— W takim momencie?!
— Mozemy jechac bez niego. Do tej roboty wcale nie potrzeba nas dwoch. Wszystko, co mamy zrobic, to sprawdzic czy Ottar przybyl na miejsce i dostarczyc mu zimowa porcje burbona.
— Zrobicie tak, jak powiedzialem. W tym wypadku zycie sobie dwoch facetow do ochrony. I zadnych bledow ani przeoczen. O, wlasnie nadchodzi Dallas — ruszajcie.
Barney zszedl z platformy, a profesor uaktywnil pole. Jak zwykle (z punktu widzenia obserwatora) podroz zdawala sie trwac nie dluzej niz ulamek sekundy. Platforma zniknela i pojawila sie na powrot o kilka stop dalej. Zmienila sie tez nieco przez ten czas. Profesor tkwil niemal przyrosniety do swojej tablicy rozdzielczej; reszta kulila sie w szczelnie zamknietym jeepie. Wszystko pokrywala gruba niemal na stope pokrywa sniezna. Ostry szkwal islandzkiej zadymki wional mroznym tchem z platformy Vremiatronu i cienka warstwa bialego puchu osiadla na trawie wokol niej. Dallas wygramolil sie z wozu i otrzasnal ze sniegu.
— Ta Islandia, uch! Co za pogode maja tam w pazdzierniku.
— Mozesz sobie darowac komunikat o pogodzie — przerwal mu Barney. — Co z Ottarem? Dotarl bez przeszkod?
— Wszystko w porzadku. Okret stoi, wyciagniety na czas zimy na brzeg, a gdy odjezdzalismy, Ottar razem ze swoim wujem wlasnie pograzal sie w pijanstwie, wykonczajac gorzale, ktora przywiezlismy. Musielismy tam na niego czekac, przez pewien czas wydawalo nam sie, ze juz wcale sie nie pojawi. Profesor musial kilka razy przeskakiwac w czasie. Zdaje sie, ze Ottar urzadzil sobie postoj na Faeoreach. Mowiac miedzy nami — mysle, ze w ogole by nie dotarl do tej Islandii, gdyby nie przygnalo go tam pragnienie. Zlapal go pan niezle na te produkty destylacji; domowe napitki sa juz dla niego za slabe.
Barney odprezyl sie. Po raz pierwszy od dlugiego, dlugiego czasu napiecie zelzalo. Udalo mu sie nawet ulozyc usta w cos w rodzaju slabiutkiego usmiechu.
— Dobra. A teraz, dopoki zostalo nam jeszcze troche dnia, niech cale towarzystwo sie pakuje. Wdrapal sie na platforma i stapajac ostroznie po sladach opon jeepa by nie nabrac do butow topniejacego sniegu, otworzyl drzwi kabiny kontrolnej.
— Ma pan dosc pary na nastepna wycieczka? — zapytal profesora.
— Tak, kiedy generator spalinowy jest w ruchu, akumulatory laduja sie bez przerwy. To duzy postep.
— Skoro tak, to niech pan nas zabierze do przyszlej wiosny, wiosny roku 1005. Prosie ladowac na Nowej Fundlandii, w jednym z tych miejsc. Ktore przebadal pan z Lynnem kiedy szukaliscie sladow osadnictwa Wikingow.
— Znam takie miejsce. Idealny punkt — oznajmil profesor Hewett kartkujac notes, po czym wyskalowal aparature i uruchomil Vremiatron. Raz jeszcze pojawily sie znajome doznania, towarzyszace przemieszczaniu sie w czasie. Po chwili platforma osiadla na jakims kamienistym wybrzezu. Fale morskie zalamywaly sie niemal tuz nad ich glowami; chmury piany z sykiem opadaly na snieg. Wysoki, stromy brzeg majaczyl nad nimi we mgle — poszarpany i wrogi.
— Jak pan to nazywa? — Barneyowi udalo sie przekrzyczec loskot zalamujacych sie fal.
— Bledne koordynanty — odkrzyknal profesor. — Drobna pomylka. To zupelnie inne miejsce.
— Nigdy bym sie nie domyslil. Wiejmy stad, zanim nas splucze do morza.
Drugi skok w czasie przeniosl ich na trawiasta laka, okalajaca niewielka zatoke. Zwarte szeregi drzew pokrywaly okoliczne zbocza wzgorz. Krety, krystalicznie czysty strumien wil sie rzesko, splywajac w kierunku morza.
— To juz lepiej. Jens, gdzie jestesmy? — spytal Barney, gdy wyszli z jeepa.
Jens Lynn rozejrzal sie, wciagnal gleboko powietrze. Twarz rozjasnil mu usmiech.
