zaspokoic popyt?
Rozwiazanie jest bardzo proste. Wystarczy znalezc frajera, spoic go, zamknac gdzies, usunac mozg — i gotowe.
Rozmyslanie na ten temat bylo dosyc wciagajace, ale Blaine porzucil to zajecie. Wygladalo na to, ze jego mozg podjal wreszcie rozsadna decyzje — postanowil sie unicestwic.
Z czasem bol sie wyciszyl. Blaine usiadl. Ktos polozyl przed nim na papierowym talerzu kanapke. Obok stala filizanka z ciemnym napojem.
— Mozesz zjesc bez obawy — powiedzial mu mezczyzna. — Teraz o nas dbaja. Slyszalem, ze na czarnym rynku cena ciala wynosi niemal cztery tysiace dolarow.
— Na czarnym rynku?
— Czlowieku, co sie z toba dzieje? Ocknij sie! Wiesz przeciez, ze skoro istnieje wolny handel cialami, to jest tez czarny rynek.
Blaine pociagnal lyk napoju. Okazalo sie, ze jest to kawa. Mezczyzna przedstawil sie jako Ray Melhill, nawigator statku kosmicznego „Bremen”. Promieniowala z niego pewnosc siebie czlowieka, ktory jak kot zawsze spada na cztery lapy. Jak prawie kazdy rudowlosy mial piegowata biala skore, jedynie na szyi widniala plama — pamiatka oparzenia.
— Powinienem uwazac — opowiadal Melhill. — Trzy miesiace spedzilismy na asteroidach i jedyne, co wypelnialo moj mozg, to zabawa cala geba. Wszystko by sie dobrze skonczylo, gdybym trzymal sie chlopcow. Niestety, zostalem dla pewnej dziewczynki. W dowod wdziecznosci za zainteresowanie sie jej wdziekami, poczestowala mnie przyprawiona whisky.
Wyciagnal sie na podlodze, podlozyl rece pod glowe.
— Ze tez mi sie to przytrafilo! Zawsze ostrzegalem chlopakow, zeby trzymali sie razem. Zeby uwazali. I… Rozumiesz, nie tyle jestem wsciekly, ze umre. Nie podoba mi sie po prostu, ze te sukinsyny dadza moje cialo jakiemus trzesacemu sie, oblesnemu grzybowi, zeby mogl poszalec jeszcze przez jakies piecdziesiat lat. Ta mysl doprowadza mnie do szalu — staruch w moim ciele. Chryste!
Blaine przytknal ze smutkiem.
— Taka jest moja opowiesc — zakonczyl Melhill, odzyskujac powoli zwykla pogode ducha. — A co tobie sie przytrafilo?
— To dluga histona. I dosyc skomplikowana. Naprawde masz ochote jej wysluchac?
— Pewnie. Duzo czasu przed nami. Przynajmniej mam taka nadzieje.
— Dobrze. Wszystko zaczelo sie w 1958 roku. Zaczekaj, zaraz wyjasnie. Jechalem samochodem…
Kiedy skonczyl, polozyl sie na wznak i westchnal.
— Wierzysz mi?
— Czemu nie. O podrozach w czasie slyszalem. Teraz sa zabronione. No i jest to kosztowna rozrywka. A ci chlopcy od Rexa gotowi sa na wszystko.
— Dziewczyny rowniez — dodal Blaine.
Melhill przytaknal.
Przez chwile panowala cisza.
— A wiec maja zamiar wykorzystac nas jako zywicieli? — zapytal Blaine.
— Tak, do tego nas przeznaczono.
— Kiedy przyjda po nas?
— Kiedy zjawi sie klient. Jestem tutaj gdzies od tygodnia, przynajmniej mam takie wrazenie. Kazdy z nas moze byc zabrany lada chwila albo posiedzimy jeszcze przez tydzien czy dwa.
— I zniszcza nasza swiadomosc?
Melhill skinal glowa.
— Ale to jest morderstwo!
— Zgadza sie. Ale jak dotad jestesmy zywi. Moze policjanci przeprowadza oblawe.
— Watpie.
— Prawde mowiac, ja rowniez. Masz ubezpieczenie na zycie po smierci? Moze przezyjesz smierc?
— Jestem ateista — powiedzial Blaine. — Nie wierze w te bzdury.
— Ja rowniez. Ale zycie po smierci jest udowodnione. — Nie rob mi wody z mozgu — odpowiedzial gorzko. — Alez jest to udowodnione naukowo!
Blaine spojrzal badawczo na mlodego kosmonaute.
— Ray, czy moglbys mi w skrocie opowiedziec, co sie zdarzylo od 1958 roku?
— To nie bedzie latwe, tym bardziej ze nie jestem tak zwanym uczonym czlowiekiem.
— Chodzi mi o ogolny zarys. Co to za bzdury dotyczace zycia po smierci? Reinkarnacja i zywiciele? Co sie przez ten czas stalo?
Melhill westchnal.
— No dobrze. 1958. Gdzies kolo 1960 roku wyladowal statek kosmiczny na Ksiezycu. Jakies dziesiec lat pozniej dotarlismy na Marsa. Potem doszlo do krotkiej wojny z Rosjanami o asteroidy. Odbywala sie w przestrzeni kosmicznej, daleko od Ziemi. A moze to nie byli Rosjanie, tylko Chinczycy?
— Bez znaczenia — przerwal mu Blaine. — Opowiedz mi cos o reinkarnacji i zyciu po smierci.
— Postaram ci sie przekazac wszystko, czego dowiedzialem sie w szkole. Kiedys chodzilem na kurs „Ogolne zagadnienia dotyczace psychicznego przetrwania”. Bylo to jednak dawno temu.
Zaczekaj — Melhill koncentrowal sie przez dluzsza chwile. — Cudzyslow: „Od najwczesniejszych czasow czlowiek zdawal sobie sprawe z istnienia niewidzialnego swiata duchow i przypuszczal, ze po swojej smierci rowniez zamieszka w tym swiecie”. Domyslam sie, ze znasz te wierzenia. Egipcjanie i Chinczycy, alchemia w Europie i tak dalej. Przejde wiec od razu do Rhine’a. Zyl w twoich czasach. Badal zjawiska parapsychiczne. Slyszales o nim?
— Pewnie. Co odkryl?
— Scisle mowiac, nic. Ale wywolal zainteresowanie tym problemem. Potem Kralski z Wilna popchnal sprawe naprzod. Gdzies okolo 1987 roku. Nastepnie pracowal nad tym von Leddner. Sformulowal ogolna teorie zycia po smierci, ale nie dostarczyl zadnych dowodow. Wreszcie przyszedl czas na profesora Michaela Vanninga. Zebral wszystkie dotychczasowe wyniki i stworzyl spojna teorie na ten temat. A przede wszystkim — udowodnil istnienie zycia po smierci. Skontaktowal sie z duchami, rozmawial z nimi, nagrywal je i tak dalej. Rozpetalo to dyskusje, pobudzilo wiele ruchow religijnych. Wrzawa ogromna. Pewien znany profesor z Harvardu, James Archer Flynn, zaprzeczyl wynikom badan. Stwierdzil, ze sa sfabrykowane. Klocili sie z Vanningiem przez wiele lat. Gdy Vanning zestarzal sie, postanowil udowodnic calemu swiatu, ze sie nie myli. Przygotowal rozne slowa-klucze, majace wskazac miejsce, gdzie skryl przedmioty i obiecywal, ze po smierci poda odpowiednie dane, umozliwiajace odszukanie ich. Innymi slowy, obiecal, ze powroci, podobnie jak Houdini, ktory nie dotrzymal slowa. Nastepnie…
— Przepraszam, ze przerywam — wtracil sie Blaine — ale jesli jest rzeczywiscie zycie po smierci, czemu Houdini nie wrocil?
— Odpowiedz jest prosta, ale wyjasnie ci to w swoim czasie. W kazdym razie Vanning zabil siebie, zostawiajac dlugi list pozegnalny, w ktorym napisal o niesmiertelnej duszy czlowieka i nieuniknionym rozwoju rasy ludzkiej. Mozna przeczytac go w prawie kazdej antologii na ten temat. Pozniej odkryto, ze list ten byl napisany przez ducha, ale to juz inna historia. Na czym skonczylem?
— Na jego samobojstwie.
— Tak. I wyobraz sobie, po smierci skontaktowal sie Z profesorem Jamesem Archerem Flynnem, podal odpowiednie informacje i wszystko pasowalo. Zycie po smierci rzeczywiscie istnieje! — Melhill przeciagnal sie. — Instytut Vanninga ostrzegl wszystkich, zeby nie wpadac w histerie. Ale nic to nie dalo. Nastepne pietnascie lat przeszlo do historii pod nazwa „szalone lata czterdzieste” — zwilzyl wargi. — Szkoda, ze mnie wtedy nie bylo na swiecie. Wszyscy zaczeli zyc pelna piersia. „Niewazne co robisz: jestes morderca czy biskupem — na kazdego