W jego glosie nie bylo slychac nagany czy grozby. Szachista o dziwo sprawial wrazenie, jakby przyjal neutralna postawe. Neutralna do czasu – pomyslala Julia – bo predzej czy pozniej przyjdzie moment, kiedy wyczerpia sie slowa i trzeba bedzie podjac decyzje. Tyle ze ten moment jest jeszcze bardzo daleko, jak stwierdzila, oszolomiona nieustajacym odczuciem, ze cala scena jest zupelnie nierealna.

– No to zaczynajmy – rzekla, i z nieoczekiwana ulga poznala po wlasnym glosie, ze odzyskuje spokoj. Spojrzala twardo na Cesara. – Powiedz nam o Alvarze.

Antykwariusz skinal glowa.

– O Alvarze – powtorzyl cicho. – Ale najpierw musze zajac sie obrazem… – tu na jego twarzy pojawil sie zal, jakby antykwariusz zdal sobie sprawe, ze zapomnial o elementarnej goscinnosci. – To niewybaczalne, do tej pory niczego nie zaproponowalem. Napijecie sie czegos?

Nikt nie odpowiedzial. Cesar podszedl do starego debowego kufra, ktorego uzywal jako barku.

– Pierwszy raz zobaczylem ten obraz, kiedy bylem u ciebie, Julio. Pamietasz…? Przywiezli go pare godzin wczesniej, cieszylas sie jak mala dziewczynka. Przez prawie godzine przypatrywalem ci sie, jak badasz kazdy szczegol i tlumaczysz mi, jakimi technikami sie posluzysz, zeby, cytuje doslownie, uczynic zen najpiekniejsze osiagniecie w twojej karierze – mowiac to, Cesar wybral waska szklanke z drogiego, rznietego krysztalu, i napelnil ja lodem, dzinem i sokiem z cytryny. – Bylem urzeczony twoim szczesciem, a prawde mowiac, ksiezniczko, ja tez bylem szczesliwy. – Odwrocil sie do nich ze szklanka w dloni, zadowolony z proporcji koktajlu. – Ale nie powiedzialem ci wtedy… Coz. Rzecz w tym, ze i dzisiaj nie znajduje odpowiednich slow… Wpadlas w zachwyt na widok urody obrazu, doskonalosci jego kompozycji, kolorow i swiatla. Ja tez, ale z innych powodow. Ta szachownica, pochyleni nad nia gracze i dama, ktora czyta przy oknie, obudzili we mnie echo dawno uspionej pasji, o ktorej wydawalo mi sie, ze juz zapomnialem. Wyobraz sobie moje zaskoczenie, kiedy – trach! – powrocila jak armatnia kula, a mnie i zachwyt zdjal, i strach. Poczulem jakby tchnienie szalenstwa.

Antykwariusz zamilkl na chwile i oswietlona czescia ust usmiechnal sie do siebie podstepnie, jakby to wspomnienie napawalo go szczegolna blogoscia.

– Rzecz nie dotyczyla wylacznie szachow – podjal po chwili – ale owego zawodowego poczucia, ze ta gra stanowi parabole zycia i smierci, laczy rzeczywistosc z marzeniami… I kiedy ty, Julio, mowilas o barwnikach i werniksach, ja ledwie cie sluchalem, zaskoczony dreszczem rozkoszy i niezwyklego smutku, jaki przeszywal mi cialo, tylko siedzialem kolo ciebie na sofie i wpatrywalem sie nie w to, co Pieter van Huys namalowal na trzech deskach, ale w to, co ow genialny mistrz mial w glowie podczas malowania.

– I postanowiles, ze obraz musi nalezec do ciebie…

Cesar spojrzal na dziewczyne z ironia i nagana.

– Upraszczasz, ksiezniczko. – Upil lyk drinka. Jego slaby usmiech wyrazal prosbe o wyrozumialosc. – Postanowilem raczej, ze bezwzglednie musze do konca spelnic dlug wobec mlodzienczej pasji. Takiego dlugiego zycia, jak moje, nie nalezy przezywac na darmo. Bez watpienia wlasnie dlatego natychmiast dotarl do mnie nie komunikat wprawdzie, ktory okazal sie tu kluczem, ale niezbity fakt, ze w obrazie zawarta jest fascynujaca, straszliwa zagadka. Moze ta zagadka, pomysl przez chwile, dawala mi wreszcie racje bytu.

– Racje bytu?

– Tak. Swiat nie jest tak prosty, jak niektorzy chcieliby nam wmowic. Kontury sa niewyrazne, licza sie odcienie. Nic nie jest czarne albo biale. Zlo moze skrywac dobro albo piekno i na odwrot, a zadne z tych pojec nie wyklucza drugiego. Istota ludzka potrafi kochac i zdradzic ukochana osobe, co w niczym nie zaprzecza autentycznosci jej uczuc. Mozna byc zarazem ojcem, bratem, synem i kochankiem, ofiara i katem… Wez pierwszy z brzegu przyklad. Zycie to niebezpieczna przygoda w zamglonym pejzazu o ruchomej powierzchni i sztucznie wyznaczonych granicach. Tu wszystko moze w kazdej chwili skonczyc sie i zaczac na nowo wzglednie urwac nagle, jak uciete, na zawsze. Tu jedynym rzeczywistym absolutem, spojnym, niepodwazalnym i ostatecznym jest smierc. A my jestesmy malymi blyskami miedzy dwiema wiecznymi nocami i mamy, ksiezniczko, bardzo malo czasu.

– Ale to sie nie wiaze ze smiercia Alvara.

– Wszystko sie wiaze ze wszystkim – Cesar gestem dloni poprosil o cierpliwosc. – Poza tym zycie jest ciagiem wypadkow, ktore wynikaja z siebie nawzajem, czesto bez udzialu woli… – Spojrzal pod swiatlo na szklanke, jakby tam plywala dalsza czesc jego rozumowania. – I wtedy, to znaczy w dniu, kiedy bylem u ciebie, postanowilem wyswietlic prawde na temat tego obrazu. Podobnie jak tobie, pierwsza osoba, jaka przyszla mi na mysl, byl Alvaro… Nigdy go nie lubilem, ani kiedy byliscie ze soba, ani potem. Jedna istotna roznica: absolutnie mu nie wybaczylem, ze przez niego cierpialas.

Julia wyjmowala wlasnie drugiego papierosa, ale na dzwiek tych slow zastygla i popatrzyla na Cesara zaskoczona.

– To byla moja sprawa, nie twoja.

– Mylisz sie. To byla moja sprawa. Alvaro zajal miejsce, ktorego ja nigdy zajac nie bylem w stanie. W jakims sensie – antykwariusz zawahal sie z gorzkim usmiechem – byl moim rywalem. Jedynym mezczyzna, ktory mogl mnie od ciebie oddzielic.

– Miedzy nim a mna wszystko sie skonczylo… Jak mozna laczyc te dwie sprawy?

– Owszem, mozna. Ale zostawmy te kwestie. Nienawidzilem go, koniec, kropka. Naturalnie to jeszcze nie powod, zeby kogos zabijac. A i tak zapewniam cie, ze na konkretny powod nie musialem dlugo czekac… Swiatek specjalistow od sztuki i antykow jest bardzo maly. Alvaro i ja miewalismy nieco zawodowych kontaktow, trudno bylo ich uniknac. Nie mozna oczywiscie powiedziec, zeby to byly cieple stosunki. Ale czasami dzieki pieniadzom i wspolnemu interesowi najdziwniejsze pary trafiaja do wspolnego lozka. Dowodem fakt, ze i ty, kiedy pojawila sie zagadka van Huysa, zwrocilas sie do niego… Otoz ja poszedlem do Alvara z prosba o informacje na temat obrazu. Wcale nie z milosci do sztuki. Zaoferowalem znaczna sume. Twoj byly, Panie, swiec nad jego dusza, zawsze byl drogi. Bajonsko drogi.

– Dlaczego nic mi o tym nie powiedziales?

– Z paru powodow. Po pierwsze dlatego, ze nie chcialem, by wasze stosunki sie odnowily, chocby na gruncie zawodowym. Nigdy nie mamy pewnosci, czy w popielisku nie tli sie zar… Ale w gre wchodzilo cos jeszcze. Obraz laczyl sie z najbardziej skrytymi wspomnieniami – pokazal palcem szachy z kosci sloniowej rozstawione na stoliku.

– Z ta czescia mnie, ktora zdawalo mi sie, ze pogrzebalem na zawsze. Z zakamarkiem, do ktorego nikogo, nawet ciebie, ksiezniczko, w zyciu bym nie wpuscil. Bo to oznaczaloby sprowokowanie pytan, ktorych nie mialbym odwagi z toba roztrzasac. – Popatrzyl na Munoza, ktory trzymal sie na uboczu i milczal. – Spodziewam sie, ze nasz przyjaciel potrafilby ci to zagadnienie niezle zobrazowac. Nie myle sie? Szachy jako projekcja ego, kleska jako cios zadany libido i tym podobne, wybornie swinskie rzeczy… Te glebokie, dlugie ruchy goncow po przekatnej szachownicy – przesunal jezykiem po skraju szklanki i wzdrygnal sie niezauwazalnie. – No tak. Stary Sigismund moglby wiele na ten temat powiedziec.

Westchnal nad upiorami wlasnej przeszlosci, wzniosl szklanke w toascie skierowanym do Munoza, siadl w fotelu i skrzyzowal niedbale nogi.

– Nie rozumiem – nalegala dziewczyna – co to ma wspolnego z Alvarem.

– Z poczatku mialo niewiele – przyznal antykwariusz.

– Ja tylko chcialem zdobyc zwykla informacje historyczna. Cos, za co, jak ci wspomnialem, bylem gotow dobrze zaplacic. Ale wszystko sie skomplikowalo, kiedy i ty sie do niego zwrocilas… Zrazu sprawa nie wygladala powaznie. Ale Alvaro, ktory szczycil sie pochwaly godnym instynktem zawodowym, nie pisnal ci ani slowka o moich indagacjach, poniewaz wymoglem na nim absolutna dyskrecje…

– A nie byl zdziwiony, ze dopytujesz sie o ten obraz za moimi plecami?

– Zupelnie nie. A jesli tak, to niczego nie powiedzial. Moze uznal, ze chce ci zrobic niespodzianke, przynoszac nowe fakty… Albo pomyslal, ze szykuje ci jakis kawal – Cesar zamyslil sie z powaga. – Gdy teraz do tego wracam, sadze, ze juz chocby tym zasluzyl na smierc.

– Probowal mnie ostrzec. Powiedzial, ze van Huys robi sie ostatnio modny.

– Nikczemnik do ostatka – orzekl Cesar. – Tym latwym wybiegiem zapewnial sobie alibi wobec ciebie, nie lamiac umowy ze mna. Zadowalal nas wszystkich, inkasowal pieniadze i na dodatek otwieral sobie furtke do tego, by czule scenki z przeszlosci powrocily… – zasmial sie, unoszac brew. – Ale opowiadalem ci o tym, co zaszlo miedzy Alvarem a mna – zajrzal do szklanki. – Dwa dni po naszym spotkaniu ty przyszlas mi powiedziec, ze obraz

Вы читаете Szachownica Flamandzka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату