powinny wykraczac poza sfere scisle oficjalna.

Jedno zaskoczenie po drugim. Ona rowniez zaczela widziec w nim czlowieka. Co wiecej — dostrzegla, ze jest mezczyzna, i to nia wstrzasnelo. Fakt ten sprawil mu duza przyjemnosc, lecz nie dlatego (przynajmniej chcial, by tak bylo), ze podobala mu sie, czy pragnal jej. Ale dlatego, ze zachwial jej rownowage, zrobil ryse w pancerzu, ktory nosila.

— Prosze bardzo, pani Thorne — odpowiedzial.

— Ciesze sie, ze doszlismy do porozumienia. Szczerze mowiac, nie jest pan w moim typie.

— A jaki jest pani typ?

— Lubie wysokich, szczuplych mezczyzn, posiadajacych pewien wdziek, obytych i wyrafinowanych.

— Ale…

— Czy pojdziemy na lunch? — zmienila temat. — Poza tym, pan Reilly chcialby zamienic z panem kilka slow. Sadze, ze przedstawi jakas propozycje.

Wyszedl za nia z pokoju, czyniac sobie wyrzuty. Czy czasem nie drwila sobie z niego? Wysoki, szczuply, pelen wdzieku, wyrafinowany mezczyzna. Cholera, taki przeciez byl! Wciaz jest w srodku tej gory miesni. Gdzie ona ma oczy! Juz dawno powinna to sama zauwazyc!

No i kto tu kogo wyprowadzil z rownowagi…

* * *

Gdy siedzieli za stolem w stolowce u Rexa, Blaine nagle przypomnial sobie.

— Melhill!

— O co chodzi?

— Mowie o Rayu Melhillu. Zamknieto go wraz ze mna. Pani Thorne, czy nie moglaby go pani wykupic? Zwroce pieniadze najszybciej, jak to bedzie mozliwe. Siedzielismy z nim w jednym pomieszczeniu. To cholernie mily facet.

Spojrzala na niego zaintrygowana.

— Zobacze, co da sie zrobic.

Odeszla. Blaine czekal zaciskajac dlonie. Tak by chcial, zeby miedzy nimi znajdowala sie teraz szyja Orca! Marie Thorne wrocila po kilku minutach.

— Jest mi naprawde przykro. Rozmawialam z Orcem. Pan Melhill zostal sprzedany pol godziny pozniej. Naprawde jest mi przykro. Nie wiedzialam…

— W porzadku — przerwal jej. — Zdaje mi sie, ze mam ochote sie napic.

9

Pan Reilly, mimo ze siedzial wyprostowany, nieomal ginal w przepastnym fotelu, przypominajacym miekki tron. Byl drobnym, lysym, starym czlowiekiem upodabniajacym sie powoli do pajaka. Wysuszona skora ciasno opinala czaszke, wyraznie widac bylo zarys kosci. Zdawalo sie, ze krew bardzo leniwie plynie napuchlymi zylami, w kazdej chwili mogac wstrzymac bieg. Mimo tych oznak starosci, Reilly w niczym nie przypominal sliniacego sie starucha. Wprost przeciwnie, z pomarszczonej, jakby malpiej twarzy patrzyly bystre oczy.

— A wiec to jest nasz czlowiek z przeszlosci — powital ich jego glos. — Prosze usiasc, sir. Wlasnie rozmawialem o panu z dziadkiem.

Blaine rzucil wzrokiem dookola, jakby spodziewal sie zobaczyc niezyjacego od piecdziesieciu lat mezczyzne, swiecacego gdzies w poblizu. Ale w wysokim, bogato udekorowanym pokoju nic nie wskazywalo na jego pobyt.

— Odszedl — wyjasnil Reilly. — Kochany dziadek nie moze dlugo trwac w postaci ektoplazmy. Ale i tak jest lepszy niz wiele innych duchow.

Na twarzy Blaine’a musial sie pojawic dziwny grymas, gdyz Reilly zapytal:

— Pan nie wierzy w duchy?

— Obawiam sie, ze nie.

— To naturalne. Przypuszczam, ze to slowo kojarzy sie panu z dwudziestowiecznymi przesadami i bajkami: szkielety, pobrzekujace lancuchy i inne glupstwa. Ale znaczenie slow ulega zmianie.

— Tak, rozumiem — odpowiedzial uprzejmie Blaine.

— Uwaza pan, ze plote banialuki — powiedzial dobrodusznie Reilly. — A tak nie jest. Niech pan wezmie pod uwage zmiany, jakie zaszly w znaczeniu slow w ciagu panskiego wieku. Na przyklad slowo „atom” bylo naduzywane w science fiction, lecz dla przecietnego czlowieka znaczylo ono niewiele. Podobnie jak pan ignoruje slowo „duch”. A jednak kilka lat pozniej ludzie zaczeli przywiazywac wage do slowa „atom” — kojarzylo sie im z czyms bardzo realnym, stanowilo zagrozenie. Nikt nie mogl go juz ignorowac! — usmiechnal sie. — Promieniowanie przestalo byc terminem pojawiajacym sie tylko w nudnych, naukowych ksiazkach. „Choroba przestrzeni kosmicznej” w panskich czasach nie budzilaby zadnych emocji, ale piecdziesiat lat pozniej szpitale wypelnily sie poskrecanymi cialami. Slowa zmieniaja swoje znaczenie: wychodza poza jezyk akademicki i zaczynaja zyc w umyslach ludzi, zatracajac abstrakcyjny charakter. Zdarza sie to zawsze, gdy teoria staje sie praktyka.

— A duchy?

— To podobny proces. Panie Blaine, jest pan staroswiecki! Powinien pan zmienic swoja koncepcje swiata.

— To bedzie trudne.

— Ale konieczne. Niech pan zauwazy, ze zawsze istnialy pewne przeslanki swiadczace o ich istnieniu. A kiedy zycie po smierci zostalo udowodnione naukowo — przestajac tym samym byc jedynie mrzonka — duchy rowniez staly sie faktem.

— Sadze, ze wpierw bym musial ktoregos zobaczyc odpowiedzial Blaine.

— Niewatpliwie dojdzie i do tego. Ale skonczmy ten temat. Niech mi pan powie, jak podobaja sie panu nasze czasy?

— Jak dotad — nie bardzo. Reilly zachichotal rozbawiony.

— Nie powie pan nic milego na temat porywaczy cial? Nie powinien byl pan opuszczac budynku. Lezalo to w interesie nie tylko pana, ale i naszym.

— Przepraszam, panie Reilly — wtracila Marie Thorne. — Ale jest to wylacznie moja wina.

Reilly spojrzal na nia, potem ponownie zwrocil sie do Blaine’a.

— Przykre, oczywiscie. Powinien pan, szczerze mowiac, wrocic do 1958 roku i dopelnic swego przeznaczenia. Panska obecnosc tutaj jest w pewnym stopniu klopotliwa.

— Ubolewam nad tym.

— Niestety, chyba poniewczasie, wspolnie z dziadkiem doszlismy do wniosku, aby nie wykorzystywac pana publicznie. Ta decyzja powinna zapasc o wiele wczesniej. Pomimo naszych checi moze jednak dojsc do rozglosu. Jest bardzo prawdopodobne, ze rzad podejmie dzialanie, skierowane przeciw korporacji.

— Sir — ponownie wtracila Marie Thorne — adwokaci sa pewni, ze nie mamy sie czego obawiac.

— Och, oczywiscie, nie zamkna nas w wiezieniu. Ale wezmy pod uwage rozglos towarzyszacy sprawie. Skandal! Rex musi byc odbierany jako odpowiedzialna, powazna instytucja. Skandal wywola insynuacje, ze omijamy przepisy prawa… Nie, pan Blaine nie powinien przebywac tutaj jako zywy dowod popelnionego bledu. Dlatego chcialbym przedstawic panu swoja propozycje.

— Slucham.

— Przypuscmy, ze Rex wykupilby panu ubezpieczenie na zycie po smierci. Czy zgodzilby sie pan popelnic samobojstwo?

Blaine przez chwile patrzyl oslupialy.

— Nie.

— Dlaczego? — zapytal Reilly.

Przez chwile przyczyny wydaly mu sie oczywiste. Kto, jaka istota chcialaby odebrac sobie zycie? Na nieszczescie, niektorzy zdobywaja sie na to. Uporzadkowal swoje mysli.

Вы читаете Niesmiertelnosc na zamowienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату