zgode na odwiedzenie brata po godzinach. Kiedy jednak dotarla do jego pokoju, zastala go pograzonego we snie. Tak wiec jej wysilki poszly na marne. Siedziala przy nim przez pol godziny, ale sie nie ocknal. Obserwowala monitory. Serce bilo mu mocno i regularnie. Oddychal gleboko. Wciaz byl przykuty do lozka i glowe mial w imadle, ale lezal zupelnie nieruchomo. Spojrzala na karte choroby, chcac sie upewnic, ze ma dobra opieke.
Zauwazyla notatke lekarza: mozliwe wczesne stadium PA? Nie miala pojecia, co to moze oznaczac, a tak pozno po poludniu nie mogla znalezc nikogo, kto zechcialby jej to wytlumaczyc.
Przedsiebiorstwo telekomunikacyjne ustalilo polozenie telefonu na mapie srodmiescia i przeslalo faksem wynik do Emersona. Ten wyrwal kartke z maszyny i przez piec minut usilowal znalezc jakis sens tej informacji. Spodziewal sie zobaczyc trzy strzalki zbiegajace sie w hotelu, barze lub restauracji. Zamiast tego spotykaly sie na pustej parceli pod estakada autostrady. Przez moment ujrzal oczyma duszy Reachera spiacego w kartonowym pudle. Potem doszedl do wniosku, ze poszukiwany porzucil telefon, co dziesiec minut pozniej potwierdzil wyslany tam na poszukiwanie patrol.
Tylko dla formalnosci wlaczyl komputer i wprowadzil numery rejestracyjne, ktore podal mu Reacher. Oba nalezaly do cadillacow deville, czarnych i zarejestrowanych jako wlasnosc Specialized Services of Indiana. Napisal pod ta informacja slepy zaulek
Reacher budzil sie za kazdym razem, gdy slyszal odglos silnika windy. Stalowe liny przenosily ten warkot, a dudnienie kabin nioslo sie szybem. Pierwsze trzy razy byly falszywymi alarmami. To tylko jacys anonimowi urzednicy wracali do domu po ciezkim dniu pracy. Mniej wiecej w czterdziestominutowych odstepach zjezdzali na dol, wlekli sie do swoich samochodow i odjezdzali. Trzykrotnie w garazu robilo sie cicho, smrod zimnych spalin rozwiewal sie, a Reacher znow zasypial.
Za czwartym razem nie zasnal. Uslyszal pomruk ruszajacej windy i spojrzal na zegarek. Jedenasta czterdziesci piec. Czas na show
Reacher wcisnal sie w fotel pasazera i schowal metalowa rurke pod pole koszuli. Poczul chlod metalu na brzuchu. Wbil wzrok w podsufitke i czekal.
Jakis grubas w obszernych dzinsach wylonil sie z mroku i znikl, piec stop od przedniego zderzaka mustanga. Mial postrzepiona siwa brode i podkoszulek ze zdjeciem zespolu Grateful Dead pod wyciagnietym swetrem. Na pewno z obslugi technicznej. Moze kamerzysta. Podszedl do srebrzystego pick-upa i wsiadl. Po nim nadszedl facet w perlowoszarym garniturze i z pomaranczowym makijazem. Mial mnostwo wlosow i biale zeby. Z cala pewnoscia nie technik, moze od pogody, albo od sportu. Minal mustanga z drugiej strony i wsiadl do bialego forda taurusa. Potem przeszly razem trzy kobiety, mlode i niedbale ubrane, byc moze kierowniczka studia, planu i operatorka miksera wizji. Przecisnely sie miedzy bagaznikiem mustanga a maska wozu transmisyjnego. Samochod zatrzasl sie, trzykrotnie potracony. Pozniej rozdzielily sie i poszly kazda do swojego wozu.
Potem przeszly jeszcze trzy osoby.
I wreszcie Ann Yanni.
Reacher nie zauwazyl jej, dopoki nie chwycila za klamke drzwiczek. Przystanela i zawolala cos do jednej z kolezanek. Otrzymala odpowiedz, powiedziala jeszcze cos, a potem otworzyla drzwi. Pochylila sie, usiadla w fotelu i zaczela sie obracac. Miala na sobie stare dzinsy i nowa jedwabna bluzke. Ta ostatnia wygladala na droga. Reacher odgadl, ze Ann Yanni byla na wizji, ale za biurkiem, widoczna od pasa w gore. Wlosy miala sztywne od lakieru. Zatrzasnela drzwiczki. Pozniej spojrzala na prawo.
