cos zwiewnego weszla do pokoju i polozyla sie przy nim.
Lezeli w milczeniu. Przysunela sie blizej, Blaine wsunal ramie pod jej glowe.
— Myslalem, ze nie jestem w twoim typie.
— Nie tak do konca. Powiedzialam, ze wole wysokich, szczuplych mezczyzn.
— Kiedys taki bylem.
— Domyslalam sie tego.
Milczeli. Blaine czul sie coraz bardziej nieswojo. Zastanawial sie nad jej slowami. Czy to oznacza, ze sie jej podoba, czy moze takie zachowanie jest typowe dla tej epoki i jedynie swiadczy o goscinnosci?
— Pani Thorne, zastanawiam sie, czy…
— Och, przestan wreszcie gadac — nagle odwrocila sie do niego. Jej oczy w polmroku wydawaly sie niezwykle duze. — Czy o wszystko musisz pytac, Tom?
Pozniej, pelna rozmarzenia, powiedziala:
— Biorac pod uwage okolicznosci, uwazam, ze mozesz mi mowic Marie.
Rankiem po toalecie Blaine zjadl z Marie sniadanie. Wreczyla mu mala koperte.
— Jesli bedziesz w potrzebie, moge pozyczyc ci wiecej. A teraz, co sie tyczy pracy…
— Jestes mi bardzo pomocna, naprawde wiele ci zawdzieczam, ale reszte wolalbym zawdzieczac sobie.
— Dobrze. Na kopercie jest moj adres i numer telefonu. Zadzwon, jak tylko znajdziesz hotel.
— Zrobie tak — obiecal, patrzac na nia badawczo. Nie przypominala w niczym Marie z ostatniej nocy. Mozna byloby pomyslec, ze to dwie rozne osoby.
Gdy znalazl sie przy drzwiach, dotknela go lekko.
— Tom, prosze, badz ostrozny. I zadzwon.
— Dobrze.
Ruszyl na podboj swiata szczesliwy i pelen sily.
12
W pierwszej chwili zamierzal szukac pracy przy projektowaniu jachtow. Porzucil jednak te mysl, gdy wyobrazil sobie projektanta z 1806 roku, wedrujacego w podobnej sprawie po biurach konstrukcyjnych w 1958 roku. Mogl miec facet nawet wielki talent, ale co by odpowiedzial na pytania z zakresu wyliczania metacentrum, poziomow plywow morz, miejsc najwiekszych naprezen i najkorzystniejszego miejsca dla sonaru i radaru.
Kto zaplaci za jego nauke? Nie bylo sensu prosic o prace w biurze projektowym. Moze pozniej, gdy sie nauczy obecnej technologii, ale do tej pory trzeba z czegos zyc.
Podszedl do budki, kupil mikrofilm z „New York Timesem” i przegladacz. Gdy usiadl na napotkanej lawce, zabral sie do czytania ogloszen dotyczacych pracy.
„Konserwator potrzebny do automatycznej kawiarni. Wymagana jest tylko znajomosc podstaw robotyki”.
„Czysciciel kadlubow. Linie Mar-Goling. Koniecznie Rh+ i zabezpieczenie przed klaustrofobia”.
„Czlowiek do selekcji zlomu elektronicznego. Wystarczy podstawowa wiedza dotyczaca elektroniki. Jedzenie na miejscu”.
Blaine uswiadomil sobie, ze nawet prace wymagajace niskich kwalifikacji sa dla niego zbyt trudne. Spojrzal na rubryki, gdzie zamieszczone zostaly ogloszenia o pracy dla uczniow.
„Potrzebny mlody czlowiek, interesujacy sie drukiem czasopism. Wymagania: podstawowa znajomosc rachunku rozniczkowego i calkowego oraz umiejetnosc praktycznego zastosowania wzorow Hooteana”.
„Sprzedawca na Wenus. Placa plus procent od sprzedazy. Konieczna znajomosc podstawowego slownictwa jezykow: francuskiego, niemieckiego, rosyjskiego i ourescz”.
„Roznoszenie gazet. Agencja Eth-col. Konieczna umiejetnosc jazdy sprendingiem. Wymagana dobra znajomosc miasta”.
A wiec nie nadaje sie nawet na roznosiciela gazet! Poczul sie zniechecony. Znalezienie pracy okazywalo sie trudniejsze, niz myslal. Czyzby nikt w tym miescie nie kopal rowow, nie nosil bagazy? Moze cala fizyczna prace wykonuja tutaj roboty, a moze aby wozic piach taczkami, potrzebny jest co najmniej stopien naukowy? Co to za swiat?
Spojrzal na pierwsza strone gazety.
„Budowa nowej stacji na Oxa, Nowy Poludniowy Mars”.
„Zlosliwy upior podejrzewany jest o spowodowanie serii pozarow w Chicago. Przeprowadzono stosowne egzorcyzmy”.
„Bogate zloza miedzi wykryto w sektorze Sigma-G”.
„Motloch w Spencer Alabama zlinczowal i spalil dwoch miejscowych zombie. Podjeto odpowiednie kroki przeciwko przywodcom”.
„Jeden z naszych najlepszych antropologow twierdzi, ze archipelag Tuamoto jest ostatnim zakatkiem dwudziestowiecznego zycia”.
„Stowarzyszenie do Spraw Lawic Ryb Atlantyckich bedzie obradowalo w Waldorf’.
„Wilkolak wciaz nieuchwytny. W Tyrolu, w Austrii, zawiadomiono mieszkancow, aby nadal mieli sie na bacznosci”.
„W Izbie Reprezentantow upadla ustawa wprowadzajaca zakaz polowan i popisow gladiatorskich”.
„Szaleniec zabil cztery osoby w San Diego”.
„Liczba wypadkow helikopterowych w ciagu jednego roku doszla do miliona”.
Blaine odlozyl gazete. Byl jeszcze bardziej przygnebiony. Duchy, wilkolaki, upiory… Nie podobaly mu sie te zamierzchle slowa, ktore znow staly sie aktualne. Spotkal juz na swojej drodze zombie. Nie mial ochoty na nic wiecej.
Poszedl dalej przez dzielnice rozrywki. Ogladal polyskujace kopuly, plakaty reklamujace walki gladiatorow, odbywajace sie w Madison Square Garden, tablice ogloszen, zapraszajace na trojwymiarowe filmy i widowiska, w ktorych oddzialywano na wszystkie zmysly. Swietliste napisy informowaly o koncertach i wenusjanskiej pantomimie.
Blaine przypomnial sobie ze smutkiem, ze moglby byc jedynym pracujacym w rozrywce, gdyby tylko Reilly nie zmienil zdania. Wystepowalby w jednym z teatrow jako „Czlowiek z Przeszlosci”.
Alez tak! „Czlowiek z Przeszlosci”… w tej roli z pewnoscia by byl dobry — co wiecej — unikatowy. Korporacja Rexa uratowala mu w 1958 roku zycie, aby wykorzystac jego umiejetnosci. Zmienili zdanie — ale on nie musi sie do nich stosowac. Swoja droga… i tak nie ma wyboru.
Pospieszyl do ogromnego biura i znalazl w spisie na scianie nazwiska szesciu teatralnych agentow. Wybral spolke „Barnex, Scofield Styles”. Winda zawiozla go na osiemnaste pietro.
Wszedl do luksusowej poczekalni. Na scianach wisialy duze trojwymiarowe fotografie aktorek. W najdalszym krancu siedziala sekretarka. Spojrzala na niego pytajaco. Podszedl do biurka.
— Chcialbym z kims porozmawiac na temat mojego wystepu.
— Przykro mi, ale nie mamy teraz wolnych miejsc.
— Ale to jest wyjatkowe, niepowtarzalne przedstawienie.
— Naprawde jest mi przykro. Moze niech pan sprobuje w przyszlym tygodniu.
— Niech pani poslucha. Moje przedstawienie to naprawde cos wyjatkowego. Widzi pani — ja jestem czlowiekiem z przeszlosci.
— Nie interesuje mnie, czy jest pan duchem Scotta Merrivale’a — odpowiedziala slodkim glosem. — Nie mamy miejsc. Niech pan sprobuje w przyszlym tygodniu.
Blaine obrocil sie na piecie. Niski, krepy mezczyzna przeszedl szybko obok niego, pozdrawiajac sekretarke.
— Dzien dobry, pani Thatcher.