– Jak to? – wymamrotala Julia z niedowierzaniem. – Ma pan jakas nowa koncepcje?

Munoz podniosl oczy i z rozwaga popatrzyl na dziewczyne. Po chwili cmoknal jezykiem i przechylil glowe.

– Mozliwe.

Julia domagala sie wyjasnien, ale ani jej, ani Cesarowi nie udalo sie wydobyc zen ni slowa. Szachista nieobecnym wzrokiem spogladal na stol miedzy dlonmi, jak gdyby w marmurowym deseniu odgadywal ruchy tajemniczych figur. I tylko przez jego usta raz po raz przebiegal, niczym ulotny cien, ten blady usmieszek, za ktorym kryl sie zawsze, kiedy chcial odizolowac sie od swiata.

XIII. Siodma Pieczec

I w tej plomiennej chwili ujrzal cos, co

napelnilo go trudnym do zniesienia lekiem:

koszmar przepastnych glebin szachownicy.

Vladimir Nabokov, Zaszczita Luzyna

– Rzecz jasna – powiedzial Paco Montegrifo – ta okropna historia w niczym nie zmienia naszej umowy.

– Jestem panu wdzieczna.

– Nie ma za co. Wiemy, ze stalo sie to nie z pani winy. Dyrektor Claymore'a odwiedzil Julie w pracowni w Prado, przy okazji – jak oswiadczyl, pojawiwszy sie bez zapowiedzi – spotkania z dyrektorem muzeum w zwiazku z planowanym zakupem jakiegos rekomendowanego jego firmie Zurbarana. Zastal ja przy pracy, kiedy wstrzykiwala mieszanke kleju i miodu do drobnego otworu w tryptyku przypisywanym Ducciowi di Buoninsegna. Nie mogac odlozyc przedmiotow, trzymanych w reku, pozdrowila Montegrifa szybkim skinieniem glowy i wcisnela tlok strzykawki, ktora nakladala przygotowana substancje. Dyrektor domu aukcyjnego byl zachwycony, ze przylapal ja in flagranti – jak wyrazil sie, posylajac jej swoj najbardziej promienny usmiech – usiadl wiec na jednym ze stolow i przygladal sie, palac papierosa.

Julia czula sie niezrecznie, wiec skonczyla prace tak szybko, jak tylko mogla. Na fragment, ktory poddawala renowacji, polozyla dla ochrony woskowany papier i starannie przycisnela woreczkiem z piaskiem. Potem wytarla dlonie w pstrokato poplamiony fartuch i siegnela po napoczetego papierosa, ktory dymil w popielniczce.

– Cos cudownego – Montegrifo wskazal obraz. – Kolo tysiac trzechsetnego, prawda? Mistrz Buoninsegna, o ile sie nie myle.

– Tak. Muzeum kupilo go pare miesiecy temu. – Julia przygladala sie krytycznym okiem rezultatom wlasnej pracy. – Mialam troche klopotu ze zlotymi platkami na lamowce szaty Matki Bozej. W paru miejscach poodpadaly.

Montegrifo z uwaga profesjonalisty pochylil sie nad tryptykiem.

– W kazdym razie wspaniala robota – ocenil. – Jak wszystko, co wychodzi spod pani rak.

– Dzieki.

Dyrektor popatrzyl na Julie z zyczliwym smutkiem.

– Aczkolwiek, rzecz jasna, nie ma porownania z naszym kochanym arcydzielem flamandzkim…

– Pewnie, ze nie. Nie ujmujac niczego Ducciowi.

Usmiechneli sie obydwoje. Montegrifo poprawil nieskazitelne mankiety koszuli, zeby wystawaly dokladnie trzy centymetry spod rekawow granatowej marynarki w pepitke, dzieki czemu mozna bylo podziwiac zlote spinki z jego inicjalami. Mial na sobie idealnie wyprasowane szare spodnie i czarne wloskie buty, lsniace mimo deszczu.

– Wiadomo, co z van Huysem? – spytala dziewczyna.

Dyrektor domu aukcyjnego spogladal z wykwintna melancholia.

– Niestety nie. – Wprawdzie po podlodze walaly sie trociny, papierki i resztki farby, on jednak strzepnal papierosa do popielniczki. – Ale jestesmy w stalym kontakcie z policja… Mam wszelkie pelnomocnictwa ze strony rodziny Belmonte. – Tym razem mina wyrazala pochwale dla takiej roztropnosci i jednoczesny zal, ze wlasciciele nie uczynili tego wczesniej. – Paradoksalnie, Julio, jesli Partia szachow sie odnajdzie, ten ciag przykrych wydarzen z pewnoscia nieprawdopodobnie wplynie na jej cene…

– Nie mam co do tego najmniejszej watpliwosci. Ale sam pan mowi: jesli sie odnajdzie.

– Widze, ze nie jest pani optymistka.

– Po tym, co ostatnio przeszlam, raczej nie mam po temu powodow.

– Rozumiem pania. Wierze jednakze w skutecznosc dzialan policji… Albo w szczescie. Jezeli zdolamy odzyskac obraz i wystawic go na aukcje, to zapewniam pania, ze bedzie to wydarzenie. – Usmiechnal sie, jak gdyby chowal w kieszeni cudowny podarek. – Czytala pani ostatnie “Arte y Antigliedades”? Dali na te historie piec kolorowych stron. Ciagle wydzwaniaja dziennikarze z branzy. W przyszlym tygodniu bedzie reportaz w “Financial Times”… Oczywiscie paru dziennikarzy chcialo nawiazac kontakt takze z pania.

– Nie chce zadnych wywiadow.

– Jesli moge wyrazic swoja opinie, to wielka szkoda. W pani pracy prestiz to fundamentalna sprawa. Reklama podnosi pani pozycje zawodowa…

– Ale nie taka reklama. Przeciez obraz skradziono z mojego domu.

– Ten szczegol staramy sie przemilczac. To nie byla pani wina, o czym dobitnie swiadczy raport policyjny. Wedlug dostepnych danych, narzeczony pani przyjaciolki dostarczyl obraz nieznanemu posrednikowi; sledztwo toczy sie w tym kierunku. Jestem przekonany, ze sie odnajdzie. Bardzo trudno nielegalnie wywiezc dzielo rownie slawne, jak van Huys. Zacznijmy od tego.

– Gratuluje dobrego samopoczucia. Trzeba przyznac, ze umie pan przegrywac. Mozna by powiedziec, wzorowy sportowiec. A mialam wrazenie, ze kradziez byla koszmarnym ciosem dla pana firmy…

Montegrifo przybral cierpietniczy wyraz twarzy. Watpiac obraza mnie pani – mozna bylo wyczytac w jego oczach.

– Istotnie, ma pani racje – odparl patrzac na Julie, jakby oceniala go niesprawiedliwie. – Prawde mowiac, musialem sie gesto tlumaczyc naszej londynskiej centrali. Ale coz poradzic, taki biznes… Nawiasem mowiac, nie ma tego zlego… Nasza filia w Nowym Jorku przy okazji odkryla innego van Huysa: Wekslarza z Leuven.

– “Odkryla” to troche za duzo powiedziane. To znany obraz, figuruje w katalogach. Nalezy do prywatnego kolekcjonera.

– Jak widze, jest pani swietnie poinformowana. Chodzilo mi o to, ze jestesmy w trakcie negocjacji z wlascicielem. Chyba wyczul, ze moze teraz na nim dobrze zarobic. Tym razem moi nowojorscy koledzy uprzedzili konkurencje.

– Winszuje.

– Pomyslalem, ze moglibysmy to uczcic. – Zerknal na swojego rolexa. – Dochodzi siodma, wiec zapraszam pania na kolacje. Musimy omowic nasze przyszle wspolne przedsiewziecia… Mam rzezbe w drewnie, polichromowana. Siedemnastowieczna szkola z Indii Portugalskich. Chcialbym, zeby rzucila pani na to okiem.

– Bardzo panu dziekuje, ale nie jestem w nastroju. Smierc przyjaciolki, ta cala afera z obrazem… Nie bylabym dzis wymarzona towarzyszka.

– Szkoda. – Montegrifo przyjal jej odmowe z galanteria, nie przestajac sie usmiechac. – Jezeli nie ma pani nic przeciwko temu, zadzwonie na poczatku przyszlego tygodnia… Moze w poniedzialek?

– Zgoda. – Julia wyciagnela dlon, ktora dyrektor uscisnal delikatnie. – I dziekuje za odwiedziny.

– Spotkanie z pania to zawsze wielka przyjemnosc, Julio. Jesli bedzie pani czegokolwiek potrzebowac – spojrzal jej gleboko w oczy z intencja nielatwa do odczytania – podkreslam, czegokolwiek, wszystko jedno. Prosze sie nie wahac, tylko dzwonic.

Poszedl, posylajac jej od progu ostatni olsniewajacy usmiech. Julia zostala sama. Jeszcze pol godziny popracowala nad Buoninsegna i tez zaczela sie zbierac. Munoz i Cesar przekonywali ja, zeby przez pare dni nie pokazywala sie w domu, antykwariusz zaoferowal jej goscine. Julia jednakze twardo obstawala przy swoim,

Вы читаете Szachownica Flamandzka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату