prosze zdjac kaptury numerom jeden i dwa.
Jeden z nich byl czarny, a drugi bialy. Odszukiwacz, ktory wskazal bialego chlopca, ukryl twarz w dloniach.
— I znowu pytam: wiedzac, ze chodzi o wasze licencje, czy sklonni jestescie przysiac, ze wskazani przez was chlopcy dokladnie odpowiadaja zawartosci skarbczyka?
— Nie wiem, po prostu nie wiem — wyjakal Odszukiwacz, ktory wskazal bialego chlopca. — Bylem pewien, myslalem, ze…
— Odpowiedz jest prosta: czy nadal przysiega pan, ze ten chlopiec dokladnie odpowiada skarbczykowi, czy tez, wskazujac go, sklamal pan pod przysiega?
Odszukiwacze twierdzacy, ze skarbczyk do nikogo nie pasuje, teraz usmiechali sie szeroko. Wyraznie wiedzieli, ze koledzy klamali, i teraz bawili sie ich zaklopotaniem.
— Nie klamalem — zapewnil Odszukiwacz, ktory wskazal bialego chlopca.
— Ja tez nie — zapewnil drugi. — I wciaz uwazam, ze mialem racje. Nie wiem, jak tamci mogli sie tak pomylic.
— Ale pan? Pan nie uwaza, ze ma racje, prawda? Nie sadzi pan, ze jakims cudem niewolnicze dziecko stalo sie biale?
— Nie, panie sedzio. Musialem sie… pomylic.
— Poprosze o panska licencje. Natychmiast.
Zalamany Odszukiwacz wreczyl sedziemu skorzana teczke.
Sedzia wyjal z niej kartke papieru z urzedowa pieczecia, zapisal cos na marginesie, a potem na odwrocie zlozyl podpis i przybil wlasna pieczec.
— Prosze — zwrocil sie do Odszukiwacza. — Rozumie pan, ze gdyby zostal pan schwytany na praktykowaniu odszukiwania niewolnikow w stanie Hio, zostanie pan aresztowany i osadzony, a wyrok, jaki panu grozi, to dziesiec lat wiezienia?
— Rozumiem — zapewnil ponizony Odszukiwacz.
— Wie pan rowniez, ze Hio wiaza ustawy wzajemne ze stanami Huron, Suskwahenny, Irrakwa, Pensylwania i Nowa Szwecja? A wiec ta sama lub podobna kara grozi panu w razie proby wykonywania zawodu w tych