na nieskazitelnie bialej koszuli Montegrifa. Jej przyjaciolka jednak tylko postawila ja na stole. Sapala z oburzenia, a zlosc, pomimo solidnego makijazu, wyraznie dodawala jej lat. Spodnica podciagnela sie do gory, ukazujac cale uda. Julii bylo autentycznie potwornie glupio, ze znalazla sie w tak absurdalnej, zalosnej sytuacji.

– A co Claymore na to – powiedziala szorstko Menchu – jesli postanowie pojsc z obrazem do innego domu aukcyjnego?

Montegrifo obserwowal dym unoszacy sie spiralnie z papierosa.

– Ze szczerego serca – wydawalo sie, ze naprawde rozwaza taka ewentualnosc – radzilbym, zeby nie komplikowala sobie pani zycia. Bylby to krok nielegalny.

– Moge was wpakowac w proces, ktory na cale miesiace zablokuje jakakolwiek aukcje obrazu! Nie przyszlo wam do glowy?

– Jasne, ze mi przyszlo. Ale wtedy pani bedzie pierwsza ofiara. – W tym momencie usmiechnal sie z wyzszoscia czlowieka, ktory udzielil najlepszej rady. – Claymore, jak sie pani domysla, dysponuje niezlymi adwokatami… W sumie – zawahal sie na chwile, jakby nie wiedzial, czy ma cos jeszcze dodac – moze pani wszystko stracic. A to bylaby szkoda.

Menchu gwaltownie obciagnela spodnice i wstala.

– Wiesz, co ci powiem? – Przy przejsciu na ty jej glos zalamal sie z wscieklosci. – Jestes najgorszym skurwielem, jakiego w zyciu spotkalam!

Montegrifo i Julia tez wstali, dziewczyna zaklopotana, dyrektor calkowicie opanowany.

– Bardzo mi przykro za te scene – Montegrifo zwrocil sie do Julii ze spokojem. – Naprawde jest mi przykro.

– Mnie tez – dziewczyna spojrzala na Menchu, ktora gestem mysliwego przewieszala sobie torebke przez ramie niczym strzelbe. – Nie moglibysmy byc troche bardziej rozsadni?

Menchu spiorunowala ja wzrokiem.

– Sama sobie badz rozsadna, skoro ten kutas tak cie kreci… Ja sie zmywam z tej zlodziejskiej meliny.

I wyszla, nie zamykajac drzwi. Wsciekly stukot obcasow oddalal sie szybko razem z nia. Julia zostala, zawstydzona i niepewna, czy powinna pojsc za przyjaciolka, czy nie. Montegrifo wzruszyl ramionami.

– Kobieta z charakterem – rzekl, palac w zamysleniu.

Julia odwrocila sie do niego, ciagle oszolomiona.

– Duzo sobie obiecywala po tym obrazie… Niech pan postara sie ja zrozumiec.

– Alez rozumiem ja – usmiechnal sie pojednawczo.

– Tylko nie moge przystac na szantaze.

– Pan tez spiskowal za jej plecami, dogadywal sie z bratanica wlasciciela… Nie gral pan czysto.

Montegrifo usmiechnal sie jeszcze szerzej, jakby mowil: takie jest zycie. Nastepnie popatrzyl w otwarte drzwi, przez ktore wyszla Menchu.

– Jak pani sadzi, co teraz zrobi?

Julia pokrecila glowa.

– Nic. Wie, ze przegrala bitwe.

Dyrektor zadumal sie.

– Ambicja, Julio, jest jak najbardziej usprawiedliwionym uczuciem – rzekl po chwili. – Gdy w gre wchodzi ambicja, jedyny grzech, jaki mozna popelnic, to poniesc kleske, zwyciestwo zas automatycznie staje sie cnota. – Wygladal na zadowolonego. – Pani Roch, czy raczej panna Roch, wpakowala sie w historie, ktora ja przerosla. Powiedzmy – puscil kolko z dymu i przygladal sie, jak plynie ku sufitowi – ze jej mozliwosci nie dorownaly jej ambicjom. – Kasztanowe oczy patrzyly teraz surowo i Julia doszla do wniosku, ze Montegrifo moze byc niebezpiecznym rywalem, kiedy przestaje zachowywac sie uprzejmie. A moze jest i niebezpieczny, i uprzejmy jednoczesnie. – Ufam, ze nie przysporzy nam nowych problemow, bo za taki grzech slono by zaplacila… Rozumie pani, co mam na mysli? A teraz, jesli pani pozwoli, porozmawiamy o naszym obrazie.

Belmonte byl w domu sam. Przyjal Julie i Munoza w salonie, siedzac w wozku pod sciana, gdzie niegdys wisiala Partia szachow. Samotny, zardzewialy gwozdz i wyblakly slad po ramie przywodzily na mysl patetyczny obraz zlupionego, opuszczonego domu. Belmonte popatrzyl w slad za ich spojrzeniem i usmiechnal sie smutno.

– Na razie nie chcialem tu niczego wieszac – wyjasnil. – Jeszcze nie – uniosl wychudzona reke i machnal z rezygnacja. – Ciezko sie przyzwyczaic.

– Rozumiem pana – odrzekla Julia ze szczera sympatia.

Starzec powoli pochylil glowe.

– Tak. Wiem, ze pani rozumie – spojrzal na Munoza, spodziewajac sie naturalnie podobnego odruchu wspolczucia z jego strony, ale szachista milczal i tylko obserwowal beznamietnie puste miejsce na scianie. – Od pierwszego spotkania wydala mi sie pani inteligentna mloda osoba. – Zwrocil sie do szachisty: – Pan tez jest tego zdania, kawalerze?

Munoz wolno przeniosl wzrok ze sciany na starego gospodarza i lekko skinal glowa, nie otwierajac ust. Wyraznie pochloniety byl wlasnymi, odleglymi myslami.

Belmonte zerknal na Julie.

– Jesli chodzi o pani przyjaciolke… – nachmurzyl sie zaklopotany. – Zyczylbym sobie, zeby jej pani wytlumaczyla… Zapewniam pania, ze nie mialem wyboru.

– Rozumiem to doskonale, prosze sie nie martwic. A Menchu tez zrozumie.

Twarz inwalidy pojasniala, a jego mina wyrazala uznanie.

– Ciesze sie, ze pani sie tym zajmie, bo strasznie mnie naciskali… Nawiasem mowiac, pan Montegrifo uczynil nam korzystna propozycje. Do tego obiecal, ze naglosni historie obrazu… – poglaskal sie po niedogolonym podbrodku. – Przyznam, ze to mnie troche oszolomilo. No i pieniadze.

Julia pokazala na grajacy w kacie gramofon.

– Zawsze nastawia pan Bacha, czy to przypadek? Zeszlym razem tez byla wlaczona ta plyta…

– Musikalisches Offert – Belmonte wyraznie sie ucieszyl. – Czesto tego slucham. To dzielo tak skomplikowane i genialne, ze do dzis zdarza mi sie odkryc w nim jakas niespodzianke – przerwal, jakby cos sobie przypomnial.

– Wiedza panstwo, ze niektore tematy muzyczne mozna interpretowac jako streszczenia calego zycia…? Cos w rodzaju luster, w ktorych mozna sie przejrzec… Wezmy na przyklad te kompozycje: temat pojawia sie rozpisany na rozne glosy i w roznych tonacjach. Czasem nawet w roznych tempach, przy odwroconych interwalach albo od konca do poczatku… – Przechylil sie przez podlokietnik wozka w strone gramofonu. – Prosze posluchac. Dostrzegaja to panstwo? Najpierw pojedynczy glos spiewa swoj temat, potem drugi rozpoczyna cztery tony wyzej albo nizej od pierwszego, ten zas podejmuje motyw drugoplanowy… Kazdy glos wchodzi we wlasciwym momencie, tak jak rozne wydarzenia w zyciu… A kiedy wszystkie glosy wchodza do gry, nastepuje koniec regul – poslal Julii i Munozowi szeroki, smutny usmiech. – Sami panstwo widza, to idealna metafora starosci. Munoz wskazal na pusta sciane.

– Ten goly gwozdz – powiedzial nieco szorstko – tez moze symbolizowac mnostwo rzeczy.

Belmonte spojrzal z uwaga na szachiste i powoli przytaknal.

– Bardzo trafna uwaga – westchnal. – Wiedza panstwo? Czasem lapie sie na tym, ze wpatruje sie w to miejsce po obrazie i wydaje mi sie, ze nadal go widze. Juz go tam nie ma, a ja go widze. Po tylu latach – dotknal palcem wlasnego czola – mam go tutaj: postacie, precyzyjnie oddane szczegoly… Moimi ulubionymi fragmentami byly zawsze krajobraz widoczny za oknem i wypukle lustro po lewej, w ktorym ukosnie odbijaja sie gracze.

– I szachownica – dodal Munoz.

– I szachownica, naturalnie. Czasami, szczegolnie na poczatku, kiedy moja biedna Ana go odziedziczyla, odtwarzalem na swojej szachownicy sytuacje z obrazu…

– Grywa pan? – zapytal Munoz z glupia frant.

– Kiedys grywalem. Teraz wlasciwie juz nie… Ale po prawdzie nigdy nie przyszlo mi do glowy, ze te partie mozna rozegrac wstecz… – zamyslil sie, bebniac palcami w kolana. – Gra do tylu… Zabawne! Wiedza panstwo, ze Bach uwielbial odwrotne uklady muzyczne? W niektorych kanonach odwraca temat i tworzy melodie, ktora cofa sie w tym samym czasie, gdy oryginalny motyw posuwa sie naprzod… Efekt moze sie wydac dziwny, ale jak sie przyzwyczaic, to nawet sprawia wrazenie bardzo naturalne. Nawet w Musikalisches

Вы читаете Szachownica Flamandzka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату