– Niedaleko.
– Wiesz, ze cie szukamy, prawda?
– Tak slyszalem.
– Musisz sie zglosic.
– Nie sadze.
– No to cie znajdziemy – rzekl Emerson.
– Myslisz, ze zdolacie?
– Z latwoscia.
– Znasz niejakiego Franklina?
– Pewnie, ze znam.
– Zapytaj go, czy to latwe.
– Wtedy bylo inaczej. Mogles byc wszedzie.
– Obstawiliscie motel?
Zapadla cisza. Emerson nie odpowiedzial.
– Trzymaj tam swoich ludzi – poradzil Reacher. – Moze tam wroce. Ale niekoniecznie.
– Znajdziemy cie.
– Nie macie szans. Nie jestescie dosc dobrzy.
– Moze namierzymy te rozmowe.
– Oszczedze wam fatygi. Jestem przed sklepem spozywczym „Martha's”.
– Powinienes sie ujawnic.
– Pohandlujmy – zaproponowal Reacher. – Dowiedz sie. kto ustawil na parkingu ten styropianowy slupek, a wtedy pomysle o oddaniu sie w wasze rece.
– Barr go postawil.
– Wiesz, ze nie. Jego furgonetki nie ma na filmie.
– Uzyl innego pojazdu.
– On nie ma innego pojazdu.
– No to go pozyczyl.
– Od przyjaciela? – zapytal Reacher. – Moze. A moze to przyjaciel ustawil za niego ten slupek. Tak czy inaczej, znajdz tego przyjaciela, a ja zastanowie sie, czy przyjsc do ciebie na pogawedke.
– Na tych kasetach sa tysiace samochodow.
– Masz ludzi – przypomnial Reacher.
– Nie handluje – rzekl Emerson.
– Sadze, ze ma na imie Charlie – rzekl Reacher. – Niski facet, sztywne, czarne wlosy.
– Nie handluje – powtorzyl Emerson.
– Ja nie zabilem tej dziewczyny – powiedzial Reacher.
– To ty tak twierdzisz.
– Lubilem ja.
– Lamiesz mi serce.
– I wiecie, ze zeszlej nocy nie spalem w hotelu Metropole.
– Dlatego tam zostawiles jej cialo.
– Ponadto nie jestem leworeczny.
– Nie nadazam.
– Niech Bellantonio porozmawia z waszym patologiem.
– Znajdziemy cie – zapewnil Emerson.
– Nie znajdziecie – odparl Reacher. – Jeszcze nikomu sie to nie udalo.
Potem rozlaczyl sie i wrocil na ulice. Przeszedl na druga strone i pol kwartalu na polnoc, po czym schowal sie za sterta nieuzywanych betonowych barier oporowych na nieuzywanej parceli. Czekal. Po szesciu minutach pod sklep spozywczy podjechaly dwa radiowozy. Na swiatlach, lecz bez syren. Z wozow wysiedli czterej policjanci. Dwaj weszli do sklepiku, a dwaj
podeszli do telefonu. Reacher obserwowal, jak przegrupowuja sie na chodniku. Patrzyl, jak przeszukuja zaulek i zagladaja za rog. Widzial, jak wrocili i pogodzili sie z niepowodzeniem. Zobaczyl, jak jeden z nich przeprowadza przez radio krotka rozmowe, poparta defensywna mowa ciala. Podniesione dlonie, wzruszenie ramion. Potem rozmowa zakonczyla sie, a Reacher ostroznie ruszyl na wschod, kierujac sie do Marriotta.
Zek u obu rak mial tylko kciuki i po jednym palcu. U prawej dloni byl to kikut wskazujacego palca, poczernialy i powykrecany w wyniku odmrozenia. Pewnej zimy spedzil caly tydzien pod golym niebem, majac na sobie stary szynel czerwonoarmisty, a poniewaz jej poprzedni wlasciciel nosil manierke przy pasie dokladnie na prawej kieszeni, material w tym miejscu byl troche bardziej przetarty niz na lewej. Od takich drobiazgow zalezalo zycie. Lewa dlon ocalala, a prawa ucierpiala. Czul, jak jej palce zamarzaja, poczynajac od malego. Wyjal reke z kieszeni i pozwolil jej calkiem zamarznac, zeby stracic w niej czucie. Potem odgryzl sobie wszystkie odmrozone palce, zanim zdazyla wdac sie gangrena. Pamietal, jak upuszczal je na ziemie, jeden po drugim, niczym suche patyki.
Mial maly palec lewej dloni. Brakowalo mu trzech srodkowych. Dwa z nich odcial mu sadysta sekatorem. Trzeci Zek obcial sobie sam, naostrzona lyzka, zeby nie zakwalifikowano go do pracy w jakims warsztacie. Nie pamietal szczegolow, tylko krazaca pogloske, ze lepiej stracic jeszcze jeden palec, niz pojsc do pracy w tym zakladzie. Zdaje sie, ze chodzilo o tamtejszego nadzorce.
Okaleczone dlonie. Dwie z wielu pamiatek z innych czasow, innych miejsc. Zdazyl sie juz do nich przyzwyczaic, ale bardzo utrudnialy zycie. Telefony komorkowe staja sie coraz mniejsze. Linsky mial dziesieciocyfrowy numer i cholernie trudno bylo go wystukac. Zek nigdy nie poslugiwal sie jednym telefonem dostatecznie dlugo, zeby wprowadzic numer do pamieci aparatu. To bylby idiotyzm.
W koncu zdolal wystukac numer, skupil sie i wcisnal malym palcem klawisz wywolania. Przelozyl aparat do drugiej reki i przyblizyl do ucha. Nie musial go przyciskac. Wciaz mial dobry sluch, co samo w sobie bylo cudem.
– Tak? – odezwal sie Linsky
– Nie moga go znalezc – powiedzial Zek. – Nie powinienem byl ci mowic, zebys dluzej go nie sledzil. To byl blad.
– Gdzie go szukali?
– Tu i tam. Zeszla noc spedzil w motelu. Obstawili go, ale jestem pewien, ze tam nie wroci. Maja czlowieka przed biurem tej adwokat. Poza tym strzelaja na oslep.
– Co mam zrobic?
– Chce, zebys go znalazl. Wez Chenke i Vladimira. I przysle ci Raskina. Pracujcie razem. Znajdz go jeszcze dzis i zadzwon do mnie.
Reacher przystanal dwie przecznice przed Marriottem. Wiedzial, co zrobi Emerson. Przeciez przez trzynascie lat sam byl takim Emersonem. Policjant w myslach sporzadzi liste ewentualnych kryjowek i znajomych. Ewentualne kryjowki o tej porze obejma restauracje. Totez Emerson wysle radiowozy do barow, restauracji i kawiarn, wlacznie z tym bufetem salatkowym, ktory lubila Helen Rodin, oraz barem sportowym. Potem zajmie sie znajomymi, ktorych lista ogranicza sie do Helen Rodin. Kaze policjantowi z holu wjechac na trzecie pietro i zapukac do drzwi jej biura.
A pozniej sprawdzi u Eileen Hutton.
Dlatego Reacher przystanal dwie przecznice przed Marriottem i rozejrzal sie za jakims miejscem, gdzie moglby zaczekac. Znalazl takie za sklepem obuwniczym. Byla to ogrodzona z trzech stron ceglanym murkiem