odmalowala sie na jej twarzy, bo Cesar i Munoz popatrzyli na nia z zaniepokojeniem.
– Wszystko w porzadku. – Potrzasnela glowa, ludzac sie, ze tym ruchem ukoi mysli, i wyciagnela z torebki schemat poziomow interpretacyjnych, ktore Munoz przypisal swego czasu obrazowi. – Przyjrzyjcie sie temu.
Szachista popatrzyl na kartke, po czym przekazal ja bez slowa Cesarowi.
– I co wy na to? – spytala dziewczyna.
Cesar skrzywil usta w jakims nieokreslonym grymasie.
– Niepokojace. Ale moze juz za bardzo to literackie… – Jeszcze raz przyjrzal sie diagramowi sporzadzonemu przez Julie. – Ciekaw jestem, czy lamiemy sobie glowy czyms naprawde glebokim, czy przeciwnie, potwornie banalnym.
Julia nie odpowiedziala, patrzyla uwaznie na Munoza. Chwile wczesniej szachista polozyl kartke na stole, wyjal dlugopis z kieszeni i cos tam poprawil. Nastepnie podsunal jej rysunek.
– Teraz mamy jeszcze jeden poziom – powiedzial z powaga. – Jest pani w to wplatana co najmniej na rowni z postaciami obrazu:

– Tak, jak przypuszczalam – kiwnela glowa dziewczyna. – Poziomy numer jeden i piec, prawda?
– Co w sumie daje szesc. Poziom szosty, ktory zawiera w sobie wszystkie pozostale. – Szachista pokazywal elementy schematu. – Czy pani chce, czy nie, tkwi pani w tym po uszy.
– A to znaczy… – Julia patrzyla na Munoza szeroko otwartymi oczami, jakby pod stopami otwarla jej sie studnia bez dna – ze osoba, ktora byc moze zamordowala Alvara, a ktora wyslala nam te karteczke, rozgrywa jakas obledna partie szachow… Partie, gdzie sie gra nie tylko mna, ale nami wszystkimi… Czy to mozliwe?
Szachista wytrzymal jej spojrzenie w milczeniu. Na jego twarzy nie malowal sie jednak niepokoj, tylko swoista ciekawosc, jak gdyby sytuacja podsuwala intrygujace wnioski, ktorym nie omieszkalby sie przyjrzec.
– Gratuluje – znow ten ulotny usmieszek zagoscil na jego ustach – wreszcie zdali sobie z tego panstwo sprawe.
Menchu nalozyla w domu bardzo precyzyjny makijaz i ubrala sie z absolutna premedytacja: krotka, bardzo obcisla spodniczka i wytworny zakiet z czarnej skory narzucony na kremowy pulower, ktory uwydatnial jej biust w sposob wrecz nieprzyzwoity, jak ocenila to Julia. Byc moze spodziewajac sie tego, sama zdecydowala sie w ten wieczor na stroj swobodny: mokasyny, dzinsy i sportowa, zamszowa kurteczka, do tego jedwabna apaszka na szyi. Gdyby Cesar widzial, jak wysiadaja z fiata Julii przed biurami Claymore'a, z miejsca powiedzialby, ze to matka z corka.
Stukot obcasow i zapach perfum Menchu dotarl do gabinetu dyrektora przed nimi. Paco Montegrifo wyszedl im na spotkanie, ucalowal dlonie i zaprezentowal swoje wspaniale kontrastujace z opalenizna blyszczace zeby, ktore z powodzeniem mogly mu sluzyc jako wizytowka. W gabinecie, wylozonym szlachetna boazeria, stal imponujacy stol z mahoniu, lampa i ultranowoczesnie zaprojektowane fotele. Kiedy juz w nich usiadly, podziwiajac zawieszonego na honorowym miejscu znakomitego Vlamincka, dyrektor domu aukcyjnego zajal miejsce pod obrazem, po drugiej stronie stolu, ze skromna mina czlowieka, ktory szczerze zaluje, ze nie moze zaoferowac lepszego widoku. Jakis Rembrandt – zdawalo sie mowic jego spojrzenie, ktorym przesliznal sie po prowokujaco skrzyzowanych nogach Menchu, by z uwaga zatrzymac sie na twarzy Julii. Albo na przyklad Leonardo.
Montegrifo przystapil do tematu natychmiast po tym, jak sekretarka przyniosla im kawe w porcelanowych filizankach Kompanii Indyjskiej. Menchu oslodzila swoja kawe sacharyna, Julia popijala gorzka, nie czekajac, az ostygnie. Kiedy zapalala papierosa, gospodarz zza szerokiego stolu wykonal w jej kierunku jakis nieporadny, bezuzyteczny gest ze zlota zapalniczka w dloni. W tym czasie zdazyl juz jednak wylozyc sprawe w ogolnych slowach. I w glebi duszy Julia musiala przyznac, ze, nie uchybiajac nienagannym manierom, zalatwil to bez ogrodek.
A rzecz byla wiecej niz oczywista: Claymore z przykroscia odrzuca warunki zaproponowane przez Menchu w sprawie podzialu zyskow ze sprzedazy van Huysa. Jednoczesnie czuje sie w obowiazku powiadomic je, ze wlasciciel obrazu, pan… – tu Montegrifo flegmatycznie zajrzal do notatek – Manuel Belmonte, w porozumieniu ze swoja bratanica i jej mezem, zdecydowal sie anulowac umowe zawarta z pania Carmen Roch i przekazuje prawa do van Huysa Claymore'owi i Wspolnikom. Wszystko to – dodal, splotlszy dlonie i oparlszy sie lokciami o brzeg stolu – zostalo zalegalizowane przed notariuszem, dokument jest u niego w szufladzie, do wgladu. – Tu Montegrifo popatrzyl na Menchu ze smutkiem, czemu towarzyszylo westchnienie czlowieka swiatowego.
– Chce mi pan powiedziec – filizanka drzala w roztrzesionej dloni Menchu – ze grozi mi pan odebraniem obrazu?
Dyrektor zerknal z wyrzutem na zlote spinki koszuli, jakby powiedzialy cos niestosownego, i delikatnie wyciagnal wykrochmalone mankiety.
– Obawiam sie, ze juz go pani odebralismy – odrzekl ze skrucha jak czlowiek, ktory musi przedstawic wdowie nieoplacone przez zmarlego rachunki. – W kazdym razie pani pierwotny procent od zysku ze sprzedazy na aukcji pozostaje, jak uzgodniono. Oczywiscie po odliczeniu wydatkow. Claymore nie zamierza czegokolwiek pania pozbawiac, a tylko nie zgadza sie na zbyt twarde warunki, droga pani. – Leniwym ruchem wyjal z kieszeni srebrna papierosnice i polozyl ja na stole. – Claymore nie widzi powodu, zeby zwiekszac pani procent. To wszystko.
– Nie widzicie powodu? – Menchu spojrzala zagniewana na Julie, spodziewajac sie okrzykow solidarnego oburzenia albo czegos w tym rodzaju. – Powod, panie Montegrifo, jest taki, ze dzieki wykonanym przez nas badaniom wartosc tego obrazu znacznie wzrasta… Czy to powod niewystarczajacy?
Bez slowa, samym uprzejmym spojrzeniem Montegrifo zapewnil Julie, ze nie posadza jej o to obrzydliwe oszustwo. Nastepnie zwrocil sie do Menchu ze znacznie bardziej surowym wzrokiem.
– Jesli badania, ktore panie wykonaly – mowiac “panie”, nie zamierzal ukrywac, jaka opinie ma na temat talentow badawczych Menchu – podniosa wartosc van Huysa, automatycznie wzrosnie tez wysokosc procentu, jaki uzgodnila pani z Claymore'em… – Tu pozwolil sobie na poblazliwy usmiech, po czym znow jakby zapomnial o Menchu i popatrzyl na Julie. – Jesli o pania chodzi, nowa sytuacja absolutnie nie godzi w pani interesy, wrecz przeciwnie. Claymore – jego usmiech nie pozostawial watpliwosci, kto konkretnie u Claymore'a – uwaza, ze pani osiagniecia w tej materii sa naprawde wyjatkowe. Dlatego zwracamy sie do pani z prosba o dalsza renowacje obrazu. I prosze sie nie niepokoic finansowym aspektem sprawy.
– Przepraszam, mozna wiedziec – oprocz dloni trzymajacej filizanke i spodeczek Menchu drzala tez dolna warga – jakim cudem jest pan tak dobrze poinformowany na temat prac nad obrazem…? Julia, owszem, jest nieco prostoduszna, ale nie wyobrazam sobie, zeby opowiedziala panu przy swiecach cale swoje zycie. Chyba ze sie myle?
Byl to cios ponizej pasa, Julia juz otworzyla usta, zeby zaprotestowac, ale Montegrifo uspokoil ja gestem dloni.
– Niech pani poslucha, pani Roch… Pani przyjaciolka odrzucila kilka propozycji zawodowych, jakie zlozylem jej przed paroma dniami, i uczynila to, mowiac kurtuazyjnie, ze musi sie zastanowic. – Otworzyl papierosnice i skrupulatnie, jakby przeprowadzal wazna operacje, wyjal z niej papierosa. – Szczegolow o stanie obrazu, o ukrytym napisie i tym podobnych rzeczach byla laskawa dostarczyc mi bratanica wlasciciela. To zreszta uroczy pan, ten don Manuel. A musze przyznac – nacisnal zapalniczke i wypuscil niewielki obloczek dymu – ze sprzeciwial sie pozbawieniu pani praw do van Huysa. Jak sie zorientowalem, czlowiek niezwykle lojalny, upieral sie, prosze sobie wyobrazic, zeby nikt poza Julia nie dotykal obrazu, zanim renowacja nie dobiegnie konca… W tych rokowaniach niebywale pomogl mi sojusz natury taktycznej, jaki zawarlem z bratanica don Manuela… Natomiast jej maz, pan Lapena, nie zglaszal obiekcji, zwlaszcza gdy uslyszal o ewentualnej zaliczce.
– Nastepny Judasz – Menchu prawie wyplula te slowa.
Montegrifo wzruszyl ramionami.
– Przypuszczam – powiedzial obojetnym tonem – ze mozna by go ochrzcic takim przydomkiem, zgoda. I jeszcze paroma innymi.
– Ale ja tez mam podpisany dokument – zaprotestowala Menchu.
– Wiem. Ale to zwykle porozumienie bez mocy prawnej, moje tymczasem ma kontrasygnate notariusza, sa bratanica i jej maz jako swiadkowie, i rozmaite poreczenia, lacznie z gwarancja w postaci depozytu pienieznego z naszej strony… Jesli pozwoli pani, posluze sie zwrotem, ktorego uzyl pan Alfonso Lapena w momencie skladania swojego podpisu: mucha nie siada.
Menchu pochylila sie do przodu i Julia przestraszyla sie, ze trzymana przez nia filizanka z kawa wyladuje zaraz