zawiera ukryty napis. Staralem sie opanowac ze wszystkich sil, ale poczulem, jakby mnie prad przeszedl: to potwierdzalo moje podejrzenia, ze mamy do czynienia z jakas tajemnica. Z miejsca pojalem: to oznacza duzo pieniedzy, bo wycena na aukcji bedzie kilkakrotnie wyzsza, i o ile pamietam, zakomunikowalem ci to. Powiazanie twojego odkrycia z historia obrazu i jego postaci otworzylo przede mna iscie cudowne perspektywy: obydwoje bedziemy prowadzic dochodzenie, dotrzemy do rozwiazania piecsetletniej zagadki. Jak w dawnych czasach, dasz wiare? Jakbysmy szukali skarbu, tyle ze wreszcie prawdziwego. Ty, Julio, zyskalabys slawe. Twoje nazwisko pojawiloby sie w publikacjach naukowych, w ksiazkach o sztuce. A ja… Powiedzmy, ze to juz mi wystarczalo, ale wchodzac w te gre, podejmowalem trudne wyzwanie osobiste. I przysiegam ci, ze ambicja nie odgrywala tu zadnej roli. Wierzysz mi?

– Wierze.

– Milo to slyszec. Bo tylko w ten sposob zdolasz pojac wszystko, co sie potem zdarzylo. – Cesar rozkolysal drinka w szklance i wydawalo sie, ze dzwieczenie kostek lodu pomaga mu uporzadkowac mysli. – Kiedy juz poszlas, zadzwonilem do Alvara i umowilismy sie, ze wpadne do niego w poludnie. Bez zadnych zlych zamiarow. Przyznaje, ze caly drzalem z podniecenia. Alvaro zdal mi sprawe z tego, co zdolal stwierdzic. Z zadowoleniem przekonalem sie, ze nie ma pojecia o ukrytym napisie, i sam strzeglem sie, zeby niczego mu nie palnac. Wszystko szlo jak z platka, dopoki nie zaczal mowic o tobie. Wtedy to, ksiezniczko, sceneria zmienila sie diametralnie.

– W jakim sensie?

– W kazdym.

– Chodzi mi o to, co powiedzial o mnie.

Cesar poprawil sie w fotelu. Wyraznie niezadowolony zwlekal z odpowiedzia.

– Twoja wizyta zrobila na nim kolosalne wrazenie… Przynajmniej dal mi to do zrozumienia. Pojalem, ze niebezpiecznie rozniecilas w nim dawne uczucia i ze Alvarowi nie byloby nie na reke, gdyby sprawy wrocily do dawnego stanu. – Przerwal na chwile i zmarszczyl czolo. – Wyznaje, Julio, ze to mnie wscieklo w stopniu dla ciebie niewyobrazalnym. Alvaro, ktory zniszczyl ci dwa lata zycia, oto siedzial przede mna i bezczelnie snul plany, jak wszczac na nowo ow proceder… Bez ogrodek powiedzialem mu, zeby zostawil cie w spokoju. Popatrzyl na mnie jak na stare, wscibskie pedaliszcze i zaczelismy sie klocic. Oszczedze ci szczegolow, ale wygladalo to bardzo nieprzyjemnie. Zarzucil mi, ze mieszam sie w cudze sprawy.

– I slusznie.

– Nie. Ty jestes moja sprawa, Julio. Najwazniejsza na swiecie.

– Opowiadasz bzdury. Nigdy w zyciu nie wrocilabym do Alvara.

