kolekcjonerowi, z ktorym juz sie dogadalismy… Tego dnia, kiedy widzialas mnie na Rastro, Menchu i ja wlasnie bylismy po spotkaniu z posrednikiem… Odpowiedzialnosc za szkody w twoim mieszkaniu miala wziac na siebie Menchu, ale ze bylyscie przyjaciolkami i w gre wchodzil wypadek, wiec nie istniala obawa jakichs ciezkich oskarzen. Moze skarga majatkowa. I tyle. Z drugiej strony natomiast mowila, ze najbardziej ostrzy sobie zeby na mysl o minie, jaka zrobi Paco Montegrifo.

Julia z niedowierzaniem pokrecila glowa.

– Menchu nie byla zdolna do takich rzeczy.

– Menchu byla zdolna do wszystkiego, jak kazdy.

– Swinia jestes, Max.

– W tej chwili nie ma wielkiego znaczenia, kim jestemn – Max znow wygladal jak zbity pies. – W kazdym razie pol godziny zabralo mi przyprowadzenie samochodu i zaparkowanie. Pamietam, ze byla gesta mgla nie moglem znalezc miejsca, co chwila patrzylem na zegarek, bo balem sie, ze sie na ciebie natkne… Pietnascie po dwunastej znowu wszedlem na gore. Nie dzwonilem, tylko od razu otworzylem kluczami. Menchu lezala w przedpokoju, twarza do gory i z otwartymi oczami. Najpierw myslalem, ze po prostu stracila przytomnosc z nerwow. Ale kiedy sie schylilem, zobaczylem, ze ma siniec na szyi. Lezala martwa, Julio. Martwa i jeszcze ciepla. Wtedy oszalalem ze strachu. Zrozumialem, ze jak wezwe policje, bede sie musial gesto tlumaczyc… Dlatego rzucilem klucze na podloge, zatrzasnalem drzwi i zlecialem na dol, skaczac chyba po cztery stopnie. Nie potrafilem zebrac mysli. Przenocowalem w jakims pensjonacie, caly przerazony, roztrzesiony, oka nie zmruzylem. Rano na lotnisku… A reszte znasz.

– Obraz byl w domu, kiedy znalazles Menchu?

– Tak. To byla jedyna rzecz, oprocz jej ciala, na jaka spojrzalem… Lezal na sofie, zawiniety w gazety pozlepiane i tasma klejaca. Sam go tak zapakowalem – usmiechnal sie gorzko. – Ale juz nie mialem odwagi, zeby go zabrac. Uznalem, ze dosyc mi sie na leb zwalilo.

– Mowisz, ze Menchu lezala w przedpokoju, a przeciez znalazlam ja w sypialni… Nie widziales u niej chustki na szyi?

– Nie miala zadnej chustki. Tylko gola, uderzona szyja. Zabili ja ciosem w gardlo, prosto w grdyke.

– A butelka?

Max popatrzyl na nia wsciekly.

– Jeszcze ty z ta cholerna butelka… Policjanci w kolko mnie pytaja, dlaczego wsadzilem Menchu butelke w cipe. Przysiegam ci, ze nie wiem, o czym mowia. – Podniosl papierosa do ust i zaciagnal sie gleboko, patrzac podejrzliwie na Julie. – Menchu lezala niezywa, koniec, kropka. Zabita jednym ciosem i tyle. Nie ruszalem jej. Nie przebywalem u ciebie dluzej jak przez minute… To musial zrobic kto inny, potem.

– Potem? Kiedy? Wedlug tego, co mowisz, morderca juz zdazyl pojsc.

– Nie wiem – byl wyraznie zaklopotany. – Moze wrocil po moim odejsciu. – Nagle zbladl, jakby zdal sobie i, czegos sprawe. – A moze… – widziala, jak trzesa mu sie rece w kajdankach – moze ciagle sie tam chowal. I czekal na ciebie.

Postanowili podzielic sie praca. W czasie, kiedy Julia rozmawiala z Maxem i zdawala pozniej relacje nadinspektorowi, ktory potraktowal jego wersje nad wyraz sceptycznie, Cesar i Munoz spedzili reszte dnia, rozpytujac wsrod sasiadow. O zmierzchu spotkali sie we trojke w kawiarni przy ulicy Prado. Siedzac wokol marmurowego stolika, nad przepelniona popielniczka i oproznionymi filizankami, przeanalizowali doglebnie opowiesc Maxa. Nachyleni ku sobie, pograzeni w cichej rozmowie wsrod, dymu i gwaru, wygladali jak spiskowcy.

– Wierze Maxowi – orzekl Cesar. – Jego historia nie jest od rzeczy. Na dobra sprawe pasuje do niego pomysl z kradzieza obrazu. Ale nie bardzo miesci mi sie w glowie, zeby byl zdolny do tej reszty… Butelka z dzinem, kochani, to juz zwyrodnienie. Nawet jak na niego. Ponadto wiemy, ze kobieta w plaszczu tez krazyla wokol twojego domu. Lola Belmonte, Nemezis czy diabli wiedza kto.

– A moze Beatrycze Ostenburska? – spytala Julia.

Antykwariusz zgromil ja wzrokiem.

– Twoje dowcipy sa absolutnie nie na miejscu – poprawil sie niespokojnie na krzeselku, spojrzal na siedzacego nieruchomo Munoza i pol zartem, pol serio odegnal widma machnieciem dloni. – Kobieta kolo twojego domu byla czlowiekiem z krwi i kosci… Tak mniemam przynajmniej.

Cesar dyskretnie wypytal wczesniej dozorce domu naprzeciwko, ktorego znal z widzenia. W ten sposob dowiedzial sie paru przydatnych szczegolow. Na przyklad tego, ze odzwierny, w czasie kiedy zamykal brame, czyli miedzy dwunasta a wpol do pierwszej, widzial, jak wysoki, mlody czlowiek z wlosami w kitke wyszedl z domu Julii i ruszyl ku samochodowi, zaparkowanemu przy krawezniku. Ale niedlugo potem – antykwariusz kontynuowal wyraznie podniecony, jakby powtarzal jakas plotke z wyzszych sfer – powiedzmy, z kwadrans pozniej, kiedy ow czlowiek wyrzucal smieci, ujrzal jeszcze jakas blondynke w ciemnych okularach i w plaszczu… To powiedziawszy, Cesar rozejrzal sie wokol z obawa, jakby fatalna kobieta mogla siedziec przy ktoryms z sasiednich stolikow. Dozorca – relacjonowal – nie przyjrzal jej sie dobrze, bo odeszla ulica w tym samym kierunku, co tamten… Nie byl tez w stanie potwierdzic, czy wychodzila z domu Julii. Po prostu kiedy odwrocil sie z kublem w reku, to ja zobaczyl. Nie, policji nic o niej nie mowil, bo go o nia nie pytali. I drapiac sie w skron, dodal, ze teraz tez by pewnie nie przyszlo mu do glowy, gdyby sam Cesar nie zadal mu konkretnego pytania. Nie, nie zwrocil uwagi, czy miala jakis duzy pakunek. Zobaczyl tylko blondynke na ulicy. Nic poza tym.

– Na ulicy – odezwal sie Munoz – pelno jest blondynek.

– W plaszczu od deszczu i okularach przeciwslonecznych? – odparla Julia. – To mogla byc Lola Belmonte. W tym czasie odwiedzilam don Manuela. I ona, i jej maz byli poza domem.

– Nie – przerwal jej Munoz. – W poludnie zdazyla juz pani zajsc do mnie, do klubu. Spacerowalismy z godzine i przyszlismy do pani kolo pierwszej. – Zerknal na Cesara, w ktorego oczach, jak zauwazyla Julia, blysnal podziw dla intelektu szachisty. -… Jesli morderca czekal na pania, zapewne zmienil plan, widzac, ze pani nie nadchodzi. Zabral wiec obraz i uciekl. Moze to ocalilo pani zycie.

– A dlaczego zabil Menchu?

– Na przyklad nie spodziewal sie jej tam znalezc, wobec czego usunal niewygodnego swiadka. Moze wcale nie planowal zbicia wiezy hetmanem… Wszystko to byloby wiec, powiedzmy, blyskotliwa improwizacja.

Cesar uniosl brew z odraza.

– Przesadzil pan, przyjacielu, z ta “blyskotliwa”.

– Mniejsza o okreslenie. Zmienic planowany ruch w marszu, stosujac wariant, ktory pasuje do sytuacji, do tego polozyc przy trupie karteczke z odpowiednim zapisem… – szachista zamyslil sie na chwile. – Zdazyl jeszcze pokombinowac. Nawet bilecik napisal, jak twierdzi Feijoo, na maszynie Olivetti panny Julii. Nie zostawiajac sladow. Ten ktos dzialal z ogromnym spokojem, ale szybko i sprawnie. Jak w zegarku.

Julii przypomnialo sie, jak poprzedniego dnia Munoz oczekiwal przyjazdu policji, kleczac obok ciala Menchu – niczego nie dotykal, nie odzywal sie, tylko patrzyl na bilecik od mordercy, z zimna krwia, jakby siedzial w klubie Capablanca.

– Dalej nie rozumiem, dlaczego Menchu otworzyla mu drzwi…

– Myslala, ze to Max – podsunal Cesar.

– Nie – powiedzial Munoz. – A klucze, te same, ktore znalezlismy na podlodze? Ona wiedziala, ze to nie Max.

Cesar okrecil sobie topaz wokol palca i westchnal.

– Wcale sie nie dziwie, ze policja uchwycila sie kurczowo Maxa – rzekl zbulwersowany. – Juz zaczyna brakowac podejrzanych. A niedlugo rowniez zabraknie ofiar… I jesli pan Munoz bedzie za wszelka cene stosowal swoje metody dedukcji, to sie okaze… Macie pojecie? Zostanie pan sam, otoczony trupami jak w ostatnim akcie Hamleta, i dojdzie do nieuchronnego wniosku: “Przezylem tylko ja, zatem zgodnie z zasadami scislej logiki, po wykluczeniu wariantow niemozliwych, czyli zabitych, morderca musze byc ja”… I odda sie pan w rece policji.

– To nie takie oczywiste – odparl Munoz.

Cesar spojrzal nan z wyrzutem.

– Ze pan jest morderca…? Prosze wybaczyc, drogi przyjacielu, ale nasza rozmowa niebezpiecznie przeistacza sie w dialog prowadzony w domu wariatow. Nawet na chwile nie przyszloby mi do glowy…

– Nie o tym mowie. – Szachista przygladal sie swoim dloniom, opartym o blat po obydwu stronach pustej filizanki. – Chodzi mi o to, co przed chwila powiedzieliscie: ze juz nie ma podejrzanych.

Вы читаете Szachownica Flamandzka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату