obrazy na scianach i na podlodze, barokowy Chrystus w trakcie renowacji, stosy ksiazek o sztuce i plyt, ceramika – w przypadkowym, choc wyraznym, przedziwnym punkcie przeciecia sie rozmaitych linii i perspektyw, stala
Nie odrywajac wzroku od obrazu, siegnela reka, po omacku szukajac na dywanie papierosow, ktore lezaly gdzies obok szklanki i butelki z rznietego szkla. Wreszcie trafila na nie, polozyla sobie paczke na brzuchu, powoli wyciagnela jednego papierosa i wlozyla go do ust, ale nie zapalila. Na razie nawet nie chcialo jej sie palic.
W polmroku jasno swiecily zlote litery swiezo odslonietego napisu. Kosztowalo ja to duzo drobiazgowej pracy, przerywanej co chwila w celu sporzadzenia dokumentacji fotograficznej wszystkich faz procesu. Po ostatecznym usunieciu zewnetrznej warstwy zywiczanu miedzi aurypigment gotyckich liter wyszedl na jaw pierwszy raz po tym, jak piecset lat temu Pieter van Huys zakryl go, by jeszcze bardziej zamotac tajemnice.
I oto byl widoczny jak na dloni:
Okres dyskretnej egzystencji, jaka dotad sie cieszyl, wyjawszy krotki czas spedzony w Prado, dobiegal konca. Wkrotce
Spojrzala na obraz. Niemal cala wierzchnia warstwa utlenionego werniksu juz znikla, a wraz z nia pozolkly welon skrywajacy dotychczas kolory. Uwolniony od tego filtru i z odslonietym napisem obraz blyszczal doskonalymi kolorami nawet po ciemku. Precyzyjnie kreslone, idealne kontury postaci byly swietnie widoczne, a harmonia, jaka panowala w tej scence domowej (domowej, o paradoksie – pomyslala Julia), stanowila tak doskonala kwintesencje stylu i epoki, ze bez watpienia obraz uzyska na aukcji niebotyczna cene.
Domowa, o paradoksie… Widzac dwoch zasepionych rycerzy pograzonych w szachowej rozgrywce i dame ubrana na czarno, skromnie czytajaca pod ostrolukowym oknem, nikt nie domyslalby sie dramatu, ktory wylanial sie z glebi obrazu na podobienstwo pokreconego korzenia pieknej z pozoru rosliny.
Popatrzyla na profil Rogera d'Arras, pochylonego nad szachownica i pochlonietego partia, w ktorej rzecz toczyla sie o jego zycie, w ktorej wlasciwie padl juz martwy. W stalowym naszyjniku zbroi i napiersniku wygladal na rycerza, zolnierza, jakim przeciez kiedys byl. Wojaka obdarzonego cnotami, ktory pewnego dnia, odziany moze w te wypolerowana zbroje widoczna na obrazie z Diablem, powiodl jako druzba ku lozu malzenskiemu kobiete zniewolona przez racje stanu. Julia wyobrazila ja sobie bardzo wyraznie, jeszcze jako dziewczyne, znacznie mlodsza niz na obrazie, w czasach, nim gorycz dorysowala jej zmarszczki wokol ust – jak wyglada spoza zaslonek lektyki, jak ucisza porozumiewawczy smiech podrozujacej z nia piastunki i szpieguje ukradkiem wdziecznego kawalera, przybylego w slad za wlasna wielka slawa. Byl przyjacielem jej przyszlego meza, mlodym jeszcze mezczyzna, ktory u boku towarzysza zabaw dziecinnych odnalazl spokoj po walkach, jakie stoczyl pod francuska lilia przeciwko lwu angielskiemu. Jej niebieskie, szeroko otwarte oczy musialy wtedy spotkac sie z jasnym, zmeczonym wzrokiem rycerza.
Z pewnoscia polaczylo ich cos jeszcze oprocz tego spojrzenia. Z niejasnych powodow, moze na skutek figla, jakiego platala jej wyobraznia – jak gdyby dlugotrwala praca nad obrazem zdolala wytworzyc tajemna wiez miedzy Julia a przedstawionym przez van Huysa fragmentem przeszlosci – dziewczyna, patrzac na scene, byla, a w kazdym razie czula sie, czlonkiem tej malej spolecznosci, jak ktos, kto z nimi mieszka, komu bliskie sa wszystkie szczegoly i drobiazgi ich codziennosci. Okragle zwierciadlo namalowane na scianie, odbijajace zmniejszone sylwetki graczy, zawieralo tez i jej podobizne. Tak samo jak lustro na obrazie
Usmiechnela sie do cieni w pokoju, postanawiajac wreszcie zapalic papierosa. Blask zapalki oslepil ja na moment i przeslonil
Beatrycze, ksiezna Ostenburga. Mandolina, na ktorej brzdaka siedzacy pod murem paz, powoduje, ze w jej oczach, opuszczonych na ksiazke, pojawia sie nuta melancholii. Kobieta przypomina sobie burgundzka mlodosc, swoje nadzieje i marzenia. Kamienny kapitel w oknie, wychodzacym na przeczyste blekitne niebo Flandrii, wyobraza meznego swietego Jerzego w chwili, gdy ten mierzy wlocznia w smoka wijacego sie pod kopytami jego konia. Czas zlamal swietemu – nieomylne oko malarza, ale takze oko Julii, ktora przyglada sie malarzowi, dostrzegaja takie szczegoly – gorny koniec wloczni, a w miejscu, gdzie jezdziec wystawial groznie prawa stope, uzbrojona niewatpliwie w ostroge, teraz widac tylko oblamany fragment. Zatem nikczemnego smoka zabija swiety Jerzy nie w pelni uzbrojony, kulawy, z tarcza zniszczona przez wiatr i deszcz. Ale moze wlasnie dlatego latwiej sie utozsamic z takim rycerzem, ktory przez dziwna gre wyobrazni kojarzy sie Julii z wojownicza powierzchownoscia okaleczonego olowianego zolnierzyka.
Beatrycze z Ostenburga czyta – pomimo malzenstwa nigdy nie zagasla w niej dumna krew burgundzkiego rodu. Czyta tajemnicza ksiazke, nabijana srebrnymi cwiekami, z jedwabna zakladka w formie wstazki. Inicjaly, wyborne iluminowane miniatury, sa dzielem mistrza od
Co chwila jej niebieskie oczy, blyszczace flamandzkim swiatlem, wedruja znad ksiazki ku dwom mezczyznom, ktorzy graja przy stole w szachy. Jej malzonek duma, oparty na lewym lokciu, prawa dlonia bezwiednie gladzac