– Nie, chce tu zostac. Jednak postaram sie schodzic im z drogi. Co troche utrudni mi zadanie. Nawet bardzo utrudni. Dlatego powiedzialem, ze mam problemy operacyjne.

– Moge jakos pomoc?

Reacher usmiechnal sie.

– Dobrze znow cie widziec, Hutton. Naprawde.

– Jak moge ci pomoc?

– Spodziewam sie, ze policjant, ktory nazywa sie Emerson, bedzie na ciebie czekal, kiedy zlozysz zeznanie. Zapyta cie o mnie. Udawaj glupia. Powiedz, ze sie nie pokazalem, nigdy mnie nie widzialas i tym podobne rzeczy.

Milczala przez chwile.

– Jestes zly – zauwazyla. – Widze to.

Kiwnal glowa. Potarl twarz, jakby myl sie na sucho.

– Nie przejmuje sie Jamesem Barrem – rzekl. – Jesli

ktos chcial go wrobic, zeby spotkala go kara, ktorej uniknal

czternascie lat temu, to nie mam nic przeciwko temu. Ale

smierc tej dziewczyny to co innego. To nie w porzadku. Byla

zwyklym glupim dzieciakiem. Nieszkodliwym.

Hutton milczala dluga chwile.

– Jestes pewien, ze zagrozili mu, ze zabija jego siostre? – spytala w koncu.

– Nie widze innej mozliwosci.

– Przeciez nic nie wskazuje na to, ze mu grozono. Jako prokurator nie moglabym wysunac takiego oskarzenia.

– Inaczej czemu Barr zrobilby to, co zrobil? Hutton nie odpowiedziala.

– Zobacze cie pozniej? – zapytala.

– Mam pokoj niedaleko – odparl. – Bede w poblizu.

– W porzadku.

– Chyba ze mnie zamkna.

Kelnerka wrocila, wiec zamowili deser. Reacher poprosil o nastepna kawe, a Hutton o herbate. Rozmawiali na rozne tematy, zadajac rozmaite pytania. Mieli do nadrobienia czternascie lat.

***

Helen Rodin przejrzala szesc pudel dowodow i znalazla fotokopie kartki papieru, ktora znaleziono przy telefonie Jamesa Barra. Ten swistek zastepowal mu ksiazke telefoniczna. Rownym i starannym charakterem pisma zapisano na nim trzy numery telefonow. Dwa nalezaly do siostry Barra, Rosemary -

domowy i sluzbowy. Trzeci do niejakiego Mike'a – faceta z sasiedztwa. Nie bylo numeru Charliego.

Helen wybrala numer Mike'a. Telefon zadzwonil szesc razy, po czym wlaczyla sie automatyczna sekretarka. Helen zostawila swoj numer i poprosila o kontakt w sprawie ogromnej wagi.

***

Emerson spedzil godzine z rysownikiem i otrzymal dosyc wierna podobizne Jacka Reachera. Rysunek wprowadzono do komputera i pokolorowano. Ciemnoblond wlosy, lodowato niebieskie oczy, gleboka opalenizna. Nastepnie Emerson wpisal nazwisko, przyblizony wzrost szesc stop i piec cali, ciezar ciala dwiescie piecdziesiat funtow, wiek pomiedzy trzydziesci piec a czterdziesci piec lat. Podal takze numer telefonu posterunku. Potem rozeslal calosc poczta elektroniczna i ustawil drukarke na dwiescie kolorowych odbitek. Kazal kierowcom wszystkich radiowozow wziac po kilka i rozdac wszystkim recepcjonistom i barmanom w miescie. Potem dodal: a takze we wszystkich restauracjach, kawiarniach, barach i bistrach.

***

Przyjaciel Jamesa Barra, Mike, oddzwonil do Helen Rodin o trzeciej po poludniu. Zapytala go o adres i namowila, zeby sie z nia spotkal. Powiedzial, ze przez reszte dnia bedzie w domu. Wezwala taksowke i wyszla. Mike mieszkal na tej samej ulicy co James Barr, dwadziescia minut jazdy z centrum miasta. Z podworka przed domem Mike'a bylo widac dom Barra. Oba byly do siebie podobne. Wszystkie domy na tej ulicy byly do siebie podobne. Zbudowane w latach piecdziesiatych, dlugie i niskie. Helen domyslila sie, ze z poczatku wszystkie wygladaly identycznie. Jednak pol wieku dobudowywania, krycia dachow, napraw sidingu i nieustannych zmian w bezposrednim otoczeniu sprawilo, ze teraz roznily sie od siebie. Jedne byly odnowione, inne zaniedbane. Dom Barra nalezal do tych drugich. Dom Mike'a byl wypielegnowany.

Sam Mike byl zmeczonym mezczyzna po piecdziesiatce,

ktory pracowal na rannej zmianie jako sprzedawca farb. Jego zona wrocila do domu w chwili, kiedy Helen sie przedstawiala. Zona rowniez byla znuzona i po piecdziesiatce. Miala na imie Tammy, co niezbyt do niej pasowalo. Byla zatrudniona na niepelny etat jako pomoc dentystyczna. Pracowala dwa ranki w tygodniu dla stomatologa ze srodmiescia. Wprowadzila Helen i Mike'a do salonu, po czym poszla zaparzyc kawe. Helen i Mike usiedli. Zapadla niezreczna cisza, ktora trwala kilka minut.

– Co moge pani powiedziec? – spytal w koncu Mike.

– Byl pan przyjacielem pana Barra – powiedziala Helen. Mike zerknal na otwarte drzwi salonu.

– Tylko sasiadem – powiedzial.

– Jego siostra nazwala pana jego przyjacielem.

– Bylismy dobrymi sasiadami. Niektorzy mogliby to nazwac przyjaznia.

– Spedzaliscie razem czas?

– Troche rozmawialismy, kiedy wychodzil na spacer z psem.

– O czym?

– O naszych ogrodkach – odparl Mike. – Jesli malowal, pytal mnie o farby. Ja spytalem, kto mu zrobil podjazd. O takich sprawach.

– O baseballu? Mike skinal glowa.

– O tym tez.

Tammy wrocila z kuchni, niosac tace z trzema filizankami. Obok kawy stala smietanka, cukier, talerzyk z ciasteczkami i trzy papierowe serwetki. Postawila tace na lawie i usiadla obok meza.

– Prosze sie czestowac – zachecila.

– Dziekuje – powiedziala Helen. – Bardzo dziekuje. Zajeli sie kawa i w pokoju znow zapadla cisza.

– Byl pan kiedys w domu pana Barra? – spytala Helen. Mike zerknal na zone.

– Raz czy dwa – powiedzial.

Nie byli przyjaciolmi.

– Czy to bylo dla panstwa zaskoczenie? – zapytala Helen. – To, co zrobil?

– Tak – przyznala Tammy. – Bylo.

– Zatem nie musicie panstwo wstydzic sie tej znajomosci. Nikt nie mogl tego przewidziec. Takie sprawy zawsze sa zaskoczeniem. Sasiedzi nic nie wiedza.

– Probuje go pani wybronic.

– Prawde mowiac, wcale nie – odparla Helen. – Jednak mamy nowa teorie, ze nie dzialal sam. Staram sie tylko dopilnowac, zeby jego wspolnik tez zostal ukarany.

– To nie byl Mike – powiedziala Tammy.

Вы читаете Jednym strzalem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату