i pokazal, gdzie jest pokoj numer osiem. Pokoj byl ciemny i troche wilgotny. Wezglowie lozka i zaslony na oknach wygladaly na elementy oryginalnego wyposazenia. Armatura lazienki rowniez. Jednak wszystko dzialalo, a drzwi dawaly sie zamknac.
Wzial krotki prysznic, po czym bardzo starannie zlozyl koszule oraz spodnie i umiescil je pod materacem. Tylko taki sposob prasowania uznawal. Rano rzeczy beda wygladaly
calkiem niezle. Starannie sie ogoli, wezmie prysznic i po sniadaniu pojdzie do fryzjera. Nie chcial popsuc dobrych wspomnien, jakie mogla zachowac Hutton. Zakladajac, ze jakies zachowala.
Chenko zaparkowal na wschod od autostrady i razem z Vladimirem przeszedl pod wiaduktem. Przez nikogo niewidziani podeszli od tylu do budynku, w ktorym mieszkala dziewczyna. Trzymajac sie blisko muru, obeszli budynek i dotarli do jej drzwi. Chenko kazal Vladimirowi, zeby sie nie pokazywal. Potem delikatnie zapukal do drzwi. Brak reakcji wcale go nie zaskoczyl. Bylo pozno, wiec pewnie juz spala. Chenko zapukal ponownie, tym razem troche glosniej. I jeszcze raz, najglosniej jak smial. Zobaczyl zapalajace sie w oknie swiatlo. Uslyszal ciche szuranie w srodku, a potem jej glos przez szpare miedzy drzwiami a futryna.
– Kto tam? – zapytala.
– To ja – powiedzial.
– Czego chcesz?
– Musimy porozmawiac.
– Spalam.
– Przepraszam.
– Jest okropnie pozno.
– Wiem – rzekl Chenko. – Jednak to pilna sprawa. Chwila ciszy.
– Zaczekaj moment – powiedziala.
Chenko uslyszal, jak idzie do sypialni. Cisza. Po chwili wrocila. Otworzyla drzwi. Stanela w nich, zaciskajac szlafrok.
– O co chodzi? – zapytala.
– Musisz pojechac z nami – powiedzial Chenko.
Vladimir wyszedl z cienia.
– A on po co tu jest? – zapytala Sandy.
– Pomaga mi dzisiaj – odparl Chenko.
– Czego chcecie?
– Musisz pojechac z nami.
– W tym stroju? Nie moge.
– Slusznie – rzekl Chenko. – Musisz sie ubrac. Jak na randke.
– Na randke?
– Musisz wygladac naprawde super.
– Bede musiala wziac prysznic. I cos zrobic z wlosami.
– Mamy czas.
– Z kim ta randka?
– Musisz tylko sie pokazac. Jakbys szla na randke.
– O tej porze? Cale miasto spi.
– Niecale. Na przyklad my nie spimy.
– Ile dostane?
– Dwiescie – odparl Chenko. – Za pozna pore.
– Jak dlugo to potrwa?
– Tylko chwile. Musisz tylko gdzies sie pokazac.
– Sama nie wiem…
– Dwie setki za minute pracy to sporo.
– To nie bedzie minuta. Przygotowania zajma mi godzine.
– No to dwiescie piecdziesiat – kusil Chenko.
– W porzadku – powiedziala Sandy.
Chenko i Vladimir zaczekali w jej salonie, sluchajac odglosow zza cienkiej sciany, sluchajac, jak bierze prysznic, uzywa suszarki, wstrzymuje oddech, robiac makijaz, pstrykniec gumki od majtek, szelestu materialu na ciele. Chenko zauwazyl, ze Vladimir byl poruszony i spocony. Nie z powodu czekajacego go zadania, lecz obecnosci rozebranej kobiety w sasiednim pomieszczeniu. W pewnych sytuacjach na Vladimirze nie mozna bylo polegac. Chenko byl rad, ze przyjechal tu dopilnowac operacji. W przeciwnym razie plan z pewnoscia leglby w gruzach.
Po godzinie Sandy weszla do pokoju, wygladajac – jak mowia Amerykanie – jak milion dolarow. Wlozyla cienka czarna bluzke, niemal przezroczysta. Pod nia nosila czarny biustonosz, ktory formowal jej piersi w dwie idealne polkule. Obcisle czarne spodnie z nogawkami konczacymi sie tuz ponizej kolan. Bermudy? Rybaczki? Chenko nie byl pewien, jak takie
sie nazywaja. Na nogach miala czarne szpilki. Jasnoskora, rudowlosa i zielonooka, wygladala jak ze zdjecia w magazynie ilustrowanym.
Szkoda, pomyslal Chenko.
– Moja forsa? – zapytala Sandy.
– Potem – powiedzial Chenko. – Kiedy cie odwieziemy.
– Chce ja zobaczyc.
– Jest w samochodzie.
– To chodzmy ja zobaczyc – powiedziala Sandy.
Poszli gesiego. Chenko szedl pierwszy, Sandy za nim, a Vladimir zamykal pochod. Przeszli pod estakada autostrady. Samochod stal dokladnie naprzeciw nich. Byl zimny i mial zaparowane szyby. Nie bylo w nim pieniedzy. Zadnych. Chenko o tym wiedzial. Dlatego kiedy znalazl sie w odleglosci szesciu stop od wozu, przystanal i odwrocil sie. Skinal glowa do Vladimira.
– Teraz – powiedzial.
Vladimir wyciagnal prawa reke i polozyl ja od tylu na ramieniu Sandy. Odchylil jej gorna polowe ciala w bok, a lewa piescia uderzyl w prawa skron, nieco ponad i przed prawym uchem. To byl potworny cios. Morderczy. Jej glowa gwaltownie odskoczyla, nogi sie ugiely i osunela sie na ziemie jak ubranie zsuwajace sie z wieszaka.
Chenko przykucnal przy niej. Zaczekal, az znieruchomieje, a potem dotknal szyi, sprawdzajac puls. Nie bylo go.
– Zlamales jej kark – powiedzial.
Vladimir kiwnal glowa.
– To kwestia odpowiedniego punktu – rzekl. – Glowne uderzenie jest skierowane w bok, ale istotny jest rowniez lekki obrot. Tak wiec to wlasciwie nie jest lamanie. Raczej przerwanie kregow. Jak stryczkiem.
– Jak reka?
– Jutro bedzie bolec.
– Dobra robota.
– Staram sie.
Otworzyli samochod, podniesli podlokietnik na tylnym siedzeniu i polozyli tam cialo. Miejsca bylo dostatecznie duzo. Sandy byla niewysoka. Potem usiedli z przodu i odjechali.
Zatoczyli spory luk i podjechali do Metropole Palace od tylu. Omineli zatoczke ze stertami smieci i znalezli