miejscach, gdzie ziemi jest mnostwo, a spryskiwaczy nie.

Przejechal jeszcze cztery mile wsrod pol, mijajac pol tuzina bocznych drog ze stojacymi przy nich skrzynkami na listy. Na skrzynkach byly numery, a drozki odchodzily na zachod lub na wschod, do niewielkich gospodarstw, znajdujacych sie dwiescie jardow od szosy. Patrzyl na te numery i zwolnil przed domem Olivera. Przy drozce stala skrzynka pocztowa, niczym nierozniaca sie od innych, na slupku z dwoch ulozonych jeden

na drugim betonowych bloczkow. Numer byl namalowany biala farba na prostokatnym kawalku splowialej od deszczu dykty, przymocowanej drutem do betonu. Drozka byla waska: dwie» blotniste koleiny i porosniety chwastami garb posrodku. W blocie pozostaly wyraznie odcisniete slady opon. Nowe ogumienie, szerokie, agresywne, duzej furgonetki. Na pewno nie kupione w sklepie za 99 $.

Reacher skrecil i toyota zaczela podskakiwac na wybojach. Na koncu drozki widzial drewniany domek, za nim stodole i czysty czerwony pick-up. Samochod stal przodem do wyjazdu i mial masywna, chromowana kratownice chlodnicy. Dodge ram, pomyslal Reacher. Zaparkowal przed nim i wysiadl. Dom i stodola mialy ze sto lat, ale samochod najwyzej miesiac. Dodge mial potezny silnik, obszerna kabine, naped na cztery kola i olbrzymie opony. Zapewne byl wart wiecej niz dom, ktory wygladal na zaniedbany i mogl przetrzymac najwyzej te jedna zime. Stodola byla w niewiele lepszym stanie. Jednak miala nowe zelazne zawiasy i zostala zamknieta na kiepska klodke.

Wokol panowala cisza, ktora zaklocal tylko szmer kropel wody, tryskajacych z leniwie obracajacych sie w oddali opryskiwaczy. Nikogo. Zadnego ruchu na drodze. Zadnego szczekania psow. Powietrze bylo nieruchome, przesycone ostrym zapachem nawozu i ziemi. Reacher podszedl do drzwi frontowych i dwukrotnie uderzyl w nie otwarta dlonia. Zadnej reakcji. Sprobowal jeszcze raz. Brak reakcji. Przeszedl na tyly domu i znalazl tam kobiete na bujanym fotelu. Byla chuda, z cera jak rzemien, w spranej bawelnianej sukience. W reku trzymala butelke z jakims zlocistym plynem. Zapewne miala piecdziesiat lat, ale rownie dobrze mozna jej bylo dac siedemdziesiat lub czterdziesci – gdyby wziela kapiel i przespala kilka godzin. Jedna noge podwinela pod siebie, a druga kolysala fotel. Byla boso.

– Czego pan chce? – spytala.

– Jeba – odparl Reacher.

– Nie ma go tu.

– W pracy tez.

– Wiem.

– Zatem gdzie jest?

– Skad mam wiedziec?

– Jest pani jego matka?

– Tak, jestem. Mysli pan, ze go ukrywam? To niech pan szuka.

Reacher nic nie powiedzial. Kobieta patrzyla na niego i kolysala sie na fotelu, do przodu i do tylu, do przodu i do tylu. Butelka bezpiecznie spoczywala na podolku.

– Nalegam – powiedziala kobieta. – Mowie serio. Niech pan przeszuka ten przeklety dom.

– Wierze pani na slowo.

– Dlaczego?

– Poniewaz skoro namawia mnie pani do przeszukania domu, to oznacza, ze Jeba tu nie ma.

– Jak powiedzialam. Nie ma go tu.

– A w stodole?

– Jest zamknieta z zewnatrz. Jest do niej tylko jeden klucz i to on go ma.

Reacher patrzyl i milczal.

– Poszedl sobie – powiedziala kobieta. – Zniknal.

– Zniknal?

– Mam nadzieje, ze tylko chwilowo.

– Czy to jego samochod?

Kobieta kiwnela glowa. Pociagnela lyczek z butelki.

– Poszedl pieszo? – dociekal Reacher.

– Ktos go podwiozl. Jakis znajomy.

– Kiedy?

– Wczoraj poznym wieczorem.

– Dokad?

– Nie mam pojecia.

– Niech pani sprobuje zgadnac.

Kobieta wzruszyla ramionami, zakolysala fotelem, pociagnela lyk.

– Pewnie daleko stad – powiedziala. – Wszedzie ma

znajomych. Moze do Kalifornii lub Arizony. Albo do Teksasu.

Albo Meksyku.

– To byla zaplanowana podroz? – zapytal Reacher.

Kobieta otarla szyjke butelki rabkiem sukni i podala ja Reacherowi. Odmownie pokrecil glowa. Usiadl na stopniu ganku. Stare deski zaskrzypialy pod jego ciezarem. Fotel kolysal sie, do przodu i do tylu. Bylo niemal zupelnie cicho. Prawie, ale nie calkiem. Kazdemu wychyleniu fotela towarzyszyl cichy zgrzyt, a potem skrzypniecie desek ganku. Reacher poczul stechly zapach poduszek i won taniej whisky.

– Karty na stol, kimkolwiek jestes, do diabla – rzekla kobieta. – Jeb utykal, kiedy wczoraj wieczorem wrocil do domu. Mial rozbity nos. Domyslam sie, ze to pan mu go rozbil.

– Dlaczego?

– A kto inny moglby go szukac? Domyslam sie, ze zaczal cos, czego nie potrafil skonczyc.

Nic nie powiedzial.

– Tak wiec uciekl – mruknela kobieta. – Cipa.

– Dzwonil do kogos wieczorem? Albo ktos do niego?

– Skad mam wiedziec? Dzwoni tysiac razy dziennie i odbiera tysiac telefonow. Komorka to najwazniejsza rzecz w jego zyciu. Poza samochodem.

– Widziala pani, z kim odjechal?

– Z jakims facetem. Czekal na niego na szosie. Nie podjechal pod dom. Niewiele widzialam. Bylo ciemno. Biale swiatla z przodu, czerwone z tylu, jak kazdy samochod.

Reacher kiwnal glowa. W blocie zostaly tylko jedne slady opon – duzego pick-upa. Woz czekajacy na szosie to prawdopodobnie zwykly samochod osobowy, majacy za niskie zawieszenie, zeby jezdzic po polnych drogach.

– Powiedzial, jak dlugo go nie bedzie? Kobieta tylko pokrecila glowa.

– Bal sie czegos?

– Byl znuzony. Oklapniety.

Oklapniety. Jak ruda dziewczyna ze sklepu z czesciami samochodowymi.

– W porzadku – powiedzial Reacher. – Dziekuje.

– Teraz pan sobie pojdzie?

– Tak – odparl Reacher.

Wrocil ta sama droga, ktora przyszedl, sluchajac poskrzypywania fotela i szmeru kropel wody. Tylem dojechal az do szosy, zawrocil i pojechal na poludnie.

***

Postawil toyote obok chevroleta i wszedl do sklepu. Gary wciaz tkwil za kontuarem. Reacher zignorowal go i poszedl prosto do drzwi z napisem Wstep wzbroniony. Ruda nadal siedziala przy biurku. Prawie skonczyla sprawdzac zamowienia. Kupka po prawej byla wysoka, a po lewej lezalo tylko jedno zamowienie. Nic z nim nie robila. Siedziala wygodnie wyciagnieta w fotelu, nie chcac konczyc, bo wowczas musialaby wrocic do glownej sali. Albo do Gary'ego.

Вы читаете Jednym strzalem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату