– Chwileczke – powiedzial Reacher.
Blysk zdziwienia w jej oczach. Nie wiedzial dlaczego
Milo mi cie poznac, Jimmy Reese.
– Ta dziewczyna mnie szukala – powiedzial. – Nie
przypadkowego samotnego faceta.
– Naprawde?
Skinal glowa.
– Zapytala, jak sie nazywam. Powiedzialem, ze Jimmy Reese. To na moment zbilo ja z tropu. Byla wyraznie zaskoczona. Jakby chciala powiedziec: Ktos przed chwila mi mowil, ze ty jestes Jack Reacher, a nie Jimmy Reese. Zamilkla, ale zaraz doszla do siebie.
– Pierwsze litery sa takie same. Jimmy Reese, Jack Reacher. Ludzie czesto tak robia.
– Byla bystra – powiedzial. – Wcale nie taka glupia, na jaka wygladala. Ktos jej mnie wskazal i nie dala sie zwiesc. Jack Reacher mial oberwac dzis wieczorem, a ona miala tego dopilnowac.
– Kim oni byli?
– A kto zna moje nazwisko?
– Policja. Dopiero co tu przyjechales.
Reacher tego nie skomentowal.
– No co? – nalegala Helen. – Policjanci? Chcieli bronic swojej sprawy?
– Nie przyjechalem tu atakowac ich sprawy.
– Jednak oni o tym nie wiedza. Mysla, ze przyjechales tu wlasnie po to.
– Ta sprawa nie potrzebuje takiej obrony. Jest murowana. A ponadto nie wygladali na policjantow.
– A kto jeszcze jest zainteresowany?
– Rosemary Barr. Jest zainteresowana. Zna moje nazwisko. I wie, dlaczego tu jestem.
– To smieszne – orzekla Helen.
Reacher milczal.
– To smieszne – powtorzyla. – Rosemary Barr to zwyczajna myszowata sekretarka. Nie wymyslilaby czegos takiego. Nie wiedzialaby, jak to zrobic. Nigdy w zyciu.
– To byla czysta amatorszczyzna.
– W porownaniu z czym? Tamtych bylo pieciu. Na wiekszosc facetow by wystarczylo.
Reacher znow nic nie powiedzial.
– Rosemary Barr byla w szpitalu – ciagnela Helen. – Poszla do niego po naradzie w moim biurze, siedziala tam przez wiekszosc popoludnia i zaloze sie, ze wciaz tam jest. Poniewaz jej brat odzyskuje przytomnosc. Ona chce byc przy nim.
– Zaklad o dziesiec dolcow, ze ma telefon komorkowy.
– Na intensywnej terapii nie mozna uzywac komorek. Powoduja zaklocenia.
– No to z automatu.
Jest zbyt zajeta.
– Ratowaniem brata.
Teraz Helen Rodin nie odpowiedziala.
– To twoja klientka – rzekl Reacher. – Jestes pewna swojej bezstronnosci?
– Nie myslisz jasno. James Barr prosil, zeby cie sprowadzic. Chcial, zebys tu byl. Tak wiec jego siostra rowniez sobie tego zyczy. Chce, zebys zostal tutaj, dopoki nie wyjasni sie, w jaki
sposob mozesz mu pomoc. I jest pewna, ze mozesz pomoc, bo czy w innym wypadku brat prosilby, zeby cie tu sciagnac? Reacher milczal.
– Przyjmij to do wiadomosci – powiedziala Helen. – To
nie byla Rosemary Barr. W jej najlepszym interesie lezy, zebys
byl tutaj, caly, zdrowy i przytomny.
Pociagnal dlugi lyk piwa. Potem kiwnal glowa.
– Najwidoczniej ktos szedl za mna dzis do tego baru. Od tego hotelu. Zatem bylem sledzony od lunchu. Jesli Rosemary zaraz po naradzie poszla do szpitala, nie miala czasu, aby to zorganizowac.
– Czyli wracamy do kogos, kto uwaza, ze mozesz podwazyc dowody. Dlaczego nie policja? Policjanci mogli cie sledzic. Jest ich wielu i maja radiostacje.
– Policjanci stawiaja czolo klopotom. Nie wyreczaja sie dziewczynami.
– Ona tez mogla byc policjantka.
Reacher pokrecil glowa.
– Za mloda. Zbyt roztrzepana. Za dlugie wlosy.
Helen wyjela z torebki dlugopis i napisala cos na serwetce. Podsunela mu ja.
– To moj numer telefonu komorkowego – powiedziala. – Moze ci sie przydac.
– Nie sadze, zeby ktos chcial dochodzic ode mnie odszkodowania.
– Nie tego sie obawiam. Boje sie, ze mozesz zostac aresztowany. Nawet jesli to nie byla sprawka policjantow, mogli zajrzec do tego baru. Mogl ich wezwac wlasciciel. Albo szpital. Bo ci trzej chlopcy na pewno wyladowali w szpitalu. A dziewczyna zna teraz twoje przybrane nazwisko. Tak wiec mozesz miec klopoty. Gdybys mial, wysluchaj, jak odczytaja ci prawa, a potem zadzwon do mnie.
Reacher usmiechnal sie.
– Uganiasz sie za praca?
– Pilnuje cie.
Reacher podniosl serwetke. Schowal ja do tylnej kieszeni spodni.
– W porzadku – powiedzial. – Dzieki.
– Wciaz zamierzasz jutro wyjechac?
– Jeszcze nie wiem. Moze zostane i zastanowie sie, dlaczego ktos mialby uciekac sie do uzycia przemocy w obronie stuprocentowo pewnej sprawy.
Siedzac w swoim samochodzie, Grigor Linsky zadzwonil z telefonu komorkowego do Zeka.
– Nie udalo sie im – powiedzial. – Bardzo mi przykro.
Zek nic nie powiedzial, co bylo gorsze od gniewnej tyrady.
– Nie polacza ich z nami – rzekl Linsky.
– Dopilnujesz tego?
– Oczywiscie.
Zek zamilkl.
– Nic sie nie stalo – powiedzial Linsky.
– Chyba ze sprowokowalismy tego zolnierza – rzekl Zek. – Wtedy moze byc zle. Nawet bardzo zle. W koncu jest przyjacielem Jamesa Barra. Ten fakt rodzi pewne konsekwencje. Pokaz mu sie jeszcze raz. Niewielki nacisk moze pomoc. Jednak potem juz mu sie nie pokazuj.
– Tylko co?
– Kontroluj sytuacje – powiedzial Zek. – Musimy miec absolutna pewnosc, ze nie zmieni sie ze zlej na jeszcze gorsza.
Reacher odprowadzil Helen Rodin do taksowki, a potem poszedl na gore do swojego pokoju. Zdjal koszule, wrzucil ja do umywalki w lazience i namoczyl w zimnej wodzie. Nie chcial plam krwi na jednodniowej koszuli. Na