Wiking podszedl do nich i opadl na lawe.
— Potrzebujesz Ottara? — spytal.
— Co wiesz o Winlandzie?
— Nic.
— To znaczy, nigdy o nim nie slyszales?
— Oczywiscie, slyszalem. Skaldowie ukladaja o nim poematy, a ja mowilem z Leifem Erickssonem o podrozy tam. Ale nigdy Winlandu nie widzialem i nic o nim nie wiem. Pewnego roku poplyne na Islandie, a potem do Winlandu. Wtedy bede bardzo bogaty.
— Dlaczego? Zloto? Srebro?
— Drewno — wyjasnil Ottar, z wyrazna pogarda w stosunku do kazdego, kto nie rozumie sprawy tak oczywistej.
— Dla osad na Grenlandii — wyjasnil Jens Lynn. — Cierpia one na ogromny niedostatek wszelkiego rodzaju drewna, szczegolnie zas takiego, ktore sie nadaje do budowy okretow. Ladunek takiego wytrzymalego drewna, dostarczony na Grenlandie, wart bylby fortune.
— Doskonale — rzeki Barney wstajac. — Gdy tylko skonczymy zdjecia tutaj, placimy Ottarowi zaliczke i wysylamy go do Winlandu. Potem wykonamy skok w czasie do przodu i spotkamy sie z nim. Nakrecimy odplyniecie, kilka scen morskich — pojda jako podroz — i jego ladowanie na miejscu. Nastepnie zbudujemy kilka chalup — to bedzie osada — zaplacimy pare wampumow miejscowym plemionom za spalenie tych chat i w ten sposob zakonczymy film.
— Dobry pomysl. Duzo drewna w Winlandzie — poparl go Ottar.
Jens Lynn usilowal protestowac, ale po chwili wzruszyl ramionami.
— Kim w koncu jestem, by sie sprzeciwiac. Jesli jest on na tyle glupi, by to uczynic i tym samym umozliwic panom produkcje filmu — kim ja u diabla jestem, by sie do tego wtracac? Nikt nie zna sagi o przybyciu kogos zwanego Ottarem do Winlandu, ale skoro nie ma zadnych dowodow na to, ze inne sagi przekazuja prawde, nie wydaje mi sie bym mogl protestowac.
— Dokoncz lunch — poradzil mu Ottar.
Wyszedlszy z jadalni, Barney natknal sie na sekretarke, ktora oczekiwala go z nareczem jakichs dokumentow.
— Nie chcialam pana niepokoic w czasie lunchu.
— Czemu nie. I tak, po tym co zjadlem, moje trawienie nie wroci juz do normy. Czy wiesz co to sa trybolity?
— Oczywiscie. Takie duze, wijace sie. Lapiemy je w siatki na Starej Katalinie. Jest z tym kupa zabawy. Lapie sie je w nocy na lampy blyskowe. Potem piecze na ruszcie. Do tego piwo. Moglby pan…
— Nie, nie moglbym. W takiej sprawie chcialas sie ze mna widziec?
— Tutaj sa karty pracy wszystkich, a w szczegolnosci rejestr wyjazdow na weekendy. Widzi pan, kazdy oprocz pana spedza weekend, to znaczy sobote i niedziele, na Katalinie. W ciagu pieciu tygodni naszego pobytu tutaj nie mial pan ani jednego dnia wolnego.
— Betty, kochanie, nie martw sie o mnie. Nie mam zamiaru odpoczywac, dopoki nie bede mial tego filmu gotowego — i w pudelkach. Ale z czym przyszlas?
— Kilku amatorow polowan podwodnych chcialoby zostawac tam dluzej niz dwa dni. Prosili mnie o cztery i gotowi sa je odpracowac w ciagu nastopnego weekendu. Zapaskudzi mi to sprawozdania i bede miala kupe nieprzyjemnosci. Co mam robic?
— Przejdz sie ze mna w strone domu Ottara, musze zazyc troche ruchu. Pojdziemy wzdluz plazy. Poki nie doszli do domu, Barney namyslal sie w milczeniu. — Zrob tak. Zapomnij o tym, ze dni tygodnia w ogole jakos sie nazywaja, numeruj je tylko. Kazdy, kto przepracuje piec dni pod rzad ma nastepne dwa wolne. Dniowki beda zaznaczane w twoich sprawozdaniach oraz na kartach pracy, bowiem odbijacie je i tutaj i na Katalinie. Poniewaz zarowno dwa, jak i cztery dni na Katalinie oznaczaja zaledwie pieciominutowa wyprawe na platformie czasu, kazdy z pracownikow jest na miejscu ciagle i pracuje codziennie, o ile zdolalem zauwazyc. To wszystko, co powinnismy brac pod uwage. Prowadz wszelkie rozliczenia dniowek w ten sposob, a ja zalatwie to z L.M. i ksiegowoscia po naszym powrocie.
Dotarli juz niemal do cypla, ktory tworzyl jeden z brzegow zatoczki przy domu Ottara, gdy na sciezke, wiodaca ku morzu, wpadl jeep i trabiac bezustannie, ruszyl za nimi.
— A to co znowu? — jeknal Barney. — Klopoty, na pewno jakies klopoty. Nikt nigdy nie goni za mna, by podzielic sie jakas dobra wiadomoscia. — Stanal i z wyrazem najglebszego smutku na twarzy czekal az jego jeep podjedzie blizej. Tym razem prowadzil Dallas, dlatego hamowanie wzbilo w powietrze stosunkowo niewielka liczbo lezacych naokolo kamieni.
— Jakis okret wplywa do zatoki. Wiesc o tym zdazyla sie juz rozejsc i teraz wszyscy pana szukaja, — No dobrze, znalazles mnie. Co to jest — kolejni wikinscy piraci, tak — jak ostatnio?
— Powiedzialem wszystko, co wiem — odparl Dallas i zadowolony z siebie zaczal przezuwac drewienko zapalki.
— Mialem racje, ze nowe klopoty — biadolil Barney, pakujac sie do jeepa. — Wracaj do obozu, Betty. Tu moze byc niezla zabawa.
Gdy wyjechali zza cypla, ich oczom ukazal sie duzy okret z szerokimi zaglami, ktory wplywal zwawo do zatoki, niemal wyprzedzajac niosacy go wiatr. Kilku filmowcow, skupionych w niewielka gromado, stalo na szczycie wzgorza za domem, ale wszyscy tubylcy zdazyli zbiec juz na plaze, gdzie wrzeszczeli teraz i wymachiwali gwaltownie rekami.
— Znowu zanosi sie na morderstwa. A tam, jak zwykle na posterunku, stoi moj paparazzo operator, gotow uchwycic te jatki w technikolorze. Pedzmy na dol. Zobaczymy czy tym razem uda nam sie jakos temu zapobiec.
Gino ustawil kamere na brzegu, w miejscu z ktorego mogl sfilmowac zarowno komitet powitalny; jak i przybywajacy okret. Fakt, ze sprawy mialy sie znacznie lepiej, niz to przypuszczal Barney, wyszedl na jaw gdy podjechali nieco blizej. Okazalo sie, ze wszyscy Normanowie smieja sie i chociaz wymachuja rekami, to sa one nieuzbrojone. Ottar, ktory najwyrazniej nadbiegl tu, skoro tylko uslyszal o wizycie, stal po kolana w wodzie i glosno krzyczal. Okret zblizal sie do brzegu. Spuszczono wielki zagiel i niesiony tylko sila rozpedu kadlub wsliznal sie na plaze, rozbryzgujac mul. W koncu zadrzal i zatrzymal sie. Wysoki mezczyzna o intensywnej rudej brodzie, ktory stal dotad przy wiosle sterowym, rzucil sie do przodu i skoczyl w przybrzezne fale niedaleko Ottara. Obaj wykrzykneli cos na powitanie i objeli sie w mocnym uscisku.
— Gino, dawaj! Krec ich jak robia niedzwiedzia. Na dodatek nie musze prosic ich o zgode, ani placic im nawet zlamanego grosza — mruczal uszczesliwiony Barney, patrzac na rozgrywajaca sie przed nim scene.
Dopiero teraz, gdy widac bylo, ze nie zanosi sie na zadne gwaltowne czyny, filmowcy odwazyli sie opuscic wzgorze.
Parobcy wytaczali wlasnie barylki z piwem. Barney podszedl do Jensa Lynna, ktory obserwowal jak Ottar i przybysz przy akompaniamencie okrzykow radosci poklepuja sie nawzajem po bicepsach.
— Co sie tutaj dzieje? — spytal.
— To starzy przyjaciele i mowia sobie jak bardzo sie ciesza. ze sie spotkali.
— To widac dosc wyraznie. Kim jest ten rudobrody?
— Ottar nazywa go Thorhall — jest to byc moze Thorhall Gamilisson z Islandii. On i Ottar zwykli byli wyruszac razem na wyprawy rabunkowe i Ottar zawsze wyrazal sie o nim bardzo przyjaznie.
— Co oni tam wywrzaskuja?
— Thorhall mowi jak bardzo jest zadowolony, ze Ottar zechcial kupic jego okret, poniewaz, on, Thorhall, zamierza powrocic do Norwegii i moze w tym celu uzyc dlugiej lodzi Ottara. Teraz pyta o pozostala polowe zaplaty.
Ottar wyplul z siebie pojedyncze, glosne, ostra brzmiace slowa.
— To znam — wtracil Barney. — Jestesmy tu wystarczajaco dlugo, aby chwycic co najmniej tyle z ich jezyka.
Wrzaski stawaly sie coraz glosniejsze i poczely pojawiac sie w nich zlowieszcze nuty.
— Ottar sugeruje, ze w glowie Thorhalla zamieszkaly zle duchy — illar vaettir — bowiem nie kupowal nigdy zadnego statku. Thorhall twierdzi, ze Ottar spiewal innym glosem trzy miesiace temu, kiedy don przybyl, przyjal jego goscine i kupil okret. Ottar ma teraz pewnosc, ze Thorhall jest opetany, poniewaz on nie byl na tej wyspie od