— Oto moi wspolpracownicy! Szczerzy, lojalni i wierni — glos Barneya zabrzmial chlodno. — W porzadku. Amory, powiedz temu kierowcy, by pojechal do obozu. My przyplyniemy okretem; najszybciej jak tylko bedziemy mogli. Wysadzimy ludzi Ottara na brzeg i moze wreszcie znow zaczniemy pracowac nad filmem. Obudz Gino, niech sie usadowi na szczycie pagorka, w miejscu ktore wybralismy i niech kreci przybycie statku. I jeszcze jedno — niech ktos zatrze slady opon samochodowych na plazy.
— Dobrze, Barney, bedzie jak mowisz. Sluchaj, naprawde chcialbym cie zastapic, ale ja i okrety…
— Dobrze juz. Odejdz…
Barney, idac do lodzi, przemokl do suchej nitki. Woda byla tak zimna, ze wydawalo mu sie, jakby ktos amputowal mu obydwie nogi mniej wiecej do kolan. Czolno — w istocie kilka skor foczych naciagnietych na drewniany szkielet — bylo chwiejne i podskakiwalo na falach jak ogromna pchla. By utrzymac rownowage Barney musial kucnac na dnie lodzi i mocno chwycic sie burt obiema rekami. Gdy doplyneli do knorra, nie byl w stanie wyjsc o wlasnych silach z umykajacej mu spod stop lodki i wspiac sie na wysoka burte okretu. Wreszcie wyciagnely sie pon jakies silne dlonie i wtaszczyly go na poklad jak wor z maka.
— Hananu Soustu handartokin (No dalej! Jeszcze ostatni wysilek) — zawolal Ottar.
Zaloga odpowiedziala mu radosnym wyciem i rzucila sie, by przygotowac okret do ostatniego etapu podrozy. Barney, chcac uniknac stratowania w czasie tej goraczkowej krzataniny, wycofal sie na rufe. Zeglarze zakladali beity rozpedzajac przy tym na wszystkie strony kobiety, ktore pierzchaly z piskiem. Zwierzeta, kopane co chwile, donosnym rykiem wyrazaly swoj protest. Caly ten zatloczony poklad, z porozwloczonymi wszedzie, na wpol otwartymi pakami zywnosci i wyleknionym bydlem przypominal zgielkliwe podworze. W samym srodku tego rozgardiaszu jedna z kobiet przykucnela i zaczela doic krowe do drewnianego skopka. Gdy statek obrocil sie, wiatr przygnal w kierunku Barneya odor pomyj, przez co skojarzenie z gumnem stalo sie jeszcze bardziej natretne. Jednak skoro tylko ruszyli, wszystko powoli wrocilo do normy i nawet zwierzeta zajely sie spokojnie swa pasza. Rzeski wiatr nie tylko wypelnil zagiel, ale rozwial takze dobywajacy sie z pokladu fetor. Powietrze na rufie stalo sie swieze i czyste. Dziob statku prul dlugie fale. Spieniona woda z sykiem przemykala wzdluz burt. Knorr, pedzony po morzu lekko jak piorko, byl rzeczywiscie wspanialym, praktycznym i w kazdym calu dobrze pomyslanym statkiem.
— Lad wyglada dobrze — stwierdzil Ottar, lekko popychajac rudel i wskazal wolna reka zblizajacy sie brzeg, na ktorym widac bylo wylaniajace sie wysokie drzewa i skrawki laki.
— Poczekaj, az oplyniemy przyladek — odparl Barney. — Tam jest jeszcze ladniej.
Mijali wlasnie lezaca u wylotu zatoki wyspe, gdy zwierzeta poczuly aromat swiezej trawy i wszczely halas. Spetany i przytroczony do burty byk szarpnal trzymajacym go lancuchem i zaryczal donosnie. Kobiety krzyczaly z radosci. Mezczyzni zaintonowali jakas piesn. Podroz zblizala sie do konca, ladowanie zapowiadalo sie pomyslnie. Nawet Barney odczul cos w rodzaju radosnego podniecenia, gdy otworzyl sie przed nim widok na Epaves Bay, na wysokie drzewa, siegajace ze wzgorz az po blekit nieba i na wiosenna zielen trawy, pokrywajacej lake po obydwu brzegach strumienia. Ciemna sylwetka kamerzysty i stojacy na wzgorzu jeep przypomnialy mu jednak o filmie. Skulil sie za burta i staral sie pozostac poza zasiegiem kamery dopoki nie wlozyl na glowe rogatego, normanskiego helmu, ktory wisial przywiazany rzemieniem do jednej z wystajacych belek. Dopiero wtedy uniosl sie na tyle, by moc byc dostrzezonym z brzegu.
Ottar wprowadzil sunacy cala szybkoscia okret do ujscia strumienia, a wszyscy na pokladzie pokrzykiwali glosno z emocji. Knorr zazgrzytal o piaszczyste loze rzeczki, wzniosl sie na fali, posunal jeszcze troche do przodu, ponownie dosiegnal dna i z drzeniem kadluba stanal. Nie troszczac sie nawet o to, by opuscic zagiel, cala zaloga i pasazerowie wyskoczyli na brzeg, smiejac sie z radosci i brnac przez strumien ku okalajacej go lace. Ottar zerwal pelna garsc wysokiej po kolana trawy, powachal ja, po czym rozgryzl kilka pedow. Inni tarzali sie po ziemi doznajac niewyslowionej wrecz rozkoszy przebywania na stalym ladzie po wielu dniach spedzonych na pokladzie statku.
— Wspaniale! — wrzeszczal Barney. — Absolutnie wspaniale! Ladowanie w Winlandzie po wielu miesiacach na morzu — pierwsi osadnicy w Nowym Swiecie! Cudowne zdjecia! Wielkie, historyczne zdjecia!
Przepchnal sie pomiedzy podnieconymi zwierzetami i wdrapal na rufe, skad zaczal machac w kierunku kamery w zapraszajacym gescie.
— Wystarczy! — krzyknal. — Chodzcie tutaj.
Stal za daleko, by mogli go uslyszec, lecz wymowa gestow byla jednoznaczna. Gino uniosl sie zza kamery i machnal reka w jego strone, po czym zaczal pakowac sprzet do jeepa. W pare minut pozniej samochod pedzil juz po piaszczystym brzegu. Barney zeskoczyl z pokladu i wybiegl mu na spotkanie.
— Zatrzymaj sie — krzyknal do siedzacego za kierownica Dallasa. — Wykrec i ustaw sie na brzegu tutaj, dokladnie naprzeciw strumienia. Ty, Gino, ustaw kamere na dachu, tak, bys mogl sfilmowac wszystko od czola. Ladujacy statek, ludzi biegnacych wprost na kamere i rozbiegajacych sie potem na boki.
— Absolutnie rewelacyjne zdjecia — powiedzial Gino. — Sposob w jaki opuszczali statek! Daj mi dziesiec minut.
— Masz je! Zreszta ustawienie ich z powrotem do zdjec potrwa znacznie dluzej. Stoj! — zatrzymal Dallasa, ktory zamierzal wlasnie zawrocic jeepa. — Potrzebna mi twoja butelka.
— Jaka butelka? — szeroko otwarte oczy Dallasa wyrazaly dziewicza niewinnosc.
— Ta, ktora masz zawsze przy sobie, dawaj ja. To tylko pozyczka, zwroce ci ja pozniej.
Kaskader z wyrazna niechecia wydobyl spod siedzenia oprozniona w jednej czwartej butelki whisky z czarna nalepka.
— No tak — stwierdzil Barney lodowato. — Dobrales sie do moich prywatnych zapasow.
— Tylko przez przypadek. Skonczyla mi sie… odkupie…
— A ja myslalem, ze mam jedyny klucz do tego towaru. Oto czego uczy ludzi wojsko. Zjezdzaj! Wsunal butelke do kieszeni marynarki i ruszyl w strone Ottara, ktory kleczal nad strumieniem i siorbal wody ze zlozonych w kubek dloni.
— Kaz im wracac z powrotem na poklad — zaproponowal mu Barney. — Chcemy nakrecic ladowanie jeszcze raz. Z bliska.
Ottar spojrzal na niego, w oslupieniu zamrugal oczami i wierzchem dloni otarl wode splywajaca po dlugiej brodzie.
— O czym mowisz, Barney? Kazdy szczesliwy, ze jest w powrotem na ladzie. Nie zechca wracac na statek.
— Zechca, jezeli im tak kazesz.
— Dlaczego mam im tak kazac? Glupi pomysl.
— Rozkazesz im, poniewaz znowu jestes w pracy. Tu jest troche wynagrodzenia — podal butelke Ottarowi, ktory usmiechnal sie szeroko i uniosl ja do ust.
W trakcie picia Barneyowi udalo sie przekonac go ostatecznie. Zapedzenie wszystkich z powrotem na statek nie bylo zadaniem prostym, nawet dla Ottara. W koncu stracil on panowanie nad soba — co zreszta przychodzilo mu bez wiekszego trudu — ciosem w piers powalil na piasek jednego z oponentow, po czym kopniakami skierowal we wlasciwym kierunku dwie stojace najblizej kobiety. Po tych zabiegach, aczkolwiek nie bez mamrotania pod nosem i glosnych skarg, reszta wdrapala sie na poklad i poczela wyciagac wiosla z dulek. Wysilki, wlozone w spuszczenie knorra na otwarta wode, usmierzyly resztki tlacego sie buntu.
Gdy tylko wyladowano kamere, Barney pchnal galopem samochod z powrotem do obozu. Jeep wrocil, zanim statek zdazyl wykonac zwrot i postawic glowny zagiel. Tylne siedzenie wozu wypelnione bylo po brzegi kartonami piwa, skrzynkami sera i puszkowana szynka.
— Wywal to jakies dziesiec jardow za kamera — nakazal Barney — i uloz na kupe, dosc wysoka, by byla widoczna ze statku. Otworz szynke, zeby wiedzieli co to jest i daj mi jedna puszke szynki i piwo.
— Nadplywaja — dobiegi go glos Gina. — Niebywale! Absolutnie fantastyczne!
Wielki, prostokatny zagiel unosil sie niemal nad knorrem, ktory z pelna szybkoscia prul wody zatoki i wsrod rozbryzgow spienionych fal sterowal prosto ku ujsciu strumienia. Barney nie byl zupelnie pewien czy entuzjazm zeglarzy utrzyma sie rowniez podczas drugiego ladowania, zdecydowany byl jednak nie zaprzepascic zadnej szans.
— Ol! — wrzasnal, wkladajac w ten okrzyk cala sile pluc. — Svinakjot, ol ok ostr! (Piwo… Szynka, piwo, ser)
Zrozumieli. Po prawie trzech tygodniach zycia o suchym prowiancie — sucharach i solonej rybie rykneli z entuzjazmu. Ich reakcja byla rownie dobra, a moze nawet lepsza niz za pierwszym razem. Walczyli, by wydostac