***

W kawiarni w Marriotcie byl telewizor. Zamontowany wysoko w rogu na czarnym wysiegniku przysrubowanym do sciany. Glos byl wylaczony. Reacher patrzyl na reklame, w ktorym dziewczyna w cieniutkiej sukience biegala po lace. Nie wiedzial, co wlasciwie zachwalala potencjalnym klientom. Moze sukienke albo makijaz, szampon lub lekarstwo przeciwalergiczne. Potem pojawily sie przewijane napisy. Poludniowe wiadomosci. Reacher spojrzal na zegarek. Dokladnie dwunasta. Zerknal w kierunku kontuaru recepcji. Ani sladu Hutton. Jeszcze nie. Znow spojrzal na ekran. Pojawila sie na nim Ann Yanni. Chyba na zywo, na jakiejs srodmiejskiej ulicy. Przed hotelem Metropole Palace. Przez chwile niemo i powaznie poruszala wargami, a potem na ekranie pokazali film nakrecony o swicie. Uliczka. Policyjna tasma. Jakis ksztalt pod bialym przescieradlem. Potem znow zblizenie. Fotografii z prawa jazdy. Jasna skora. Zielone oczy. Rude wlosy. Pod broda kartonik z napisem: Alexandra Dupree.

Alexandra. Sandy.

Teraz posuneli sie za daleko, pomyslal Reacher.

Zadrzal.

O wiele za daleko.

Patrzyl w ekran. Twarz Sandy wciaz na nim byla. Potem znow pokazano film nakrecony o swicie, a na nim Emersona. Wywiad. Yanni podsuwala mu mikrofon pod nos. Detektyw mowil. Yanni zabrala mikrofon i zadala jakies pytanie. Emerson znow powiedzial kilka zdan. Oczy mial puste i znuzone, i mruzyl je w ostrym swietle. Pomimo sciszonej fonii Reacher wiedzial, co mowi policjant. Obiecywal pelne i drobiazgowe sledztwo. Dostaniemy tego faceta, mowil.

– Zobaczylam cie od drzwi – powiedzial ktos. A potem

dodal: – I pomyslalam sobie, czy ja nie znam tego goscia?

Reacher oderwal wzrok od telewizora.

Eileen Hutton stala tuz przed nim.

Wlosy miala krotsze. Nie byla opalona. Wokol jej oczu dostrzegl drobne zmarszczki. Jednak poza tym wygladala tak samo jak przed czternastoma laty. I rownie dobrze. Sredniego wzrostu, szczupla, zgrabna. Zadbana. Pachnaca. Kobieca jak diabli. Nie przytyla ani funta. Miala na sobie cywilne ubranie. Spodnie khaki, bialy podkoszulek, a na nim rozpieta niebieska koszule. Polbuciki, na golych stopach, zero makijazu i bizuterii.

Na palcu nie nosila obraczki.

– Pamietasz mnie? – zapytala.

Reacher skinal glowa.

– Czesc, Hutton – powiedzial. – Pamietam cie. Oczywiscie, ze pamietam. I milo cie znowu widziec.

Miala torebke, a w reku klucz magnetyczny. Obok stala torba z kolkami i dluga raczka.

– Mnie tez milo znowu cie zobaczyc – rzekla. – Tylko

powiedz, prosze, ze twoja obecnosc tutaj to zbieg okolicznosci.

Powiedz to, prosze.

Kobieca jak diabli, ale nadal byla kobieta w swiecie mezczyzn i mozna bylo dostrzec ten blysk stali, jesli wiedzialo sie, gdzie patrzec. W oczy. Byly cieple i przyjazne, ale sporadycznie pojawial sie w nich blysk ostrzezenia. Zadrzyj ze mna, a wyrwe ci serce.

– Usiadz – zaprosil Reacher. – Zjedzmy lunch.

– Lunch?

– To wlasnie ludzie robia w porze lunchu.

– Spodziewales sie mnie. Czekales na mnie.

Reacher kiwnal glowa. Znow zerknal na ekran telewizora. Ponownie pokazano na nim zdjecie Sandy. Hutton powiodla wzrokiem za jego spojrzeniem.

– Czy to ta zabita dziewczyna? – zapytala. – Jadac tutaj, slyszalam komunikat w radiu. Wyglada na to, ze za pobyt tutaj powinno sie dostawac dodatek wojenny.

– Co mowili w radiu? Tu nie ma glosu.

– Zabojstwo. Tej nocy. Miejscowej dziewczynie przetracono kark. Jednym uderzeniem w skron. W zaulku za hotelem. Mam nadzieje, ze nie tym.

– Nie – odparl Reacher. – To nie ten hotel.

– Okropne.

– Chyba tak.

Eileen Hutton usiadla przy stoliku. Nie naprzeciw Reachera. Na sasiednim krzesle. Tak jak Sandy w sportowym barze.

– Wspaniale wygladasz – powiedzial. – Naprawde.

Nie skomentowala komplementu.

– Milo cie widziec – powtorzyl.

– Wzajemnie.

– Nie, naprawde tak mysle.

– Ja tez. Wierz mi, gdybysmy byli teraz na jakims przyjeciu, zaraz rozczulilabym sie i wpadla w nostalgie. Moze jeszcze to zrobie, jak tylko sie dowiem, ze nie jestes tu z powodu, ktory podejrzewam.

– A jakiz to powod?

– Dotrzymac obietnicy.

– Pamietasz?

– Oczywiscie. Mowiles o tym cala noc.

– A ty jestes tutaj, poniewaz wojsko otrzymalo wezwanie na przesluchanie.

Hutton kiwnela glowa.

– Od jakiegos prokuratora idioty.

– Rodina – podsunal Reacher.

– Od niego – potwierdzila.

– To moja wina – rzekl Reacher.

– Chryste. Co mu powiedziales?

– Nic – odparl Reacher. – Nic mu nie powiedzialem. To on mi cos powiedzial. Napomknal, ze moje nazwisko jest na liscie swiadkow obrony.

– Swiadkow obrony?

Reacher skinal glowa.

– To mnie oczywiscie zdziwilo. Bylem zaskoczony. I dla

tego zapytalem go, czy znalezli moje nazwisko w starych aktach

Pentagonu.

– Nie za twego zycia – powiedziala Hutton.

– Teraz juz to wiem – odparl Reacher. – Jednak zdazylem juz wymowic to magiczne zaklecie. Napomknalem o Pentagonie. Znajac tego faceta, wiedzialem, ze bedzie probowal cos zlowic. Jest bardzo ostrozny. Lubi wylacznie stuprocentowo pewne sprawy. Przepraszam.

– Powinienes. Musze spedzic dwa dni na tym zadupiu i jeszcze na dodatek skladac falszywe zeznania.

– Wcale nie musisz. Mozesz powolac sie na bezpieczenstwo narodowe.

Hutton pokrecila glowa.

– Omawialismy to dlugo i wnikliwie. Postanowilismy unikac wszystkiego, co mogloby zwrocic uwage. Ta historyjka z Palestynczykami byla cieniutka. Gdyby wyszla na jaw, wszystko by sie wydalo. Tak wiec jestem tutaj, zeby przysiac, ze James Barr byl wzorowym zolnierzem.

– I jak ci z tym?

– Znasz armie. Nikt z nas nie jest juz czysciutki. Mam zadanie do wykonania, nie dopuscic do ujawnienia tej sprawy z Kuwejtu.

Вы читаете Jednym strzalem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату