kolejny szczegol tej historii, gdzie pewne elementy uzupelniaja sie z innymi. Mozna powiedziec, ze sie zapetlaja. – Przez chwile szukal odpowiedniego argumentu. – Menchu musiala umrzec z paru powodow: o czesci z nich warto teraz mowic, o pozostalych nie. Niektore sa natury, powiedzmy, czysto estetycznej, i tu nasz przyjaciel Munoz odkryl zdumiewajacy zwiazek nazwiska Menchu ze zbita wieza, inne z kolei maja znacznie glebsze podloze… Wszystko to zorganizowalem po to, zeby uwolnic cie od zgubnych powiazan i wplywow, zeby odciac cie raz na zawsze od przeszlosci. Na swoje nieszczescie Menchu, beznadziejnie glupia i wyuzdana Menchu, byla jednym z takich zwiazkow, podobnie jak Alvaro.

– A kto ci przyznal prawo dysponowania zyciem i smiercia wedle uznania?

Na twarzy Cesara pojawil sie mefistofeliczny usmiech.

– Sam je sobie przyznalem, na wlasna odpowiedzialnosc. Wybacz, jesli zabrzmi to zuchwale… – nagle chyba przypomnial sobie o obecnosci szachisty. – Mialem malo czasu na koncowke partii… Munoz deptal mi po pietach niczym zawodowy detektyw. Jeszcze kilka ruchow i wskazalby mnie palcem. Bylem wszakze przekonany, ze nasz przyjaciel nie uczyni kroku, dopoki nie bedzie go absolutnie pewien. Ponadto on juz wiedzial, ze tobie nic nie grozi… To tez artysta, na swoj sposob. Dlatego pozwalal mi dzialac, a sam tymczasem szukal dowodow, ktore by potwierdzily wnioski z przeprowadzonej analizy… Dobrze rozumuje, przyjacielu Munoz?

W odpowiedzi szachista powoli skinal glowa. Cesar zblizyl sie do stolika z szachami. Przez chwile przygladal sie bierkom, by w koncu delikatnie, jakby chodzilo o kruchy krysztal, wziac do reki bialego hetmana i obserwowac go dluzszy czas.

– Wczoraj wieczorem – ciagnal – kiedy pracowalas w Prado, przyszedlem do muzeum dziesiec minut przed zamknieciem. Powalesalem sie nieco po salach na parterze i wsunalem bilecik za tabliczke przy obrazie Bruegla. Potem poszedlem na kawe, odczekalem i zadzwonilem. Nic wiecej. Jednego nie moglem przewidziec: ze Munoz odkurzy to stare czasopismo szachowe w bibliotece klubowej. Sam zapomnialem o jego istnieniu.

– Ale cos mi tu nie pasuje – rzekl nagle Munoz. Julia popatrzyla nan zupelnie zaskoczona. Szachista wpatrywal sie bacznie w Cesara z glowa przechylona w bok. W oczach skrzyly mu sie badawcze iskierki, jak w chwilach gdy zastanawial sie nad posunieciem, ktore nie do konca go przekonuje. – Jest pan blyskotliwym graczem, zgoda. Scislej mowiac, ma pan zadatki. Ale nie jest w stanie rozegrac tej partii w taki sposob… Panskie kombinacje byly zbyt doskonale, zupelnie nie do pomyslenia u kogos, kto nie siedzial nad szachownica od czterdziestu paru lat. W szachach liczy sie doswiadczenie, praktyka. Jestem pewien, ze nas pan oklamal. Albo przez te lata duzo pan grywal w samotnosci, albo ktos panu pomogl. Przykro mi, ze ranie panska proznosc, panie Cesarze, ale pan ma wspolnika.

Cisza, jaka po tych slowach zapadla w salonie, nie miala sobie rownej. Julia spogladala na nich skolowaciala i nie wiedziala, czy ma wierzyc Munozowi. Juz, juz miala otworzyc usta i krzyknac, ze to jakas kosmiczna bzdura, kiedy ujrzala, jak Cesar unosi ironicznie brew, choc sama twarz przypominala teraz nieprzenikniona maske. Zaraz jednak na jego ustach pojawil sie usmiech pelen uznania i podziwu. Antykwariusz skrzyzowal ramiona, westchnal gleboko i kiwnal twierdzaco glowa.

– Przyjacielu… – cedzil slowa – zasluguje pan na cos wiecej niz weekendowa gra w ciemnym kacie dzielnicowego klubu. – Wyciagnal w bok prawa dlon, jakby wskazywal kogos, kto przez caly czas siedzial tam z nimi w jakims zakamarku, niewidoczny dla oczu. – W rzeczy samej, mam wspolnika. Przyznaje, ze mam, choc akurat w tym przypadku on moze czuc sie bezpieczny, nieuchwytny dla wymiaru sprawiedliwosci. Chce pan poznac jego imie?

– Spodziewam sie, ze pan mi je zdradzi.

– Oczywiscie, ze je zdradze, bo moje zeznanie nie jest mu w stanie specjalnie zaszkodzic. – Usmiechnal sie znowu, tym razem szerzej. – Mam nadzieje, moj czcigodny przyjacielu, ze wybaczy mi pan te mala satysfakcje, jakiej sobie nie odmowilem. Prosze mi wierzyc, to naprawde wielka rozkosz przekonac sie, ze nie udalo sie panu odkryc wszystkiego… Nie domysla sie pan, o kogo chodzi?

– Musze przyznac, ze nie. Ale jestem pewien, ze to nikt, kogo bym znal.

– Trafna uwaga. Nazywa sie Alfa PC-1212 i jest komputerem osobistym, wyposazonym w zaawansowany program szachowy o dwudziestu poziomach umiejetnosci… Kupilem go nazajutrz po zabiciu Alvara.

Pierwszy raz, od kiedy sie poznali, Julia zobaczyla na twarzy Munoza zdziwienie. Oczy mu zmatowialy, a usta zastygly wpolotwarte w tepym grymasie.

– I nic pan nie powie? – spytal antykwariusz, przygladajac mu sie z rozbawieniem i ciekawoscia.

Munoz patrzyl na niego w milczeniu. W koncu przechylil glowe w strone Julii.

– Niech mi pani da papierosa – powiedzial przybity.

Podala mu paczke, ktora ten obracal pare razy w palcach, nim wyciagnal papierosa i wsunal w usta. Julia podeszla z zapalona zapalka. Po chwili juz zaciagal sie powoli i gleboko. Odnosila wrazenie, ze szachista jest myslami tysiace kilometrow stad.

– Przykre, prawda? – Cesar smial sie lagodnie. – Przez caly ten czas gral pan przeciwko zwyklemu komputerowi, przeciwko wyzbytej wszelkich uczuc maszynie… Zgodzi sie pan, ze to wyborny paradoks, wlasciwa alegoria czasow, w jakich przyszlo nam zyc. Cudowny Gracz Maelzela u Edgara Allana Poe skrywal wewnatrz czlowieka… Pamieta pan? Ale zmiany sa nieublagane, przyjacielu. Tym razem to w czlowieku kryje sie automat. – Uniosl bialego hetmana z pozolklej kosci sloniowej i przyjrzal mu sie z drwiacym usmieszkiem. – Caly panski talent, panska wyobraznia i niezwykla zdolnosc do analizy matematycznej, drogi panie Munoz, maja swoj odpowiednik, swoje karykaturalne odbicie w krzywym zwierciadle. A tym odpowiednikiem jest ni mniej, ni wiecej, tylko plastikowa dyskietka, mieszczaca sie w dloni… Obawiam sie, ze po tym wszystkim, podobnie jak Julia, nie bedzie juz pan tym samym czlowiekiem. Aczkolwiek watpie – dodal z zaduma – czy pan akurat na tym zyska.

Munoz nie odpowiedzial. Stal nieruchomo, dlonie znowu wsadzil w kieszenie plaszcza, z ust zwisal mu papieros, a on tylko patrzyl oczami bez wyrazu, spowitymi dymem. Wygladal jak autoparodia niechlujnego detektywa z czarno-bialego filmu.

– Wspolczuje – powiedzial Cesar ze szczeroscia w glosie. Odstawil hetmana na szachownice z mina czlowieka, ktoremu udal sie wieczor, i popatrzyl na Julie.

– Na koniec cos wam pokaze.

Podszedl do mahoniowego kabinetu, otworzyl jedna z szuflad i wyjal gruba koperte oraz trzy porcelanowe figurynki Bustellego.

– Nagrode odbierasz ty, ksiezniczko – usmiechnal sie ze zlosliwym blyskiem. – Znow udalo ci sie wykopac skarb. Mozesz teraz z nim zrobic, co zechcesz.

Julia patrzyla podejrzliwie na lalki i na koperte.

– Nie rozumiem.

– Zaraz zrozumiesz. Przez te pare tygodni zdazylem tez zajac sie twoimi interesami… W tym momencie Partia szachow znajduje sie w miejscu stosownym: w sejfie pewnego banku szwajcarskiego, wynajetym przez anonimowa firme, z siedziba w Panamie, ktora istnieje tylko na papierze… Szwajcarscy prawnicy i bankierzy to dosc nudne plemie, ale solidne, nie zadaja pytan, o ile szanujesz prawo ich kraju i wyplacasz im nalezne honorarium. – Polozyl koperte na stole kolo Julii. – Dzieki tej firmie, ktorej dane znajdziesz wewnatrz, bedziesz czerpac siedemdziesiat piec procent wplywow z akcji. Wszelkimi formalnosciami zajal sie moj stary przyjaciel, szwajcarski adwokat nazwiskiem Demetrius Ziegler, kiedys ci o nim wspominalem. I nikt oprocz nas i jeszcze jednej osoby, o ktorej za chwile, nie wie, ze w tamtym sejfie przez jakis czas bedzie sobie lezal zapakowany obraz Pietera van Huysa… A tymczasem historia Partii szachow stanie sie najwiekszym od lat wydarzeniem artystycznym. Wszyscy, media i pisma branzowe, beda roztrzasac ten skandal do znudzenia. Wedlug wstepnych szacunkow mozemy zalozyc, ze na rynku miedzynarodowym dzielo osiagnie wielomilionowa cene… Oczywiscie w dolarach.

Julia popatrzyla z zaklopotaniem i niedowierzaniem na koperte, a potem na Cesara.

– Wszystko jedno, na ile go wycenia… – mamrotala, z trudem wymawiajac slowa. – Nie da sie sprzedac kradzionego obrazu. Nawet za granica.

– Zalezy jak i komu – odparl antykwariusz. – Kiedy sytuacja dojrzeje, powiedzmy za pare miesiecy, obraz wychynie z ukrycia, ale nie na aukcji publicznej, a na czarnym rynku dziel sztuki… I w koncu potajemnie zawisnie w luksusowej posiadlosci ktoregos z arcybogatych kolekcjonerow brazylijskich, greckich czy japonskich, co to jak rekiny rzucaja sie na wartosciowe obrazy, zeby je potem dalej przehandlowac albo tylko zaspokoic prywatne potrzeby, zwiazane z dostatkiem, wladza albo pieknem. Na dluzsza mete to takze dobra inwestycja, bo w niektorych krajach kradziez dziel sztuki ulega przedawnieniu po dwudziestu latach… A ty jestes wciaz tak cudownie mloda. Czy to nie wspaniale? W kazdym razie ta sprawa juz nie jest na twojej glowie. Liczy sie to, ze w ciagu

Вы читаете Szachownica Flamandzka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату