Alan Danuta poruszyl sie na krzesle.
– Jest inne rozwiazanie – powiedzial. – Niezbyt atrakcyjne pod wzgledem prawnym, ale jest.
– Jakie? – spytala Helen.
– Dac pani ojcu tego, ktory pociagal za sznurki. W tych okolicznosciach pol kromki jest lepsze niz nic. A ten, kto pociagal za sznurki, to i tak gratka.
– Czy on na to pojdzie?
– Zakladam, ze zna go pani lepiej niz ja. Jednak bylby glupcem, gdyby nie poszedl. Ma przed soba co najmniej trzy lata procesow apelacyjnych, zanim zdola postawic Barra przed sadem. A kazdy prokurator, ktory jest cos wart, chce zlowic wieksza rybe.
Helen znowu zerknela na Reachera.
– Istnienie tego zakulisowego manipulatora to tylko teoria – powiedziala. – Nie mamy niczego, co mozna by nazwac
dowodem.
– Wybor nalezy do pani – rzekl Danuta. – Jednak tak czy inaczej, nie moze pani pozwolic, zeby Barr stanal przed sadem.
– Nie wszystko naraz – odparla Helen. – Zobaczymy, co powie doktor Mason.
Doktor Mason wrocila dwadziescia minut pozniej. Reacher obserwowal, jak szla. Dlugi krok i blysk w oczach powiedzialy mu, ze doszla do konkretnych wnioskow. Nie dostrzegl cienia watpliwosci. Zadnej niepewnosci. Zupelnie. Usiadla i wygladzila spodnice.
– Trwala amnezja wsteczna – powiedziala. – Najzupelniej prawdziwa. Jeden z najbardziej oczywistych przypadkow, z jakimi mialam do czynienia.
– Jaki okres obejmuje? – zapytal Niebuhr.
– Dowiemy sie z tabeli rozgrywek pierwszej ligi – powiedziala. – Ostatnia rzecza, jaka pamieta, to mecz Cardinals. Jednak zaloze sie, ze co najmniej ostatni tydzien, liczac od wczoraj.
– Zatem takze piatek – powiedziala Helen.
– Obawiam sie, ze tak.
– W porzadku – rzekl Danuta. – To jest to.
– Swietnie – podsumowala Helen.
Wstala, a pozostali poszli za jej przykladem i wszyscy staneli twarzami w kierunku wyjscia. Reacher nie wiedzial, czy zrobili to swiadomie, czy nie. Jednak nie ulegalo watpliwosci, ze Barra zostawili za soba doslownie i w przenosni. Z czlowieka stal sie przypadkiem medycznym i problemem prawnym.
– Idzcie – powiedzial Reacher.
– Zostajesz tu? – spytala Helen.
Reacher kiwnal glowa.
– Zamierzam zajrzec do mojego starego kumpla – powiedzial.
– Dlaczego?
– Nie widzialem go czternascie lat.
Helen odeszla od pozostalych i stanela tuz przy nim.
– Powiedz dlaczego?
– Nie martw sie. Nie zamierzam odlaczyc go od aparatury.
– Mam nadzieje.
– Nie boj sie. Nie mialbym alibi, no nie?
Przez chwile nie ruszala sie. Milczala. Potem wrocila do pozostalych. Wszyscy wyszli razem. Reacher patrzyl, jak mijaja sluze bezpieczenstwa i gdy tylko przeszli przez stalowe drzwi i znalezli sie w holu, odwrocil sie i poszedl korytarzem do drzwi pokoju Jamesa Barra. Nie zapukal. Tylko zwolnil kroku, przekrecil klamke i wszedl do srodka.
7
W pokoju bylo tak goraco, ze mozna by w nim piec kurczaki. Szerokie okno zaslanialy biale zaluzje. Slonce przeswiecalo przez nie i wypelnialo pokoj miekkim bialym swiatlem. Wszedzie stala aparatura medyczna: milczacy, odlaczony respirator; statyw kroplowki i monitory pracy serca. Rurki, woreczki i kable.
Barr lezal na wznak na lozku stojacym posrodku pomieszczenia. Bez poduszki. Z glowa umieszczona w uchwycie i gladko ogolona. Opatrunki zaslanialy otwory, ktore wycieto mu w czaszce. Lewa reke mial owinieta bandazem az do lokcia. Prawe ramie nagie i odsloniete. Pod blada i cienka skora widac bylo siatke naczyn krwionosnych. Piers i boki rowniez mial zabandazowane. Podwinieta koldra siegala mu zaledwie do pasa. Rece mial wyprostowane i przykute kajdankami do ramy lozka. Igle kroplowki wbita w grzbiet lewej dloni. Na srodkowym palcu prawej klamerke, polaczona szarym przewodem z jakas skrzynka. Spod bandazy na piersi wychodzily czerwone kable, biegnace do aparatu z ekranem. Na ekranie byl widoczny wykres, ktory przypominal Reacherowi dostarczony przez operatora telefonii komorkowej zapis strzalow. Ostre sygnaly i dlugie fale. Maszyna popiskiwala za kazdym razem, gdy na ekranie pojawial sie sygnal.
– Kto tam? – zapytal Barr.
Glos mial slaby i chrapliwy, rozwlekly. Wystraszony.
– Kto tam? – zapytal ponownie.
Unieruchomiona glowa zawezala mu pole widzenia. Poruszal oczami na prawo i na lewo, w gore i w dol.
Reacher podszedl blizej. Pochylil sie w milczeniu nad lozkiem.
– To ty – rzekl Barr.
– Ja – potwierdzil Reacher.
– Dlaczego?
– Wiesz dlaczego.
Prawa reka Barra zaczela drzec. Ten ruch sprawil, ze zakolysal sie przewod polaczony z klamerka. Kajdanki z cichym szczekiem stuknely o metalowa rame lozka.
– Chyba cie zawiodlem – powiedzial.
– Chyba tak.
Reacher patrzyl mu w oczy, poniewaz byly jedyna czescia ciala, ktora Barr mogl poruszac. Mozna bylo zapomniec o mowie ciala. Glowe mial unieruchomiona, a reszte ciala zabandazowana jak mumia.
– Nic nie pamietam – oznajmil Barr.
– Na pewno?
– Zupelna pustka.
– Wiesz, co ci zrobie, jezeli wciskasz mi kit?
– Moge sie domyslic.
– Pomnoz to przez trzy.
– Nie wciskam kitu – powiedzial Barr. – Po prostu nic
nie pamietam.
Jego glos byl cichy, bezradny, zmieszany. Nie bronil sie, nie skarzyl. Nie szukal wymowek. Po prostu stwierdzal fakt.
– Opowiedz mi o meczu – polecil Reacher.
– Byl w radiu.
– Nie w telewizji?
– Wole radio – rzekl Barr. – Przez wzglad na dawne czasy. Zawsze go sluchalismy, kiedy bylem dzieckiem. Radia, audycji z St Louis. Z tak daleka. W letnie i cieple wieczory sluchalismy sprawozdan z meczow.