przemiany w jego obywateli. Plug otwieral raczej drzwi w ich zyciu, dzieki czemu mogli wkroczyc w przyszlosc, o jakiej najbardziej marzyli. W miejsce i czas, gdzie ich talenty rozkwitna w calej pelni, gdzie ludzie razem stworza cos wiekszego, niz potrafiliby zbudowac samodzielnie.
Musiala powiadomic o tym Alvina. Powinien wiedziec. W Vigor Kosciele probowal ludzi o skromnych talentach uczyc tego, czego zrobic nie mogli, a jesli nawet, to z wielkim trudem. Tymczasem tutaj, w miejscu gdzie przyszedl na swiat, gromadzili sie juz przyszli mieszkancy Krysztalowego Miasta, posiadajacy naturalne dary i sklonnosci, ktore uczynia z nich Stworcow.
Cos jeszcze przyszlo jej do glowy i spojrzala w plomienie serc przysieglych. Kolejna grupa przypadkowo dobranych osob — i znowu, choc nie posiadali jakichs wyjatkowych talentow, to jednak talenty ich okreslaly. Z pewnoscia mogli szukac odpowiedzi na pytania, co znacza ich zdolnosci, po co je otrzymali. Ludzie, ktorych cos — swiadomie lub nie — ciagnelo do miejsca, gdzie narodzil sie Stworca. Do miejsca gdzie zelazo zmienilo sie w zloto, gdzie maly mieszaniec zostal przemieniony tak, ze skarbczyk nie wskazywal go juz jako niewolnika. Do miejsca gdzie ludzie obdarzeni talentami, zdolnosciami i marzeniami moga znalezc wspolny cel, moga zbudowac cos wspolnie, moga sie stac Stworcami.
Czy wiedzieli, jak bardzo potrzebuja Alvina? Jak bardzo ich marzenia i nadzieje od niego zaleza? Nie, oczywiscie, ze nie. Byli przysieglymi, probowali zachowac bezstronnosc. Probowali osadzic zgodnie z prawem. To dobrze. To tez rodzaj Stwarzania — strzezenie prawa, chocby serce mialo od tego peknac. Utrzymywanie porzadku w spolecznosci. Gdyby okazali stronniczosc, faworyzowali kogos dlatego, ze go podziwiaja, potrzebuja, lubia czy nawet kochaja, bylby to koniec sprawiedliwosci. A gdy upadnie sprawiedliwosc, kiedy otwarcie zostanie wzgardzona, rozsypie sie takze porzadek. Korupcja wymiaru sprawiedliwosci to sztuczka Niszczyciela. Verily Cooper musi udowodnic, ze Alvin ma racje, a przynajmniej wykazac bezzasadnosc zarzutow Makepeace'a; musi umozliwic lawie przysieglych wydanie wyroku uniewinniajacego.
A wtedy w plomieniach ich serc otworza sie sciezki podobne do sciezek swiadkow: kiedys stana przy Alvinie, zbuduja siegajace nieba wieze z lsniacego krysztalu, chwytajace swiatlo i zmieniajace je w prawde — tak jak to sie dzialo, kiedy Tenska-Tawa poprowadzil Alvina do wnetrza wiru.
Czy powiedziec Alvinowi, ze wspol-Stworcy siedza wokol niego na sali sadowej? Czy mu to pomoze, czy raczej wzbudzi nadmierna pewnosc siebie?
Mowic czy nie mowic — odwieczne pytanie, z ktorym zmagala sie Peggy. W porownaniu z nim zagadka Hamleta byla smieszna i prosta. Rozwazania o samobojstwie zawsze sa dzielem Niszczyciela. Ale wyznanie prawdy i ukrycie prawdy — tego nie wiadomo. Konsekwencje sa nieprzewidywalne.
Oczywiscie, dla zwyklych ludzi konsekwencje zawsze sa nieprzewidywalne. Tylko zagwie, takie jak Peggy, dzwigaja brzemie dostrzegania wszystkich mozliwosci. A niewiele jest takich zagwi jak Peggy.
Makepeace, opryskliwy i nerwowy, nie byl dobrym swiadkiem we wlasnej sprawie. Pewnie dlatego Laws i Webster wezwali go jako pierwszego, zeby zle wrazenie zostalo zapomniane po zeznaniach sympatyczniejszych — i bardziej wiarygodnych — swiadkow.
Najlepsze, co mogl w tym przypadku zrobic Verily, to pozwolic Makepeace'owi mowic tak, zeby przysiegli dobrze zapamietali jego zeznania. Dlatego nie zlozyl protestu, kiedy Makepeace wzbogacil swoja wypowiedz oszczerstwami na temat charakteru Alvina. „Zawsze byl najbardziej leniwym ze wszystkich moich uczniow”. „Niczego nie potrafil zrobic, jesli nie stalem nad nim i nie wrzeszczalem mu do ucha”. „Wolno sie uczyl, wszyscy to wiedzieli”. „Jadl jak swinia, nawet w takie dni, kiedy palcem nie kiwnal”. Strumien pomowien byl tak obfity, ze wszyscy czuli sie zaklopotani — nawet Marty Laws, ktory zerkal na Verily'ego, nie pojmujac, dlaczego nie protestuje. Ale po co Verily mial protestowac, kiedy przysiegli wiercili sie nerwowo i odwracali wzrok przy kazdym nowym ataku na Alvina? Wiedzieli, ze to klamstwa. Prawdopodobnie nie bylo wsrod nich nikogo, kto choc raz nie zjawilby sie w kuzni z nadzieja, ze to Alvin, nie jego mistrz, wykona prace. Alvin byl znany ze swych umiejetnosci, czego Verily dowiedzial sie z przypadkowej rozmowy w zajezdzie przy kolacji. Zatem Makepeace podwazal tylko wlasna wiarygodnosc.
Za to biedny Marty wpadl w pulapke. Nie mogl przerwac zeznan Makepeace'a, gdyz byly one podstawa calej sprawy. I tak przesluchanie trwalo dalej, i odpowiedzi, i obmowy.
— Zrobil plug ze zwyklego zelaza. Ja zem go widzial, i jeszcze Pauley Wiseman, co to byl wtedy szeryfem, i Arthur Stuart, i dwoch zabitych Odszukiwaczy. Plug stygl na warsztacie, kiedy przyszli i zamowili u mnie kajdany dla chlopaka. Ale kajdany to nie u mnie, o nie. To nie jest robota dla porzadnego kowala, takie kajdany, co w nich wolnego chlopca powioza do niewolnictwa. I co powiecie? Sam Alvin, podobno taki wielki przyjaciel Arthura Stuarta, podchodzi i mowi, ze on zrobi kajdany. Taki z niego byl chlopak, i wtedy, i dzisiaj: zadnej lojalnosci, zadnej przyzwoitosci, nic!
Alvin pochylil sie do Verily'ego i szepnal mu do ucha:
— Wiem, ze to nieladnie, ale mam straszna ochote sprowadzic na Makepeace'a ostre swierzbienie tylka.
Niewiele brakowalo, a Verily rozesmialby sie glosno. Sedzia spojrzal na niego groznie, ale nie chodzilo mu o te niewczesna wesolosc.
— Panie Cooper, nie zamierza pan zglosic protestu przeciwko tym ubocznym komentarzom o charakterze panskiego klienta?
Verily wstal powoli.
— Wysoki Sadzie, jestem pewien, ze przysiegli dokladnie wiedza, jak powaznie nalezy traktowac zeznania pana Makepeace'a Smitha. Odpowiada mi, ze zapamietaja zarowno jego zlosliwosc, jak i brak precyzji.
— Coz, moze tak postepuje sie w Anglii. Ja jednak poinstruuje przysieglych, zeby nie brali pod uwage zlosliwosci pana Smitha, poniewaz nie wiadomo, czy zlosliwosc ta jest skutkiem wydarzen, o jakich mowil, czy tez je poprzedzala. Co wiecej, poinstruuje pana Smitha, by zaprzestal rzucania oszczerstw dotyczacych charakteru pozwanego, poniewaz uwagi takie odnosza sie do opinii, nie faktow. Zrozumiales, Makepeace?
Makepeace zmieszal sie lekko.
— Niby tak.
— Prosze kontynuowac, panie Laws.
Marty westchnal.
— A wiec widzial pan zelazny plug, natomiast Alvin zrobil kajdany. Co potem?
— Poradzilem mu, zeby przedstawil te kajdany na egzamin czeladniczy. Pomyslalem, ze dobrze by to zrobilo takiemu zdradzieckiemu kundlowi, gdyby przez cale zycie pamietal, jak te kajdany, ktore zrobil dla przyjaciela, sa…
Sedzia przerwal mu, znow patrzac gniewnie na Verily'ego.
— Makepeace, takie okreslenia jak „zdradziecki kundel” doprowadza do tego, ze oskarze cie o obraze sadu. Rozumiesz?
— Przez cale zycie nazywalem lopate lopata, Wysoki Sadzie! — oswiadczyl Makepeace Smith.
— A w tej chwili kopiesz sobie ta lopata gleboki grob — odparl sedzia. — I sam cie w nim pochowam, jezeli nie zaczniesz uwazac, co mowisz.
Makepeace spowaznial i zwrocil sie do przysieglych.
— Prosze o wybaczenie, Wysoki Sadzie, ze chcialem dotrzymac przysiegi, by mowic prawde, cala prawde i tylko…
Mlotek opadl.
— Nie pozwole tez na sarkazm skierowany do tej lawy, panie Smith. Prosze, panie Laws.
I tak to szlo, az Makepeace skonczyl swoja opowiesc. Byla to nedzna, placzliwa skarga. Najpierw widzial zelazny plug, z zelaza, ktore sam dostarczyl terminatorowi. A nastepnie pojawil sie plug z czystego zlota. Wedlug Makepeace'a, istnialy tylko dwie mozliwosci. Pierwsza, ze Alvin wykorzystal jakies heksy, by zmienic zelazo w zloto, a wtedy powstalo ono z zelaza, ktore dostal od niego, wiec zgodnie ze stara tradycja i umowa terminatorska, plug nalezy do Makepeace'a. Albo to inny plug, nie z zelaza dostarczonego przez Makepeace'a, a wtedy skad Alvin wzial tyle zlota? Tylko raz ryl w ziemi tak gleboko, ze mogl znalezc ukryty skarb — kiedy kopal studnie, ktora powstala w niewlasciwym miejscu. Makepeace uwazal, ze Alvin kopal najpierw tam, gdzie powinien, znalazl zloto i ukryl je, kopiac studnie gdzie indziej. A jesli zloto zostalo znalezione na ziemi Makepeace'a, to tez nalezalo do Makepeace'a.