dnia, tylko korzystajac z komputera. Hutton kazala zarezerwowac sobie pokoj. Ten ktos z pewnoscia chcial dobrze wykonac swoje zadanie, wiec najpierw obejrzal plan miasta i znalazl sad oraz droge dojazdowa z polnocy. Potem wybral dobry hotel w poblizu sadu. Z parkingiem dla wypozyczonego samochodu. Zapewne hotel nalezacy do sieci, gdzie po podaniu kodu funkcjonariusze dostaja znizke.
Marriott Suites, pomyslal Reacher. Tam sie skieruje. Zjedzie
z autostrady, skieruje sie na poludnie do miasta, skreci w lewo na wschod i juz jest na miejscu – trzy przecznice od sadu, mozna dojsc na piechote, sniadanie w cenie. Pracownik biura zapewne wydrukowal mapke sciagnieta z Internetu i podpial do planu podrozy. Staral sie. Hutton wlasnie tak dzialala na ludzi.
Zapamietal numer Marriotta i odlozyl ksiazke na miejsce. Potem poszedl do holu i zadzwonil z automatu telefonicznego.
– Chce potwierdzic rezerwacje – powiedzial.
– Nazwisko?
– Hutton.
– Tak, mamy pokoj. Apartament na jedna noc.
– Dziekuje – powiedzial Reacher i odlozyl sluchawke.
Przyleci wczesnym rejsem z Waszyngtonu. Po dwudziestu latach sluzby wstanie o piatej, w taksowce bedzie o szostej, a o siodmej na pokladzie samolotu. Najpozniej o dziewiatej bedzie w Indianapolis. O dziewiatej trzydziesci wyjdzie z biura Hertza. Jazda zajmie jej dwie i pol godziny. Przybedzie w poludnie. Za godzine.
Wyszedl z holu, przeszedl przez plac i skierowal sie na polnocny wschod, mijajac biuro werbunkowe i tyly gmachu sadu. Bez trudu znalazl Marriotta, zajal stolik w kawiarni i czekal.
Helen Rodin zadzwonila do Rosemary Barr. Nie zastala jej w pracy. Recepcjonistka byla tym najwyrazniej zaklopotana. Helen zadzwonila na numer domowy i Rosemary odebrala telefon po drugim dzwonku.
– Dali ci wolne? – zapytala Helen.
– Urlop bezplatny – powiedziala Rosemary. – Sama o niego poprosilam. Wszyscy traktowali mnie z rezerwa.
– To okropne.
– Tacy sa ludzie. Musze opracowac plan dzialania. Moze bede musiala sie wyprowadzic.
– Potrzebna mi lista przyjaciol twojego brata – oswiadczyla Helen.
– Nie mial zadnych. Prawdziwych przyjaciol poznaje sie w biedzie, prawda? A jego nikt nie odwiedzil. Nikt mnie nie pytal, jak on sie czuje.
– Mysle o tym, co bylo przedtem – rzekla Helen. – Musze wiedziec, z kim sie widywal, z kim przebywal, kto dobrze go znal. Szczegolnie interesuja mnie nowi znajomi.
– Nie zawarl zadnych nowych znajomosci – odparla Rosemary. – Przynajmniej ja o zadnych nie wiem.
– Jestes pewna?
– Calkowicie.
– A starzy znajomi?
– Masz duza kartke papieru?
– Caly blok.
– Coz, nie bedzie ci potrzebna. Wystarczy etykietka z pudelka zapalek. James jest calkowicie samowystarczalny.
– Musial miec jakichs kolegow.
– Chyba paru – powiedziala Rosemary. – Jest niejaki Mike, ktory mieszka obok. Rozmawiaja o trawnikach i baseballu, no wiesz, o meskich sprawach.
Mike,
– Jeszcze ktos? Zapadla dluga cisza.
– Byl jakis Charlie – powiedziala Rosemary.
– Opowiedz mi o tym Charliem – poprosila Helen.
– Niewiele o nim wiem. Nigdy go nie poznalam.
– Jak dlugo zna go James?
– Od lat.
– Wlacznie z tymi, kiedy mieszkalas razem z nim?
– Nigdy nie przychodzil, kiedy ja tam bylam. Widzialam go tylko raz. Wlasnie wychodzil, kiedy wrocilam do domu. Zapytalam, kto to byl. James powiedzial, ze to Charlie, jakby mowil o starym kumplu.
– Jak wygladal?
– Niski. Ma dziwne wlosy. Jak czarna szczotka do czyszczenia toalety.
– Miejscowy?
– Chyba tak.
– Po co sie spotykali?
Znow dluga cisza.
– Bron – powiedziala w koncu Rosemary. – Obaj sie
nia interesowali.
Charlie,
Donna Bianca spedzila troche czasu przy telefonie komorkowym i sprawdzila polaczenia z Waszyngtonu i Indianapolis. Dowiedziala sie, kiedy wylatuja samoloty i ze lot trwa trzydziesci piec minut. Doszla do wniosku, ze osoba majaca stawic sie w sadzie o czwartej nie przyleci pozniej niz o drugiej trzydziesci piec. Co oznaczalo, ze opusci Indianapolis o drugiej, a zatem powinna byc tam najpozniej o pierwszej trzydziesci, zeby zdazyc sie przesiasc. Czyli powinna odleciec z miedzynarodowego lotniska w Waszyngtonie o jedenastej trzydziesci, najpozniej o dwunastej. Nie bylo takiego polaczenia. Ostami bezposredni lot z Waszyngtonu do Indianapolis byl o dziewiatej trzydziesci. Samoloty odlatywaly rano i wieczorem. W dzien nie bylo zadnego polaczenia.
– Przyleci o dwunastej trzydziesci piec – orzekla. Emerson spojrzal na zegarek. Za kwadrans dwunasta
– Co oznacza, ze Reacher wkrotce tu bedzie – rzekl.
Za dziesiec pierwsza w budynku, w ktorym miescilo sie biuro Helen Rodin, pojawil sie kurier z szescioma duzymi tekturowymi pudlami, zawierajacymi kopie dowodow zebranych przez prokurature. Jawnosc dowodow, gwarantowana przepisami. Zgodnie z karta praw. Kurier zadzwonil z dolu i Helen kazala mu wejsc na gore. Musial obrocic dwa razy swoim recznym wozkiem. Ustawil pudla w pustym sekretariacie. Helen podpisala pokwitowanie i odszedl. Wtedy otworzyla pudla. Bylo w nich mnostwo dokumentow i dziesiatki fotografii. Oraz jedenascie nowych kaset VHS. Kazda z nich miala ladnie wydrukowany numer, odnoszacy sie do notarialnie poswiadczonego spisu, zgodnie z ktorym byly wiernymi i kompletnymi
kopiami tasm z kamer bezpieczenstwa na parkingu, sporzadzonymi przez niezalezna firme. Helen wyjela je i polozyla osobno. Bedzie musiala zabrac je do domu i obejrzec na wlasnym magnetowidzie. W biurze nie miala wideo ani telewizora.