fosie. Sercu, ktore ustapilo przed racja stanu, przed zaszyfrowanym listem jej kuzyna, ksiecia Burgundii, Karola: zlozonym na kilka razy pergaminem ze zlamana pieczecia, ktory, oniemiala z rozpaczy, zmiela zimnymi dlonmi, a pozniej spalila w plomieniu swiecy. Listem poufnym, przekazanym przez zausznikow.

Intrygi i spiski knute wokol ksiestwa i jego przyszlosci, ktora byla takze przyszloscia Europy. Stronnictwo francuskie, stronnictwo burgundzkie. Cicha wojna gabinetowa, rownie bezlitosna, jak najsrozsza bitwa w polu: bez bohaterow, za to z katami w koronkach, ktorych bronia byty sztylet, trucizna i kusza… Zew krwi, powinnosc, jakiej domagala sie rodzina, nie zakladaly niczego, czego pozniej nie wybaczylby dobry spowiednik. Co najwyzej tego, zeby stanela wlasciwego dnia i o wlasciwej godzinie w oknie wiezy Wrot Wschodnich, gdzie co wieczor pokojowka czesala jej wlosy. W oknie, pod ktorym dzien w dzien o tej samej porze przechadzal sie Roger d'Arras, rozmyslajac samopas o swej niemozliwej milosci i o swoich tesknotach.

Tak. Moze czarna dama miala oczy spuszczone, wbite w ksiazke na podolku, wcale nie dlatego, ze czytala, ale poniewaz plakala. Ale moglo tez byc i tak, ze nie smiala spojrzec w oczy malarza, przez ktore bacznie przygladaly jej sie Wiecznosc i Historia.

Zobaczyla Ferdynanda Altenhoffena, nieszczesnego ksiecia, targanego wichrami ze wschodu i z zachodu, szalejacymi po Europie, ktora zmieniala sie stanowczo zbyt szybko. Stal zrezygnowany i bezradny, wiezien wlasnego miejsca i czasu, bil zamszowymi rekawicami o jedwabne pludry i trzasl sie z wscieklosci i rozpaczy, nie mogac ukarac zabojcy jedynego przyjaciela, jakiego mial w zyciu. Oparty o kolumne w sali udekorowanej gobelinami i sztandarami, wspominal lata mlodosci, wspolne marzenia, wlasny podziw dla mlodzienca, ktory poszedl na wojne i wrocil okryty bliznami i chwala. W murach zamku wciaz rozbrzmiewal jego smiech, jego spokojny, rozwazny glos, jego rzucane na stronie wazkie uwagi, wytworne komplementy pod adresem dam, stanowcze rady, echo i cieplo jego przyjazni… Ale oto go zabraklo. Odszedl w mroki.

“A najgorsze, mistrzu van Huysie, najgorsze, stary przyjacielu, stary malarzu, ktorys milowal go prawie tak jak ja, najgorsze, ze nie mozna go pomscie; i ona, i ja, i on sam, jestesmy igraszkami w rekach moznych, w rekach tych, co moca wlasnych pieniedzy i wplywow postanawiaja, ze czas wymaze Ostenburg z map, ktore kresla kartografowie… Nie moge zadnej glowy sciac na grobie mego druha, chocbym nawet wiedzial, ktora. Tylko ona wiedziala, ale zataila. Zabila go swym milczeniem, zezwolila, by stawil sie jak co wieczor – ja tez oplacam dobrych szpiegow – przy fosie Wrot Wschodnich, zmamiony niemym spiewem syrenim, ktory pcha mezczyzn w objecia przeznaczenia. Przeznaczenia, co uspione albo slepe sie zdaje, lecz pewnego dnia otwiera oczy i patrzy na nas.

Jak widzisz, mistrzu van Huysie, nie ma miejsca na zemste. Zawierzam ja wiec tylko twym rekom i twemu geniuszowi, a nikt nie zaplaci ci za obraz tyle, ile ja ci zaplace za ten. Zadam sprawiedliwosci, chocby tylko dla mnie. Chocby po to, zeby ona wiedziala, ze ja wiem, i zeby jeszcze ktos oprocz Boga dowiedzial sie, gdy my, jak Roger d'Arras, w proch sie obrocimy. Zatem namaluj ten obraz, mistrzu van Huysie. Na niebiosa, namalujze go. Niech znajdzie sie na nim wszystko, niech to bedzie twoje najlepsze, najstraszliwsze dzielo. Namaluj go, a potem niech Diabel, ktoregos kiedys namalowal na koniu u jego boku, porwie nas wszystkich”.