— Pamietam dobrze. To pierwsze z miejsc, ktore przebadalismy. Epaves Bay, dokladnie na luku Sacred Bay — najbardziej na potnoc wysunieta aesc Nowej Fundlandii. Tuz obok biegnie ciesnina Belle Isle — Zaczelismy od tego miejsca dlatego, ze…
— Swietnie — przerwal mu Barney. — Wyglada tak, jak sobie tego zyczylismy. Nie jest to przypadkiem i ciesnina, na ktora nastawilismy aparatura Ottara?
— Dokladnie ta sama.
— A zatem jest to dla nas wymarzone miejsce. — Barney schylil sie, zaczerpnal pelna garsc rozmieklego sniegu z platformy i zaczal lepic z niego kule. — Teren ponizej, przy ujsciu strumienia zostawimy Ottarowi, my rozbijemy sie nad nimi, na prawo stad, w najwyzszym punkcie laki. Wyglada ona na wystarczajaco wielka, by pomiescic caly dwudziesty wiek poza zasiegiem kamery. Wracamy. Musimy przeniesc oboz. I uprzatnijcie te breje z platformy — nie chce, by ktos zlamal sobie noge.
Dallas pochylil sie, by zawiazac sznurowadlo. Cel, ktory w ten sposob stworzyl z samego siebie byl pokusa nie do odparcia — Barney cisnac sniezna kula prosto w srodek wypietego drelichu spodni.
— Przybylismy, Wikingowie! — krzyknal radosnie. — Nuze zasiedlac Winland!
13
Caly swiat stal sie szary i milczacy; zewszad walilo sie na nich niemal fizycznie odczuwalne przygnebienie. Mgla opatulila wszystko, roztopily sie w niej dzwieki, a wzrok tonal do tego stopnia, ze dopoki niska fala na rozbila sie bezszelestnie o brzeg tuz przed ich stopami, nie zdawali sobie praktycznie sprawy z istnienia oceanu. Ciezarowka, stojaca od nich nie dalej niz dziesiec stop, byla jedynie niewyraznym konturem we mgle.
— Sprobuj jeszcze raz — polecil Barney, katem oka wpatrujac sie w niema sciana sklebionej pustki. Dallas, okutany w smoliscie czarne poncho, z twarza oslonieta szerokim rondem kowbojskiego kapelusza, wydobyl skads butle z plynnym dwutlenkiem wegla, do ktorej przymocowana byla syrena przeciwmglowa i odkrecil zawor. Jekliwe wycie przetoczylo sie nad woda, dzwieczac w uszach jeszcze przez jakis czas po zamknieciu doplywu gazu.
— Slyszales? — spytal Barney.
— Dallas pochylil glowe i nasluchiwal chwile.
— Nie. Tylko fale — odparl. — Moglbym przysiac, ze slyszalem plusk; zupelnie jakby ktos wioslowal. Zatrab jeszcze raz, powtarzaj sygnal co minute, a w przerwach nasluchaj.
Syrena ryknela ponownie. Barney odchylil zaslona pokrytej brezentem ciezarowki i zajrzal do srodka.
— Cos nowego? — spytal.
Amory Blestead, nie odrywajac sie od radiostacji, pokrecil przeczaco glowa. Ze sluchawkami na uszach obracal powoli zamontowana na dachu wozu antena pelengatora. Obracala sie to w jedna, to w druga strona. Amory spojrzal i stuknal palcem w tarcze.
— Moge tylko stwierdzic, ze okret stoi w miejscu. Polozenie jest wciaz takie same. Prawdopodobnie czekaja, az skonczy sie mgla.
— Jak daleko stad sa teraz?
— Barney, badz rozsadny. Powtarzalem ci setki razy, ze za pomoca tej aparatury moge okreslic kierunek, ale nie odleglosc. Sila sygnalu w odbiorniku nic mi nie mowi. Moze mila, moze piecdziesiat. Sygnal jest wyrazniejszy niz trzy dni temu, kiedy zlapalem go po raz pierwszy. Oznacza to, ze sa blizej, ale to wszystko, co wiem. Nie wylicza odleglosci na podstawie zmian polozenia, za duzo zmiennych. Jezdzimy ciagle tam i z powrotem, tak ze nie moge uzyc szybkosciomierza ciezarowki jako podstawy do obliczali, poza tym oni takze musieli jakos sie poruszac.
— Dobijasz mnie. Ciagle gadasz o tym, czego nie mozesz zrobic. A co w takim razie potrafisz?
— To samo, w wczesniej. Statek wyplynal z Grenlandii osiemnascie dni temu Ustawilem zyrokompas na ciesnine Belle Isle, wymienilem baterie, wlaczylem i sprawdzilem nadajnik obserwowalismy ich wyplyniecie.
— Ty i Lynn mowiliscie, ze taka przeprawa trwa zaledwie trzy dni — Barney nerwowo obgryzal paznokcie.
— Mowilismy, ze
— To samo mowiles dwa dni temu — i co zrobiles przez ten czas?
— Powiem ci jak staremu przyjacielowi, Barney. Ta podroz w czasie nic ci nie pomogla. Jestesmy tu po to,