poziomie. Julia przyjrzala sie jego wysokiemu czolu i duzym uszom. Znow zapalilo mu sie to fascynujace swiatelko w zmeczonych oczach i dziewczyne zastanowilo, ile czasu uplynie, nim na powrot zgasnie, jak po tylekroc dotad. Widzac ow blask, miala zawsze prawdziwa ochote wniknac do wnetrza i poznac milczka, ktory siedzial przed nia.
– A jaka jest panska szkola?
Szachista najwyrazniej nie spodziewal sie tego pytania. Siegnal w strone kieliszka, ale zatrzymal dlon w pol drogi, na obrusie. Jego wino stalo nietkniete od czasu, kiedy nalal je kelner na poczatku ich spotkania.
– Nie sadze, zebym nalezal do jakiejs szkoly – odrzekl cicho. Mozna bylo chwilami odniesc wrazenie, ze gdy mowi o sobie samym, jego skromna osoba przezywa niewypowiedziane katusze. – Chyba jestem z tych, co to uwazaja szachy za forme terapii… Czasami sie zastanawiam, jak panstwo, ktorzy nie graja w szachy, ratuja sie przed szalenstwem albo przed melancholia… Jak juz kiedys wspominalem, sa ludzie, ktorzy graja, zeby zwyciezyc: Alochin, Lasker czy Kasparow… Zreszta wiekszosc wielkich mistrzow. I zdaje sie nasz niewidzialny przeciwnik… Inni, jak Steinitz albo Przepiorka, wola popisywac sie swoimi teoriami i wykonywac blyskotliwe posuniecia… – znow sie zacukal. Widac bylo, ze juz nie uniknie rozmowy na wlasny temat.
– Natomiast pan… – podsunela Julia.
– Ja natomiast nie jestem ani agresywny, ani sklonny do ryzyka,
– Dlatego nigdy pan nie wygrywa?
– W duchu sadze, ze moglbym wygrac. Ze jak sobie postanowie, to nie przegram ani jednej partii. Ale moim najgorszym przeciwnikiem jestem ja sam. – Dotknal czubka swojego nosa, przekrzywiwszy przy tym lekko glowe. – Kiedys przeczytalem takie zdanie: “Czlowiek urodzil sie nie po to, zeby rozwiazac problem swiata, ale po to, zeby stwierdzic, gdzie ten problem lezy”… Moze dlatego nie staram sie niczego rozwiazywac. Zaglebiam sie w partie dla niej samej i czasami przygladajac sie szachownicy, lapie sie na tym, ze snie na jawie, ze rozwazam rozne ruchy innych bierek lub tez gram szesc, siedem ruchow do przodu poza ten, nad ktorym biedzi sie akurat moj partner…
– Szachy w stanie najczystszym – dopowiedzial Cesar, niezdolny dluzej ukrywac podziwu. Zerkal jednak zaniepokojony na Julie, widzac, jak pochyla sie nad stolem i przysluchuje slowom szachisty.
– Nie wiem – odparl Munoz. – Ale to sie przytrafia wielu znanym mi ludziom. Partie moga trwac godzinami, w trakcie ktorych na bok ida takie rzeczy, jak rodzina, problemy, praca… Wszyscy to mamy. I tylko czesc z nas podchodzi do partii jak do bitwy o zwyciestwo, my zas, czyli reszta, traktujemy ja jako kraine marzen i przestrzennych wariantow, gdzie slowa, takie jak “zwyciestwo” czy “przegrana”, nie maja znaczenia.
Julia siegnela po lezaca na stole paczke papierosow, wyciagnela jednego i stuknela lekko koncem o szkielko zegarka, ktory nosila po wewnetrznej stronie nadgarstka. Cesar podal jej ogien, ona tymczasem znow popatrzyla na Munoza.
– Wczesniej, kiedy opowiadal pan o walce dwoch filozofii, wspomnial pan o mordercy, o graczu czarnym. Tym razem chyba chce pan wygrac… Prawda?
Wzrok szachisty znow stal sie nieobecny.
– Zdaje sie, ze tak. Tym razem chcialbym wygrac.
– Dlaczego?
– Instynkt. Jestem szachista, i to dobrym. Ktos mnie prowokuje, co zmusza do koncentracji na jego ruchach. Po prawdzie zreszta nie mam wyboru.
Cesar usmiechnal sie zartobliwie, rowniez zapalajac swojego papierosa ze zlotym filtrem.
– Gniew Munoza, syna Peleja, opiewaj, bogini [18] – zacytowal tonem radosnej parodii – Munoza, ktory w koncu postanowil wyjsc ze swojej nory… Nasz przyjaciel wyrusza na wojne. Dotychczas zachowywal sie jak bezstronny biegly, ciesze sie wiec, ze zdecydowal sie w koncu zlozyc przysiege na sztandar. Oto bohater
Munoz popatrzyl zaintrygowany na antykwariusza.
– Ciekawe, co pan mowi.
– Dlaczego?
– Bo gra w szachy to faktycznie namiastka wojny, ale jeszcze czegos… Mam na mysli ojcobojstwo. – Spojrzal na nich niepewnie, moze nie chcac, zeby brali jego slowa zbyt serio. – Szach krolowi, rozumieja mnie panstwo…? To mord na ojcu. Powiedzialbym wrecz, ze szachy mniej maja wspolnego ze sztuka wojenna, za to wiecej ze sztuka mordowania.
Wokol stolu powialo lodowatym chlodem. Cesar patrzyl na zacisniete juz usta szachisty spod przymruzonych oczu, jakby draznil go dym wlasnego papierosa. Prawa dlonia trzymal fifke z kosci sloniowej, lewy lokiec oparl na stole. W oczach mial autentyczny podziw dla kogos, kto wlasnie otworzyl wrota do niezglebionych tajemnic.
– Niesamowite – mruknal.
Julia tez siedziala zafascynowana szachista, ale wpatrywala sie nie w jego usta, jak Cesar, ale w oczy. Ten przecietny, niepozorny czlowiek, o duzych uszach i niesmialej, niechlujnej powierzchownosci, wiedzial doskonale, o czym mowil. W niezwyklym labiryncie, o ktorym sama mysl przyprawiala ja o dreszcz niemocy i strachu, tylko Munoz potrafil odczytac znaki, znalezc droge tam i z powrotem bez narazania sie na smiertelne spotkanie z Minotaurem. I wtedy, tam, we wloskiej restauracji, nad talerzem zimnej lasagni, ktorej ledwie sprobowala, z matematyczna, niemal szachowa precyzja pojela, ze na swoj sposob wlasnie on byl z calej ich trojki najsilniejszy. Jego umysl nie byl obciazony uprzedzeniami wobec przeciwnika, czarnego gracza, potencjalnego zabojcy. Podchodzil do zagadki z tym samym chlodem naukowca-egoisty, z jakim Sherlock Holmes rozwiazywal problemy zadawane mu przez niegodziwego profesora Moriarty'ego. Munoz rozegra te partie do konca, nie kierujac sie poczuciem sprawiedliwosci. Jego motywy nie sa moralne, a logiczne. Zrobi to zwyczajnie dlatego, ze przypadek postawil go po tej stronie szachownicy, choc rownie dobrze – na sama mysl o tym Julia zadrzala – mogl go postawic po drugiej. Czy gral czarnymi, czy bialymi, bylo mu wszystko jedno. Dla Munoza nowoscia bylo tylko to, ze pierwszy raz w zyciu chcial partie wygrac.
Wymienila spojrzenie z Cesarem i pojela, ze on mysli to samo. W tym momencie antykwariusz przemowil lagodnie i cicho, jakby tez sie bal, ze blask w oczach szachisty zagasnie.
– Zabic krola… – Podniosl powoli fifke do ust i wciagnal w pluca sporo dymu. – Bardzo interesujace. Jak rozumiem, to freudowska interpretacja. Nie wiedzialem, ze w szachach tez chodzi o te okropne sprawy.
Munoz przechylil glowe, pochloniety swoim krajobrazem wewnetrznym.
– Zazwyczaj to ojciec uczy syna pierwszych krokow na szachownicy. A marzeniem kazdego syna grajacego w szachy jest wygrac z ojcem. Zabic krola… Poza tym w szachach szybko mozemy sie zorientowac, ze ow ojciec, ow krol, jest najslabsza figura z calego kompletu. Wciaz jest obiektem nagonki, wciaz potrzebuje ochrony, roszady, posuwa sie tylko o jedno pole… Ale paradoksalnie jest to figura niezbedna. Przeciez sama jego nazwa dala imie calej grze, bo slowo “szachy” pochodzi od perskiego shah, czyli “krol”, i na dobra sprawe w kazdym jezyku brzmi podobnie.
– A krolowa? – spytala zaciekawiona Julia.
– To matka, kobieta. Przy kazdym ataku na krola jest jego najskuteczniejszym obronca, dysponuje po temu najwieksza sila… My nazywamy ja hetmanem, bo pelni role krolewskiego dowodcy. A obok tej pary monarchow stoi goniec, po angielsku
Munoz przerwal na chwile, po czym znow poruszyl wargami, jakby chcial cos dodac. Ale na jego ustach, zamiast slow, zagoscil znowu ow polusmiech, ledwie zarysowany i nigdy nie dokonczony. W koncu opuscil wzrok na kulke z chleba, ktora nadal lezala na obrusie.
– Czasem zastanawiam sie – rzekl z wyraznym wysilkiem – czy szachy zostaly wynalezione przez czlowieka, czy tylko odkryte… Moze to cos, co zawsze bylo, od poczatku wszechswiata. Jak liczby calkowite.
Julia niczym we snie uslyszala, jak peka pieczec, i pierwszy raz uswiadomila sobie cala rzeczywistosc: byla to wielka szachownica, ktora zawierala w sobie przeszlosc i terazniejszosc, van Huysa i ja sama, a nawet Alvara, Cesara, Montegrifa, rodzine Belmonte, Menchu, a takze Munoza. Naraz poczula tak przejmujacy strach, ze najwyzszym, niemal widocznym wysilkiem fizycznym powstrzymala glosny krzyk. Ta wewnetrzna walka na pewno