I wreszcie zobaczyla rycerza, jak spaceruje o zmroku kolo fosy Wrot Wschodnich, w kaftanie z rozcieciami i w amarantowych pludrach, ze zlotym lancuchem na szyi i bezuzytecznym sztyletem przypasanym do boku. Jest sam, giermek nie rozprasza jego rozmyslan. Zobaczyla, jak podnosi oczy ku ostrolukowemu oknu, a na jego twarzy pojawia sie delikatny usmiech, nieobecny i melancholijny. Usmiech, ktory jest zwierciadlem wspomnien, chwil uniesienia i chwil grozy, a takze przeczucia wlasnego losu. I moze Roger d'Arras domysla sie kusznika, ktory stoi ukryty po drugiej stronie wyszczerbionego blanku, porosnietego bujnymi krzewami, naciaga cieciwe kuszy i mierzy mu w bok. A rycerz nagle pojmuje, ze cale jego zycie, ta dluga droga, jaka przebyl posrod bitew stoczonych w chrzeszczacej zbroi, spocony i zlany potem, posrod usciskow kobiet, owe trzydziesci osiem lat, jakie dzwiga niczym ciezki tobol, dopelnia sie wlasnie tu, w tym miejscu i w tej chwili, i ze za tym ostatnim bolem nie bedzie juz nic. Ogarnia go doglebna zalosc nad samym soba, bo zdaje mu sie niesprawiedliwe, by tak skonczyc miedzy dwiema latarniami, zakluty jak byle knur. Podnosi wiec delikatna, piekna, meska reke – widzac ja, natychmiast zastanawiamy sie, ktorym mieczem wywijala, ktore cugle dzierzyla, ktore cialo piescila, ktore pioro maczala w kalamarzu, nim skreslila kilka slow na pergaminie… Podnosi te reke na znak protestu, o ktorym wie, ze to protest daremny, przede wszystkim dlatego, ze nie fest pewien, przed kim ma go zlozyc. Chcialby krzyczec, ale musi byc wierny zasadom honoru. Dlatego przesuwa druga dlon ku sztyletowi, bo mysli, ze nawet jezeli nie wydobedzie klingi, nawet jesli tylko zdola go chwycic za rekojesc, bedzie to bardziej rycerska smierc… Slyszy toing cieciwy i przez ulamek sekundy przychodzi mu do glowy, ze powinien zejsc z toru lotu strzaly. Ale przeciez grot porusza sie szybciej niz czlowiek. I czuje, jak z jego duszy dobywa sie powoli gorzki lament nad soba samym, i rozpaczliwie szuka w pamieci jakiegos Boga, przed ktorym moglby okazac skruche. I ze zdumieniem stwierdza, ze nie odczuwa najmniejszej skruchy, chociaz nie jest do konca pewien, czy tego wieczoru jakikolwiek Bog mialby ochote go wysluchac. Wreszcie czuje uderzenie. Tyle ich wczesniej otrzymal, do dzis nosi blizny. Ale wie, ze po tym jednym blizny juz nie bedzie. Bolu tez nie ma, tylko dusza po prostu ulatuje mu przez usta. W koncu nadchodzi nieublagana noc, a on, pograzajac sie w niej, wie, ze tym razem bedzie to noc wieczna. I kiedy Roger d'Arras krzyczy, nie jest juz zdolny uslyszec wlasnego glosu.

VIII. Czwarty gracz

Figury na szachownicy nie mialy litosci. Zatrzymywaly

go i pochlanialy. Byla w tym jakas groza, ale i jedyna

w swoim rodzaju harmonia. Bo przeciez czy istnieje na

swiecie cos poza szachami?

Vladimir Nabokov, Zaszczita Luzyna

Munoz skrzywil sie w niepelnym usmiechu, mechanicznym i nieobecnym, ktory nie obligowal go do niczego, nie usilowal nawet wzbudzac sympatii.

– A wiec tak sie sprawy mialy… – powiedzial cicho, dopasowujac swoj krok do Julii.

– Ano. – Szla zamyslona, z pochylona glowa. Wyjela dlon z kieszeni kurtki i odgarnela wlosy z twarzy. – Zna pan teraz cala historie… Chyba mial pan prawo do tego. Zasluzyl pan.

Szachista popatrzyl przed siebie, dumajac nad tym nowo nabytym prawem.

– No tak – mruknal.

Szli bez pospiechu, w milczeniu, jedno obok drugiego. Bylo chlodno. Wezsze i mniejsze uliczki spowijal jeszcze mrok, a swiatlo latarni gdzieniegdzie odbijalo sie w mokrym asfalcie, polyskujac jak swiezy werniks. Za to na otwartej przestrzeni cienie bledly pod naporem coraz gestszej jasnosci, naplywajacej z drugiego konca alei, gdzie sylwetki budynkow na tle nieba przechodzily juz z czerni w szarosc.

– A czy jest jakis szczegolny powod – spytal Munoz – ze dotychczas ukrywala pani przede mna reszte tej historii?

Zanim Julia odpowiedziala, zerknela nan z ukosa. Nie widac bylo po nim urazy, raczej niedbale zainteresowanie. Patrzyl beznamietnie na wyludniona ulice, rece trzymal w kieszeniach plaszcza, postawiony kolnierz siegal mu uszu.

– Uznalam, ze moze nie chcialby pan komplikowac sobie zycia.

– Rozumiem.

Kiedy wyszli zza rogu, powital ich loskot smieciarki. Munoz zatrzymal sie i pomogl Julii przejsc miedzy dwoma pustymi kublami.

– A co teraz pani zamierza zrobic?

– Nie wiem. Chyba dokoncze renowacje. I napisze o calej sprawie dlugi raport. Dzieki panu stane sie troche slawna.

Munoz sluchal nieuwaznie, jakby myslami byl gdzie indziej.

Вы читаете Szachownica Flamandzka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату