spokojnie, jak odrzucasz moja ofiare?

— Poprosilem juz o cala reszte twojego zycia — odparl Alvin. — Po co mi twoja ruina? Stracilas dla mnie dziecinstwo. Stracilas przeze mnie matke. Nie narazaj niczego wiecej. Ja wzialbym wszystko, to prawda, i oddal wszystko. I nie wezme nic mniej, bo nie potrafie dac nic mniej. Niczego nie chcesz ode mnie wziac, wiec i ja nie wezme nic od ciebie. A jezeli to dla ciebie nie ma sensu, to nie jestes taka sprytna, jaka udajesz, panno Larner.

— Dlaczego wy dwoje nie pobierzecie sie i nie macie dzieci? — zapytal nagle Arthur Stuart. — Tato tak powiedzial.

Peggy z kamienna twarza odwrocila sie do nich plecami.

— To musi sie odbyc na twoich warunkach, prawda, Alvinie? Wszystko na twoich warunkach.

— Moich? To nie sa moje warunki, zeby mowic to wszystko przy ludziach; dobrze chociaz, ze przyjaciele, a nie obcy slysza te slowa. Kocham pania, panno Larner. Kocham cie, Margaret. I nie chce cie widziec na sali sadowej. Chce trzymac cie w ramionach, chce z toba zyc, snic i pracowac przez wszystkie dni, ktore nadejda.

Peggy sciskala kraty celi, kryjac twarz. Arthur Stuart ominal ja, wyszedl na korytarz i prostodusznie spojrzal w oczy.

— Dlaczego nie wyjdziecie za niego, zamiast tak plakac? Nie kochacie go? Jestescie naprawde ladna, a on tez niezle wyglada. Mielibyscie sliczne dzieciaki. Tato tak powiedzial.

— Cicho, Arthurze Stuart — szepnal Measure.

Peggy osunela sie na kolana, po czym wyciagnela rece przez kraty i ujela dlonie chlopca.

— Nie moge, Arthurze Stuart — powiedziala. — Moja matka zginela, poniewaz kochalam Alvina. Nie rozumiesz tego? Kiedy tylko pomysle, ze z nim jestem, czuje sie slaba, pelna winy… zagniewana i…

— Moja mama tez nie zyje — odparl. — Moja czarna mama i moja biala mama. Obie. I obie zginely, zeby ocalic mnie od niewoli. Przez caly czas mysle, ze gdybym sie nie urodzil, obie by jeszcze zyly.

Peggy pokrecila glowa.

— Wiem, ze tak myslisz, Arthurze, ale nie powinienes. Chcialy, zebys byl szczesliwy.

— Wiem. Nie jestem taki madry jak wy, ale tyle wiem. Staram sie byc szczesliwy. I jestem, na ogol. Dlaczego wy tego nie potraficie?

— Dlaczego ty tego nie potrafisz, Margaret? — powtorzyl szeptem Alvin.

Peggy uniosla glowe i rozejrzala sie.

— Co ja tu robie na podlodze? — Wstala. — Poniewaz nie chcesz mojej pomocy, Alvinie, musze wracac do swojej pracy. W przyszlosci wybuchnie wielka wojna, wojna o zniesienie niewolnictwa. Zanim sie skonczy, w Ameryce, w Koloniach Korony, nawet w Nowej Anglii zgina miliony chlopcow. Musze sie postarac, zeby nie gineli na prozno, zeby po wojnie niewolnicy odzyskali wolnosc. Za to zginela moja matka: za wolnosc dla jednego niewolnika. Ja nie wybiore jednego; jesli zdolam, sprobuje ocalic wszystkich. — Spojrzala gniewnie na mezczyzn wpatrujacych sie w nia szeroko otwartymi oczami. — Uczynilam ostatnia ofiare dla Alvina Smitha. Wiecej nie potrzebuje mojej pomocy.

I pomaszerowala do drzwi.

— Potrzebuje — szepnal Alvin, ale nie uslyszala go, a po chwili zniknela.

— Niech to licho porwie! — westchnal Measure. — Alvinie, dlaczego nie zakochales sie w burzy z piorunami? Dlaczego sie nie oswiadczyles zawiei?

— Oswiadczylem sie — odparl Alvin.

Verily stanal w progu celi.

— Ide porozmawiac z Ramona — oznajmil. — Na wypadek gdybys jednak zmienil zdanie.

— Nie zmienie.

— Jestem tego pewien. Ale nic wiecej nie zostalo mi do zrobienia.

Zastanawial sie, czy mowic dalej, ale uznal, ze dlaczego nie. Co mial do stracenia? Alvin pojdzie do wiezienia, a wyprawa Verily'ego do Ameryki okaze sie proznym wysilkiem.

— Musze przyznac, ze ty i panna Larner doskonale do siebie pasujecie. We dwojke posiedliscie chyba siedemdziesiat procent swiatowych rezerw glupiego uporu.

I on takze ruszyl do wyjscia. Za soba uslyszal jeszcze, jak Alvin zwraca sie do Measure'a i Arthura:

— To moj obronca.

Nie byl pewien, czy Alvin mowi to z drwina, czy z duma. Ale i tak powiekszylo to jeszcze jego rozpacz.

* * *

Zeznanie Billy'ego Huntera bardzo Alvinowi zaszkodzilo. Bylo jasne, ze zastepca szeryfa go lubi i nie chce mu psuc opinii, ale nie moze zmienic tego, co widzial, a musi mowic prawde. Zajrzal do aresztu i nie bylo tam miejsca, gdzie Alvin i Vilate mogliby sie schowac.

Verily ograniczyl sie do ustalenia, ze kiedy Vilate wchodzila do aresztu, Alvin na pewno jeszcze tam przebywal, i ze zostawiona przez nia zapiekanka byla smaczna.

— Alvin jej nie chcial?

— Nie, psze pana. Powiedzial… Powiedzial, ze tak jakby obiecal ja mrowce.

— Ale pozwolil panu ja zjesc?

— Tak, pozwolil.

— No coz, to dowodzi, ze na Alvinie naprawde nie mozna polegac. Nie dotrzymal slowa danego mrowce!

Niektorzy parskneli smiechem na ten wymuszony zart, ale nie zmienilo to faktu, ze oskarzenie podwazylo wiarygodnosc Alvina. I to powaznie.

Przyszla kolej na Vilate. Marty Laws zadal kilka wstepnych pytan i przeszedl do kluczowego punktu.

— Kiedy pan Hunter zajrzal do aresztu i nie znalazl tam pani i Alvina, gdzie byliscie?

Vilate demonstracyjnie okazywala, ze wolalaby nie odpowiadac. Jednak — co Verily stwierdzil z ulga — nie byla tak dobra aktorka jak Amy Sump. Moze dlatego ze Amy niemal wierzyla w swoje fantazje, podczas gdy Vilate… Coz, nie byla dzieckiem, nie bylo mowy o milosci.

— Nie powinnam dac mu sie namowic na cos takiego, ale… Zbyt dlugo juz jestem samotna.

— Prosze odpowiedziec na pytanie.

— Przeprowadzil mnie przez mur wiezienia. Przeszlismy przez sciane. Trzymalam go za reke.

— I dokad poszliscie?

— Pedzilismy szybko jak wiatr… Mialam wrazenie, ze lece. Przez pewien czas bieglam obok niego, czerpiac sile z jego reki, kiedy sciskal moja dlon i prowadzil. Potem jednak stalo sie to zbyt trudne; omdlewalam i nie moglam biec dalej. Wyczul to w jakis sposob i wzial mnie na rece.

— Gdzie pania zabral?

— Tam, gdzie jeszcze nie bylam.

Rozlegly sie chichoty, co troche ja zbilo z tropu. Najwyrazniej nie zdawala sobie sprawy z dwuznacznosci swych slow — a moze byla lepsza aktorka, niz Verily przypuszczal.

— Nad jezioro. Raczej niewielkie, bo widzialam drugi brzeg. Nad woda lataly ptaki, ale na trawiastym brzegu, gdzie… gdzie spoczelismy, bylismy jedynymi zywymi istotami: ten piekny mlody mezczyzna i ja. On, tak pelen obietnic, slow milosci i…

— Czy mozna powiedziec, ze pania wykorzystal? — przerwal jej Marty.

— Wysoki Sadzie, pytanie sugeruje odpowiedz.

— Nie wykorzystal mnie — oswiadczyla stanowczo Vilate. — Bylam chetna uczestniczka wszystkiego, co sie stalo. To, ze dzisiaj zaluje, nie zmienia faktu, ze nie zmuszal mnie do niczego. Oczywiscie, gdybym wtedy wiedziala, co wiem teraz, ze mowil te same slowa, robil te same rzeczy z ta dziewczyna z Vigor Kosciola…

— Wysoki Sadzie, swiadek nie wie, co…

— Podtrzymany — powiedzial sedzia. — Prosze w swoich wypowiedziach ograniczyc sie do kwestii poruszanych w pytaniach.

Verily nie mogl nie podziwiac jej zdolnosci. Udalo jej sie wywolac wrazenie, ze broni Alvina, a nie stara sie go zniszczyc. Calkiem jakby go kochala.

Вы читаете Alvin Czeladnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату