rzecz, czy Barr pamieta dzien, w ktorym popelnil te zbrodnie. Chodzi o to, czy rozumie swoja sytuacje, teraz, dzisiaj, i czy mamy wystarczajacy material dowodowy, zeby skazac go bez jego przyznania sie do winy.
– Powiedzialbym, ze mamy.
– Ja tez.
– Jednak Helen musi to przelknac. Musi sie zgodzic. Tymczasem ten facet przez caly czas stoi nad nia i miesza jej w glowie. Znam ja. Nie odpusci, dopoki facet nie zniknie z horyzontu.
– Nie wiem, co moglbym zrobic.
– Chce, zebys go zamknal.
– Nie moge – odparl Emerson. – Nie bez zadnych zarzutow.
Rodin zamilkl.
– No coz, miej go na oku – powiedzial. – Jesli choc splunie na chodnik, zamknij go i zrob z nim cos.
– To nie Dziki Zachod. Nie moge wypedzic go z miasta.
– Wystarczy aresztowanie. Musimy jakos uwolnic Helen spod jego wplywu. On popycha ja do robienia tego, czego ona wcale nie chce robic. Znam ja. Jesli zostanie sama, na pewno odpusci sprawe Barra.
Wracajac samochodem, Linsky byl obolaly. Godzina na nogach – tylko tyle mogl zniesc. Dawno temu wszystkie kosci kregoslupa metodycznie porozbijano mu mlotkiem o okraglej glowce, jeden po drugim, poczynajac od kosci ogonowej i powoli przesuwajac sie wyzej. Pozwalano, by poprzednia sie zrosla, zanim rozbito nastepna. A kiedy zagoila sie ostatnia, zaczynano od nowa. Nazywali to grana ksylofonie. Cwiczeniem gam. W koncu stracil rachube gam, ktore na nim odegrali.
Jednak nigdy o tym nie mowil. Zekowi przydarzyly sie gorsze rzeczy.
Fotele cadillaca byly miekkie, wiec Linsky wsiadl do niego
z ulga. Samochod mial cichy silnik, miekkie amortyzatory i dobre radio. Cadillaki byly jedna z tych rzeczy, ktore czynily Ameryke takim przyjemnym miejscem, razem z ufnymi mieszkancami i nieporadna policja. Linsky mieszkal w kilku roznych krajach i nie mial zadnych watpliwosci, ktory z nich jest najlepszy. W innych chodzil, biegal lub pelzal w blocie albo ciagnal wozki lub sanie. Tutaj jezdzil cadillakiem.
Pojechal nim do domu Zeka, ktory znajdowal sie osiem mil na polnocny zachod od miasta, obok jego wytworni kruszywa. Powstala tu przed czterdziestoma laty, na bogatym zlozu wapienia, ktory odkryto na terenie farmy. Sam dom byl okazala rezydencja, zbudowana ponad sto lat temu dla bogatego handlarza suszonych owocow, kiedy krajobraz byl jeszcze nietkniety. Burzuazyjna i afektowana, byla wygodna niczym cadillac. A przede wszystkim stala na srodku wieloakrowej rowniny. Kiedys rozciagaly sie tu piekne ogrody, ale Zek kazal sciac wszystkie drzewa i wykarczowac zarosla, zeby stworzyc zupelnie rowny i odsloniety teren. Nie bylo ogrodzenia, bo czy Zek umialby przezyc jeszcze jeden dzien za drutami? Z tego samego powodu w domu nie bylo zamkow, rygli ani krat. To byl prezent, jaki Zek zrobil samemu sobie. Jednak na swoj sposob bylo to rowniez doskonale zabezpieczenie. Wokol domu rozmieszczono kamery. Nikt nie zdolalby zblizyc sie tu niepostrzezenie. W dzien goscie byli wyraznie widoczni co najmniej z dwustu jardow, a po zmroku noktowizory pozwalaly ich dostrzec z niewiele mniejszej odleglosci.
Linsky zaparkowal i wygramolil sie z samochodu. Noc byla cicha. Kruszarnia konczyla prace o siodmej wieczorem, po czym do switu stala ponura i cicha. Linsky zerknal w jej kierunku i poszedl w strone domu. Drzwi frontowe otwarly sie, zanim do nich doszedl. W prostokacie cieplego swiatla pojawil sie Vladimir, ktory wyszedl mu na spotkanie, co oznaczalo, ze Chenko tez jest na gorze. A to oznaczalo, ze Zek zebral swoich najlepszych ludzi, czyli byl zaniepokojony.
Linsky nabral tchu, ale bez wahania wszedl do srodka. W koncu, czy ktos mogl mu zrobic cos, czego jeszcze mu nie zrobiono? Z Vladimirem i Chenka bylo inaczej, ale dla ludzi
majacych lata i doswiadczenia Linsky'ego nie bylo juz rzeczy przechodzacych ludzkie wyobrazenie.
Vladimir sie nie odezwal. Tylko zamknal drzwi i poszedl za Linskym na gore. Dom byl dwupietrowy. Parter wykorzystywano wylacznie jako punkt obserwacyjny. Wszystkie pomieszczenia byly calkiem puste, poza jednym pokojem, w ktorym na dlugim stole staly cztery monitory, ukazujace szerokokatne obrazy z kamer rozmieszczonych wokol domu. Z pewnoscia siedzial przy nich Sokolov. Albo Raskin. Zmieniali sie co dwanascie godzin. Na pietrze znajdowala sie kuchnia, jadalnia, salon i biuro. Na drugim sypialnie i lazienki. Wszystkie interesy zalatwiano na pierwszym pietrze. Linsky uslyszal dobiegajacy z salonu glos Zeka, ktory go wzywal. Wszedl bez pukania. Zek siedzial na fotelu, trzymajac w dloniach kieliszek wina. Chenko wyciagnal sie na sofie. Vladimir wcisnal sie do srodka za Linskym i usiadl obok Chenki. Linsky stal i czekal.
– Siadaj, Grigorze – powiedzial Zek. – Nikt sie na ciebie
nie gniewa. To byla wina chlopca.
Linsky kiwnal glowa i usiadl na fotelu, troche blizej Zeka niz Chenko. Takie ustawienie odzwierciedlalo hierarchie. Zek byl osiemdziesieciolatkiem, a Linsky po szescdziesiatce. Chenko i Vladimir mieli po czterdziesci kilka lat, niewatpliwie wazni, ale stosunkowo mlodzi. Nie przezyli tego co Zek i Linsky. Nawet w przyblizeniu.
– Herbaty? – zapytal Zek po rosyjsku.
– Prosze – powiedzial Linsky.
– Chenko – powiedzial Zek. – Przynies Grigorowi szklanke herbaty.
Linsky usmiechnal sie w duchu. Fakt, ze Chenko mial mu podac herbate, mial niezwykle doniosle znaczenie. Zauwazyl tez, ze Chenko chetnie wykonal to polecenie. Podniosl sie z kanapy, poszedl do kuchni i wrocil ze szklanka herbaty na srebrnej tacce. Chenko byl bardzo malym mezczyzna, niskim, zylastym, bez grama tluszczu. Mial szczeciniaste czarne wlosy, sterczace na wszystkie strony, mimo ze byly krotko sciete. Vladimir stanowil jego przeciwienstwo. Byl bardzo wysoki, mocno zbudowany i jasnowlosy. Niewiarygodnie silny. Bardzo
mozliwe, ze mial w sobie jakies niemieckie geny. Moze jego babka zalapala je w 1941 roku, jak zarazki.
– Rozmawialismy – powiedzial Zek.
– I? – spytal Linsky.
– Musimy pogodzic sie z faktem, ze popelnilismy blad. Tylko jeden, ale moze okazac sie klopotliwy.
– Slupek – mruknal Linsky.
– Na filmie nie ma Barra ustawiajacego ten slupek – powiedzial Zek.
– Nie ma.
– Czy to bedzie problem?
– A twoim zdaniem? – zapytal uprzejmie Linsky.
– Znaczenie tego faktu zalezy od obserwatora – odparl Zek. – Detektyw Emerson i prokurator Rodin nie beda sie tym przejmowali. To drobny szczegol, ktorym nie zechca sie zajmowac. Bo i po co? Nie beda sami sobie rzucac klod pod nogi. A nie bylo jeszcze rownie stuprocentowej sprawy. Oni o tym wiedza. Dlatego uznaja, ze to nieistotny drobiazg. Moze nawet wmowia sobie, ze Barr posluzyl sie innym pojazdem.
– Ale?
– Ale fakt pozostaje faktem. Jesli zolnierz pojdzie tym sladem, moze na cos natrafic.
– Dowody obciazajace Barra sa niepodwazalne.
Zek skinal glowa.
– To prawda.
– Czy to im nie wystarczy?
– Z pewnoscia powinno. Jednak jest mozliwe, ze Barr juz
nie istnieje. Niejako osoba fizyczna mogaca ponosic odpowiedzialnosc prawna. Ma trwaly zanik pamieci. Byc moze Rodin nie
zdola postawic go przed sadem. Jesli tak, to bedzie bardzo
rozczarowany. Mozna oczekiwac, ze zacznie szukac nagrody
pocieszenia. A gdyby ta nagroda pocieszenia okazala sie cenniejszym trofeum od Barra, czy Rodin moglby z niej zrezygnowac?