– Siedz cicho – powiedzial Reacher. – Albo cie zastrzele.
Wymownie poruszyl schowana pod koszula rurka. Szeroka na pol cala, dluga i prosta, wygladala jak lufa. Ann Yanni patrzyla na nia wstrzasnieta. Z bliska wygladala na szczuplejsza i starsza niz na ekranie telewizora. Wokol oczu miala zmarszczki, maskowane pudrem. Mimo to byla bardzo ladna. Miala niewiarygodnie regularne rysy, wyraziste i zdecydowane, jak wiekszosc telewizyjnych osobowosci. Jej bluzka miala idealnie
wyprasowany kolnierzyk, lecz trzy gorne guziki byly rozpiete. Elegancka, a jednoczesnie seksowna.
– Trzymaj rece tak, zebym mogl je widziec – powiedzial
Reacher. – Na kolanach. – Nie chcial, zeby nacisnela klakson. – Kluczyki na konsole.
Nie chcial, zeby wlaczyla alarm. Te nowe fordy, ktorymi jezdzil, mialy czerwony przycisk na tablicy zdalnego sterowania. Domyslal sie, ze to guzik alarmu.
– Po prostu siedz spokojnie – rzekl. – Grzecznie i cicho.
Wszystko bedzie dobrze.
Wdusil przycisk po swojej stronie, zamykajac drzwi.
– Wiem, kim jestes – powiedziala.
– Tez wiem, kim ty jestes – odparl.
Nadal trzymal dlon pod koszula i czekal. Yanni siedziala nieruchomo, z rekami na kolanach, ciezko oddychala i bala sie coraz bardziej, slyszac warkot zapuszczanych silnikow. Po parkingu snul sie siwy dym spalin. Jej kolezanki odjechaly, jedna po drugiej. Nie ogladajac sie za siebie. Koniec dlugiego dnia.
– Siedz cicho – powtorzyl Reacher – a nic ci sie nie
stanie.
Yanni zerknela na boki. Zobaczyl, ze napiela miesnie.
– Nie rob tego – ostrzegl Reacher. – Nic nie rob. Inaczej strzele. W brzuch. Albo w udo. Wykrwawisz sie w dwadziescia minut. Bedzie bardzo bolalo.
– Czego chcesz? – zapytala.
– Chce, zebys byla cicho i nie ruszala sie. Jeszcze pare minut.
Zacisnela zeby, zamilkla i siedziala cicho. Odjechal ostatni samochod. Ten bialy taurus. Facet z mnostwem wlosow. Od pogody albo sportu. Wykrecil z piskiem opon i z rykiem silnika pomknal po pochylni. Po chwili te dzwieki ucichly i na parkingu zapadla glucha cisza.
– Czego chcesz? – zapytala ponownie Yanni.
Miala drzacy glos. Szeroko otwarte oczy. Trzesla sie. Myslala o gwalcie, morderstwie, torturach, cwiartowaniu. Reacher wlaczyl oswietlenie kabiny.
– Chce, zebys dostala nagrode Pulitzera – powiedzial.
– Co?
– Albo Emmy, czy co tam dostajecie.
– Co?
– Chce, zebys wysluchala pewnej opowiesci – rzekl.
– Jakiej opowiesci?
– Patrz – powiedzial Reacher.
Podniosl koszule. Pokazal jej rurke spoczywajaca na jego brzuchu. Wytrzeszczyla oczy, gapiac sie na nia. Albo na blizne po odlamku. Lub na jedno i drugie. Nie wiedzial. Zwazyl rurke w dloni. Podniosl ja do swiatla.
– Z twojego bagaznika – wyjasnil. – To nie bron. Wcisnal przycisk z boku, otwierajac wszystkie drzwi.
– Mozesz isc – powiedzial. – Jesli chcesz.
Zlapala za klamke.
– Jednak jesli pojdziesz – ostrzegl Reacher – wiecej mnie nie zobaczysz. Nie poznasz tej opowiesci. Dostanie ja ktos inny.