– Nie jestem wcale pewien. Pamietam, ile ten lajdak dla ciebie znaczyl… – Usmiechnal sie kpiaco w przestrzen, jakby widmo Alvara, juz niegrozne, pojawilo sie w pokoju. – Podczas klotni poczulem, ze narasta we mnie dawna nienawisc. Uderzyla mi do glowy jak ta twoja wodka na goraco. Byla to, kochanie, nienawisc, jakiej nigdy w zyciu nie odczuwalem. Porzadna, silna nienawisc, cudownie srodziemnomorska. Wtedy wstalem, chyba stracilem nieco panowanie nad soba, i obrzucilem go zaprawde bazarowym stekiem inwektyw, ktore zachowuje na szczegolne okazje… Z poczatku moj wybuch go zaskoczyl. Potem ten dran zapalil fajke i zasmial mi sie w twarz. Powiedzial, ze rozpadowi jego zwiazku z toba winien jestem ja. Podobno przeze mnie nie doroslas. Moja obecnosc w twoim zyciu, chora i obsesyjna, jak ja nazwal, przeszkodzila ci w zasmakowaniu swobody. “A najgorsze ze wszystkiego – dodal ze zlosliwym usmieszkiem – ze w glebi duszy Julia zawsze byla zakochana w tobie, bo jestes dla niej ojcem, ktorego ledwie znala… I z tym jej dobrze”. Po tych slowach Alvaro wsadzil reke do kieszeni spodni, pyknal pare razy z fajki, popatrzyl na mnie poprzez dym i dodal: “Jestescie w zwiazku kazirodczym nie skonsumowanym. Cale szczescie, ze jestes gejem”.

Zawiesil ostatnie zdanie w powietrzu i zamilkl. Julia zamknela oczy. Zawstydzona i wzburzona, nie smiala zmacic tej ciszy. Kiedy wreszcie zebrala sie na odwage, by znow spojrzec na antykwariusza, ten wzruszyl wymijajaco ramionami, jakby nie przyjmowal odpowiedzialnosci za wydarzenia, ktore mial dalej zrelacjonowac.

– Tymi slowami, ksiezniczko, Alvaro podpisal swoj wyrok smierci… Palil sobie spokojnie przede mna, ale juz byl martwy. Nie z powodu tego, co powiedzial, bo byla to opinia rownie dobra jak kazda inna, ale z powodu tego, co jego osad objawil mnie samemu. Czulem, jakby opadla jakas zaslona, ktora przez lata odgradzala mnie od rzeczywistosci. Moze po prostu potwierdzil domysly, ukryte w najdalszym, mrocznym zakamarku mojej glowy, gdzie nie dopuszczalem dotad swiatla rozumu i logiki…

Przerwal, jak gdyby stracil watek, i popatrzyl niepewnie najpierw na Julie, potem na Munoza. Na koniec usmiechnal sie zagadkowo, niesmialo i przewrotnie zarazem, podniosl szklanke do ust i pociagnal niewielki lyk.

– Wowczas splynelo na mnie nagle natchnienie. – Julia spostrzegla, ze pijac, starl z ust dziwny usmieszek. -… Oto, dziw nad dziwy, przed oczami stanal mi caly plan, jak w opowiesciach o czarownicach. Wszystkie bladzace dotad bezladnie elementy naraz znalazly swoje miejsce i wlasciwy odcien. Alvaro, ty, ja i obraz… Odezwala sie tez moja ciemna strona, dalekie echo zapomnianych emocji, uspionych pasji… Wszystko w ciagu paru sekund ulozylo sie w olbrzymia szachownice, gdzie kazda osoba, kazde pojecie, kazda sytuacja znalazly swoje odpowiedniki w bierkach, swoje konkretne punkty w czasie i przestrzeni… To miala byc partia przez duze P, wielka gra mojego zycia. I twojego. Wszystko tam bylo, ksiezniczko: szachy, przygoda, milosc, zycie i smierc. A na koncu zostawalas ty, wolna od wszystkiego i od wszystkich, piekna i doskonala, odbita w najczystszym zwierciadle dojrzalosci. Musialas zagrac w szachy, Julio. Nie moglas tego uniknac. Musialas zabic nas wszystkich, zeby wreszcie poczuc sie wolna.

– Boze swiety…

Antykwariusz pokrecil glowa.

– Bog nie ma tu nic do gadania… Zapewniam cie, ze kiedy podszedlem do Alvara i uderzylem go w kark popielniczka z obsydianu, ktora stala na stole, juz nie czulem don nienawisci. Byla to tylko zwykla nieprzyjemna formalnosc. Dokuczliwa, ale konieczna.

Przyjrzal sie swojej prawej dloni z badawczym zaciekawieniem. Moze ocenial smiercionosny potencjal skryty w tych smuklych bladych palcach zakonczonych wypielegnowanymi paznokciami, ktore teraz z niedbala elegancja obejmowaly szklanke z dzinem.

– Zwalil sie jak wor – powiedzial chlodno, zakonczywszy ogledziny. – Padl bez jeku, plaf, nie wypusciwszy nawet fajki z ust. Potem na podlodze… Coz, kolejnym, lepiej wymierzonym ciosem dopilnowalem, zeby umarl na pewno. W koncu jak cos robic, to robic to dobrze… Reszte znasz: wanna i pozostale elementy nalezaly do artystycznego wykonczenia. Brouillez les pistes [25], jak mawial Arsene Lupin… Aczkolwiek Menchu, Panie, swiec nad jej dusza, z pewnoscia przypisalaby te slowa Coco Chanel. Biedaczka. – Upil lyk ku pamieci Menchu i znow zapatrzyl sie w przestrzen. – Otoz ja zatarlem slady chustka i na wszelki wypadek zabralem popielniczke. Wyrzucilem ja do smieci daleko od tego miejsca… Nieladnie, ze ja to mowie, ksiezniczko, ale w moim umysle pojawily sie arcyzbrodnicze kalkulacje, zdumiewajace jak na debiutanta. Nim wyszedlem, wzialem raport o van Huysie, ktory Alvaro zamierzal dostarczyc ci osobiscie, i wsadzilem do koperty, napisawszy na maszynie twoj adres.

– Zabrales tez pakiet jego fiszek.

– Nie. Byl to znakomity szczegol, lecz wpadlem na niego za pozno. Nie bylo czasu, zebym sie po nie fatygowal, wiec kupilem takie same w sklepie papierniczym. Ale to kilka dni potem. Najpierw trzeba bylo zaplanowac rozgrywke. Kazde posuniecie musialo byc perfekcyjne. Natomiast owszem, jako ze bylismy umowieni na wieczor nazajutrz, musialem dopilnowac, zebys dostala jego raport. Nie moglas nie znac wszystkich szczegolow zwiazanych z obrazem.

– Tak to stales sie kobieta w plaszczu…

– Zgadza sie. I tu musze ci cos wyznac. Nie zajmuje sie przebierankami, transwestytyzm za cholere mnie nie bawi… Kiedys, w mlodosci, przebieralem sie dla czystej rozrywki. Jakby chodzilo o karnawal czy cos w tym stylu. Zawsze w samotnosci i przed lustrem… – Tu Cesar usmiechnal sie przewrotnie i poblazliwie zarazem do wlasnych wspomnien. – Ale w momencie, gdy przyszlo do wyslania koperty, nie odmowilem sobie powtorki z dawnych doswiadczen. Cos w rodzaju zapomnianego kaprysu, rozumiesz? Albo, ujmujac to w kategoriach… bohaterskich, cos w rodzaju wyzwania. Chcialem sprawdzic, czy potrafie oszukac ludzi, bawiac sie, ze tak powiem, w mowienie im czesciowej prawdy… Wybralem sie zatem na zakupy. Dystyngowany mezczyzna, kupujacy plaszcz przeciwdeszczowy, torebke, buty na plaskim obcasie, peruke blond, ponczochy i sukienke, nie wzbudza podejrzen, jesli zachowuje sie przy tym odpowiednio. Trzeba to robic w duzym domu towarowym, gdzie jest pelno ludzi, z mina, jakby sie kupowalo cos dla zony. Reszty dokonalo porzadne golenie i makijaz. Wyznaje to juz bez

Вы читаете Szachownica Flamandzka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату